Abp. Michalik o sytuacji w Kościele, Narodzie i nie tylko…

„Ciągle działają ideolodzy, którzy są odpowiedzialni za morderstwa księży i do dzisiaj próbują być władcami dusz” – podkreśla abp Józef Michalik. Jego zdaniem czołowe polskie media promują relatywizm religijny i społeczny. Abp chwali też księży marianów za decyzję ws. Ks. Bonieckiego.

 


KAI: Niedawno obchodził Ksiądz Arcybiskup jubileusz 25-lecia sakry biskupiej. Jakie elementy tej posługi są najważniejsze?


– Biskup, to przede wszystkim kapłan, a kapłan to pośrednik. Wartość jego posługi zależy od tego, na ile jest zdolny ukazać Pana Boga ludziom, a także ludzi zbliżyć do Pana Boga. Jest to posługa modlitwy i głoszonego słowa, świadectwa życia, pracy, a także pośrednich wysiłków, aby nie promować siebie lecz Bożą sprawę.



Lata biskupie uczyły mnie też radości z upokorzeń i osobistych niepowodzeń, które staram się przenosić w inną perspektywę wiary z nadzieją jednak, że one też czemuś służą. Staram się pomagać ludziom na drogach ich poszukiwań kontaktu z Panem Bogiem, przy ciągłej świadomości, że serce człowieka otwiera Bóg a nie ludzka mądrość, spryt czy inteligencja.



KAI: Biskupia posługa Księdza Arcybiskupa czasowo zbiega się mniej więcej z rzeczywistością demokratycznej Polski. Co jest istotą posługi Kościoła w czasach wolności?



– Istota służby jest zawsze ta sama, a warunki trzeba spokojnie, pokornie i odważnie rozeznawać. Jeszcze zanim nastała wolność wiedziałem, że siłą przyszłej rzeczywistości czyli w pełni demokratycznej Polski, siłą wolności będzie młodzież, studenci i dobrze uformowani świeccy. Nie brałem jednak pod uwagę, że ludzie aż tak bardzo uwarunkują się nowymi okolicznościami i że zabraknie im odwagi do radykalizmu ewangelii, który w czasach przemian jest niezwykle ważny, bo wymaganie łączy się z wyrozumiałością wobec słabości, pomaga słabym dźwigać ciężary i nigdy nie zdradza zasad, tworzących chrześcijańską hierarchię wartości gdzie Bóg jest na pierwszym miejscu, a człowiek i jego sprawy na właściwym miejscu.



KAI: A co z wolnością?



– Przyznam, że nie spodziewałem się, że wolność spowoduje nowe niewole: posiadania, znaczenia, władzy, wybicia się a także donosicielstwa. To jest bardzo trudne dziedzictwo postkomunizmu; dziedzictwo wojny, kiedy oszukiwanie niesprawiedliwości panujących było cnotą. Widzę, że odejście od tego jest bardzo trudne. Widać także brak wrażliwości w etyce pracy, ujawniły się przestępcze grupy zagrażające zwykłym ludziom a wspierane przez byłych „właścicieli” Polski. Dziś na szczęście sytuacja się nieco uspokaja. Tak więc demokracja przyszła do nas wraz z pewnymi chorobami.



Byłem i jestem świadomy, że Kościół ma zawsze, a także w demokracji ważną rolę do spełnienia, że jego funkcja nie będzie polegała na tym, by dla własnego interesu kogokolwiek piętnować lub promować.


Trzeba też wspomnieć o zawodzie jaki sprawili Kościołowi ludzie budzący pierwotnie jego nadzieje. Tymczasem okazali się jego ukrytymi wrogami. Wydawało się, że dialog z ludźmi na płaszczyźnie humanitarnej uczciwości nawet przy różnicy ideowej przyniesie efekty. Niestety, przeważył interes ideologiczny, lęk o „rząd dusz” i dziś widzimy tych, którzy kiedyś byli przyjaciółmi a dziś są wrogami głębokiego, nadprzyrodzonego, religijnego oddechu.



KAI: Jakie konkretne osoby czy środowiska Ksiądz Arcybiskup ma na myśli?



– Chodzi o różne środowiska. Przecież ciągle działają ideolodzy, którzy są odpowiedzialni za morderstwa księży i do dzisiaj próbują być władcami dusz. Niestety, w 1989 r. zakłamana rzeczywistość nie odmieniła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.



Wspomnę o straszeniu klerykalizmem, „czarną” Polską, co próbowała wmówić społeczeństwu część elit intelektualnych. I ta przedziwna zmienność ideałów: raz ci ludzie zachwycali się Solidarnością i prezydentem Wałęsą, kiedy indziej oskarżali go o wszystkie grzechy, zawinione i nie. Ta cała szarpanina była wzniecana celowo i będzie trwać. Funkcją Kościoła jest, by nie dał się uwikłać w żaden z tych wirów ale też nie był pasywny lecz realizował swoją misję, aby był świadkiem obecności Chrystusa i praw Boga do obecności w życiu człowieka oraz w życiu publicznym świata, a będzie to możliwe przez budzenie aktywności świeckich.


KAI: No właśnie, co Ksiądz Arcybiskup sądzi o kondycji polskiego laikatu?



– Jestem wdzięczny Panu Bogu za wiarę ludzi świeckich, bo tam są korzenie także mojej wiary, choć może być ona i powinna być jeszcze głębsza. Nie trzeba się bać stawiania tych wymagań sobie i innym, ale także okazywać zaufanie do osób świeckich. Mówić, że chodzi o nową odpowiedzialność, wspólną z hierarchią i Papieżem, o nową ewangelizację. Boleję nad tym, że w Akcji Katolickiej nie ma dzisiaj w Polsce stu tysięcy oddanych wierzących, zaangażowanych w życie i przekaz Ewangelii, chociaż cieszę się obecnością zarówno tego stowarzyszenia jak i wielu ruchów i wspólnot. Cieszę się, że działa Ruch Światło-Życie, neokatechumenat, Odnowa w Duchu Świętym i boleję, że jest ich tak mało.



Widzę, że jeśli Kościół w Polsce oddycha wiarą, to oddycha, owszem, dzięki wielkim, ofiarnym, cierpiącym prześladowania, więzionym biskupom, kapłanom-męczennikom, ale też tym zwykłym, codziennym nauczycielom wiary, dzięki rodzicom, nauczycielom, dzięki świeckim. Przekaz wiary dokonuje się nie tylko w rodzinie, ale i w sąsiedztwie. Przekaz wiary to także tradycja, która następnie niesie pewne zwyczaje i stawia pytanie „dlaczego ten zwyczaj”?



Sądzę, że z laikatem w Polsce nie jest źle: jest życie sakramentalne, żywa obrzędowość katolicka, liczne uczestnictwo w niedzielnej Mszy św. Ale gorliwości apostolskiej i powszechnej tęsknoty za pogłębieniem wiedzy religijnej zarówno wśród elit jak i wśród szarych parafian jest za mało. Obserwujemy jak to wszystko zaczyna się rozwadniać, choć zjawisko erozji wiary zawsze miało miejsce. W tej dziedzinie nie jestem naiwny. Przed czterdziestu laty byłem w Warszawie regularnym duszpasterzem w jednej z parafii i nie było lepiej niż dzisiaj. Dojeżdżałem tam w sobotę i niedzielę, a nawet przez pewien okres katechizowałem tam dzieci. Widzę, że dzisiaj są nowe formy religijności, specyfika wielkich miast znacznie się różni od wiosek. Wystarczy jednak spojrzeć na zachodnią Polskę. Będąc przez kilka lat w diecezji zielonogórsko-gorzowskiej obserwowałem naprawdę dużą aktywność laikatu, wcale nie mniejszą niż na zachodzie Europy. I zauważamy, że wcale nie ma tam mniej ani powołań ani sukcesów niż w innych regionach kraju.



Ludzie świeccy potrafią inicjować ważne dzieła – na przykład działający do dziś Dom Samotnej Matki w Żarach. W archidiecezji przemyskiej, czyli na drugim krańcu Polski także istnieje cała sieć DPS – ów prowadzonych przez parafie i domów pomocy dla dzieci, których absolwenci są już po studiach – a inicjatywę tę podjął człowiek świecki. Działa też cała sieć pomocy „Wzrastania” im. Jana Pawła II, towarzysząca ubogim młodym w trudnościach życiowych i coraz pełniejszym przyjmowaniu chrześcijańskiego systemu wartości. W każdej diecezji w Polsce istnieją liczne dzieła kulturotwórcze i charytatywne świadczące o udziale świeckich w życiu Kościoła.



KAI: Czy po 22 latach wolności głos Kościoła jest wystarczająco dobrze słyszalny i właściwie „ustawiony”, jeśli chodzi o formę i treść?



– Głos na pewno jest słyszalny, ale czy uwzględniany w życiu i wyborach ludzi, a jeszcze bardziej trzeba pytać czy uwzględniany w życiu publicznym, społecznym? Do nas należy głosić, zachęcać przekonywać. Serca i sumienia nie otwiera jednak ktoś inny! Jest znacznie więcej inicjatyw, niż kiedyś. Funkcjonuje Biuro Prasowe, działa Katolicka Agencja Informacyjna, ruchy, wspólnoty. Coraz więcej dziennikarzy w niekatolickich mediach ujawnia chrześcijańskie spojrzenie na rzeczywistość. Nawet wśród niewierzących dziennikarzy pojawia się niekiedy chrześcijańska hierarchia wartości – i to stanowi o ważnym, cichym zwycięstwie Kościoła, jego najbardziej twórczej obecności w społeczeństwie.



Chodzi bowiem o to, by nawet ci, którzy nie uważali się za chrześcijan byli nimi ze sposobu myślenia, praktyki życiowej. Myślę, że, w stosownym czasie, Pan Bóg nie odmówi takim osobom łaski wiary i zbawienia. Funkcją Kościoła hierarchicznego jest pomoc w tym względzie i pozbawione lęku głoszenie ewangelii, co, swoją drogą, także i dziś wywołuje „zgrzyt”. Proszę jednak zwrócić uwagę na zmianę świadomości jaka dokonała się w Polsce wobec kwestii życia poczętego, że ponad 50 proc. społeczeństwa słusznie uważa aborcję za wielkie zło – to wielki sukces Kościoła. Kościół nie milczał, to była formacja, przekaz wiedzy, nawet walka, konfrontacja. Trzeba wciąż podkreślać wielkie, w tej sprawie, zasługi takich ludzi jak ks. Karol Wojtyła, dr Włodzimierz Fijałkowski, dr Wanda Półtawska, inż. Antoni Zięba czy Teresa Strzembosz i inni, którzy w różny sposób angażowali się na rzecz ratowania nienarodzonych dzieci. Ta garstka osób, bo było ich w sumie może z dziesięcioro, promowała ten temat w najcięższych czasach. Dzięki nim współczesna świadomość dotycząca poczętego życia jest zupełnie inna. Dziś Kościół musi wyjaśniać kolejne kwestie, np. moralności in vitro i mam nadzieję, że dokona się to z podobnym skutkiem.



Odejście od prawa natury, jest wielkim zagrożeniem świata i człowieka. Czytamy dziś o różnych krzyżówkach genetycznych. Przecież to jest wszczepienie bardzo wątpliwej i budzącej grozę zagadki w człowieka, w rodzaj ludzki.



Kolejny wolnościowy wątek to rozliczenie się z historią. Kto porusza dziś temat księży Zycha, Niedzielaka czy Suchowolca i innych pomordowanych księży? Nie chodzi o zemstę lecz powiedzenie, że zaistniało coś bardzo złego, niewłaściwego, co trzeba nazwać po imieniu.



Kościół nie może też pozwolić na kłamstwa o narodzie. Przecież to, co robią dziś niektórzy przyjaciele Grossa, nagłaśniając rzekomy polski antysemityzm jest próbą wmówienia fałszu Polakom, żeby się wstydzili, że są Polakami. O to tu głównie chodzi. Tymczasem wystarczy wspomnieć rodzinę Ulmów z Markowej czy Podgórskich z Przemyśla, gdzie 16-letnia dziewczyna, z narażeniem życia przez całą wojnę ukrywa trzynaścioro Żydów w małym, wynajętym mieszkaniu. Takich faktów są tysiące, trzeba je nagłaśniać i w ten sposób doprowadzić do samokompromitacji rzeczników kłamstwa.



KAI: Kościół w Polsce zmaga się z tymi samymi problemami i wyzwaniami, jakie stają obecnie przed Kościołem powszechnym. Jakie najważniejsze spośród nich należałoby wymienić, jak na nie reagować?



– Rzeczywiście, cierpimy wszyscy na atrofię wiary i religijności. Nie czujemy się powołani do apostolstwa, do przenikania ewangelią świata, do świętości. Kościół w Polsce oddycha tym samym powietrzem wiary, którym oddycha cały Kościół. I nie może zamykać się we własnej, rzekomej doskonałości. Są niestety i takie grupy, które powoli odchodzą od jedności z Kościołem powszechnym, stają się martwym jego członkiem i, mówiąc szczerze, przeobrażają się w sektę.



KAI: Dlaczego tak się dzieje?



– Chyba dlatego, że chcą być doskonali dla siebie samych we własnym gronie, tymczasem wierność wobec Chrystusowej idei założycielskiej Kościoła oznacza troskę o innych, o całość, o jedność. Walka z grzechem przy akceptacji także grzesznika. W Kościele jest miejsce dla ludzi dążących do świętości a nie tylko dla świętych. Także dla błądzących, ale uczciwie szukających powrotu. W związku z tym, głównym celem Kościoła jest być wiernym Panu Jezusowi, który wskazywał jak się zachować w różnych sytuacjach. Warto mieć na uwadze apostołów, ludzi pierwszych wieków chrześcijaństwa, Ojców Kościoła, przemyśleć jak oni się zachowywali i wyciągnąć wnioski. Każdy czas ma bowiem swoje wyzwania. Jestem przekonany, że Kościół powinien się ciągle uświęcać i uczyć, to znaczy pozbywać się balastu grzechu, zła i niewłaściwych wyborów. A więc, nie tyle: Ecclesia semper reformanda [Kościół stale się reformujący – przyp. KAI] ile raczej Ecclesia semper sanctificanda [Kościół stale się uświęcający]. Reformę bowiem robią ludzie, a uświęcenie dokonuje się we współpracy z Bogiem i to jest nasze główne zadanie.



Jesteśmy wciąż przyzwyczajeni do statystyk, z nadwrażliwością reagujemy na to czy jest pół procenta więcej czy mniej. Jednak statystyka nie ujmie tego, co w życiu Kościoła jest najważniejsze: nawrócenia, skomplikowanej sytuacji człowieka, który nie nawrócił się zewnętrznie, ale być może, odmienił się już wewnętrznie, proszę zauważyć przypadek Charles’a Péguy. Sukcesem Kościoła nie są liczby, lecz przede wszystkim konkretny człowiek, który się zbawia, walczy ze sobą, pokonuje siebie.


Sukcesem Kościoła w ostatnich latach, jest, w moim przekonaniu, chociażby marksista, który przeprasza za zło, które wyrządził w młodości swoimi publikacjami i deklaruje, że czuje się z ducha katolikiem, choć jeszcze do spowiedzi nie chodzi. Takie świadectwo dał prawie przed śmiercią Leszek Kołakowski.



Kościół nie może zamykać oczu na nowe prądy, musi rozeznać dlaczego rodzą się niechęci wobec niego, odejścia z Kościoła i bolejąc nad faktem musi temu przeciwdziałać. Cóż, Kościół niekiedy „traci”, bo stawia wymagania etyczne. Ludzie nie zawsze rozumieją zło i kontestują: dlaczego przeciwstawia się aborcji, antykoncepcji czy in vitro? Dlaczego mówi o, owszem, bardzo trudnych wyborach dotyczących czystości przedmałżeńskiej i w małżeństwie, także czystości kapłaństwa? Dlaczego nie zrezygnuje, przecież pozyskałby rzesze? Dlatego, że to nauczanie jest słuszne dla dobra samego człowieka i jego zmiana, na szczęście, zależy od nas. Pomijając już fakt, że taki zrelatywizowany Kościół owych rzesz by nie pozyskał, nie poszłoby za nim więcej ludzi.



KAI: Episkopat od kilku lat przygotowuje obszerny dokument społeczny. Jakie kwestie zostaną w nim potraktowane jako najważniejsze wyzwania w sferze społecznej w kontekście dzisiejszej Polski?



– Ważnych a niepokojących problemów społecznych jest sporo: prawa człowieka, rodzina, koncepcje wychowawcze, etyka pracy, emigracja, nowa ekonomia, dobro wspólne, język debaty politycznej, odpowiedzialność społeczna itd. Mam nadzieję, że dokument będzie gotowy w ciągu najbliższych miesięcy.



KAI: Stolica Apostolska mówi dziś coraz więcej o potrzebie nowej ewangelizacji. Jak winna ona przebiegać na ziemi polskiej? Jakie są kluczowe sprawy, które z tego punktu widzenia są najważniejsze?



– Ewangelia się nie zmienia, chodzi o wniesienie nowego zapału, zachęty do zainteresowania się ewangelią, poznania jej i promowania. Był taki moment w Kościele posoborowym, w którym jako ideał chrześcijanina prezentowano anonimowe chrześcijaństwo, to znaczy: nieme, a to jest błąd. Byłoby przecież zaprzeczeniem ewangelii, gdybyśmy chcieli zachować wiarę i zbawienie tylko dla siebie. Kardynał Ratzinger, teraz także jako papież, powtarza za Janem Pawłem II, że Jezusa, wiary, nadziei zbawienia nie można zatrzymywać dla siebie, trzeba je głosić.



Nowa ewangelizacja to także Asyż, czyli otwarcie się na innych, mimo trudności, które ten fakt powoduje w umysłach tych, którzy chcieliby zamknąć Kościół tylko do własnego ogródka, do swojego środowiska. To jest odwaga spojrzenia oczyma św. Pawła: głosząc ewangelię idę dalej, przekraczam różne granice kultur. Nowa ewangelizacja to wezwanie do niesienia Dobrej Nowiny przez świeckich, bo profesor bioetyki nie zawsze zechce słuchać księdza, który nie jest w bioetyce kompetentny. Ale kolega profesora czy jego asystent powinien pomagać temu uczonemu w otwarciu oczu na świat życia duchowego i przekonać go, że człowiek oddychający pełnią człowieczeństwa to ktoś otwarty na nadprzyrodzoność, transcendencję. Zaniesienie ewangelii do wszelkich środowisk na ziemi jest nowym wyzwaniem, natomiast rodzi się pytanie czy adresaci tej misji zechcą ich słuchać i dokonają takiego wyboru – trzeba to zostawić gorliwości ludzkiej i Panu Bogu a przy tym modlić się, by tak się stało.


Pierwotne nawrócenia były często okupione śmiercią apostołów. Dzisiaj postęp ewangelii pewnie też będzie musiał być okupiony trudem, pracą a może i świadectwem życia.



KAI: Podczas wspomnianej wizyty w Asyżu Benedykt XVI zwrócił uwagę na znaczenie dialogu Kościoła z niewierzącymi, zaprosił nawet na to międzyreligijne spotkanie pięciu ateistów. Kard. Ravasi mówił kilka dni temu w Polsce o organizowanych w różnych metropoliach świata spotkaniach z cyklu „dziedziniec pogan”. Czy nie uważa Ksiądz Arcybiskup, że także Kościół w Polsce winien podjąć bardziej aktywny dialog z niewierzącymi?



– W pewnym momencie byłem członkiem papieskiej Rady ds. Dialogu z Niewierzącymi, którą potem rozwiązano ze względu na brak interlokutorów (przekazując odpowiedzialność za te relacje Papieskiej Radzie Kultury). I to jest właśnie problem. Do roku 1989 dialog z niewierzącymi w Polsce był utrudniony zakazem i promocją oficjalnego ateizmu.



Znam wielu niewierzących i chętnie z nimi rozmawiam na różne tematy, bo są fachowcami w wielu dziedzinach. Natomiast problem polega na tym, czy obudzone są w nich potrzeby życia religijnego, czy są otwarci na transcendencję.



Spójrzmy na konkretne przykłady. Jeszcze ileś lat temu dialog wiary z profesorem Leszkiem Kołakowskim był absolutnie niemożliwy (chociaż był możliwy dialog ludzki) i to nie z powodu cenzury lecz z powodu jego przekonań. Później Profesor stał się przyjacielem wielu księży. Jeden z nich, ksiądz Piwowarczyk, w wydanej w Szwajcarii książce napisał, że Kołakowski to święty Paweł współczesnych czasów. Książka wyszła 20 lat temu a więc jeszcze za życia profesora. Dialog stał się możliwy, i zauważono że ten człowiek myśli po chrześcijańsku. Trudno byłoby mi wymieniać kandydatów do podobnego dialogu, który miałby odbyć się dziś. Nie trzeba więc zakładać, że ów dialog będzie się toczył ze wszystkimi jednakowo, ale trzeba te perspektywy otwierać i pokazywać: kolejarze-kolejarzom, księgowi-księgowym, dziennikarze-dziennikarzom itd.



Podobnie w relacjach rodzinnych, sąsiedzkich. Pogłębić wiarę wierzących – oto pierwszy warunek nowej ewangelizacji. Trzeba też uzmysławiać innym, że człowiek niewierzący też może być zbawiony, ale coś w życiu traci. Musimy przy tym stale pamiętać, że to nie my nawracamy, bo ludzkie serce otwiera zawsze ktoś inny.



KAI: Czy jednak nie uważa Ksiądz Arcybiskup, że wymogiem naszych czasów powinna być bardziej ożywiona działalność Komitetu Episkopatu ds. Dialogu z Niewierzącymi? Czy to gremium, idąc tropem ostatniego spotkania w Asyżu, nie powinno zainicjować takiej rozmowy na polskim gruncie?



– Może warto spróbować. Redakcja KAI ma tu na pewno potrzebne doświadczenie i szerokie kontakty, które chyba pozwoliłyby, z poszanowaniem drugiej strony, rozwinąć je aż do zaproponowania zewnętrznej formy rozmowy – dialogu. Nie uda się to za pomocą ogłoszenia: „zapraszamy niewierzących do dialogu”. Bezpośrednie, przyjacielskie rozmowy i zaproszenie do dyskusji o różnych, ważnych kwestiach mogło by poszerzyć nasze horyzonty.



Zaś nowa ewangelizacja to przestawienie duszpasterstwa z „usługowego” na apostolskie. Pan Jezus polecał apostołom: idźcie i nauczajcie. Nie chciał czekać na tych, którzy mają potrzeby religijne aż przyjdą do Niego – chociaż tacy byli – tylko szedł do ludzi i posyłał do nich swoich apostołów. Niekiedy to Jego nauczanie padało między ciernie ale były takie ziarna, które trafiały na żyzny grunt i ktoś się otwierał. Jakiś Nikodem, który przychodził nocą, jakiś Józef z Arymatei też coś odczuł, nie nawrócił się cały Sanhedryn ale powoli ewangelia wydawała plony.



KAI: Pod patronatem Papieskiej Rady Kultury odbywają się od niedawna w rożnych metropoliach świata debaty z niewierzącymi określane jako „Dziedziniec pogan”. Czy możemy spodziewać się takiego spotkania w Warszawie?



– Byłem przed laty świadkiem narodzin tej inicjatywy jeszcze w Rzymie, kiedy pierwsze trzy stolice europejskie zostały objęte akcją „Misje w metropolii”. Charyzmatycy i inne ruchy kościelne często prowadzą na ulicach takie akcje. W naszej diecezji od kilkunastu lat chodzi po Bieszczadach grupa ewangelizacyjna. Próbuje zainicjować rozmowę z przypadkowymi ludźmi, wierzącymi i niewierzącymi. Przecież nikt nie chodzi z transparentem: „Jestem niewierzący, szukam dialogu!”. Trzeba jednak zauważyć, że jest to raczej spektakularne zwrócenie uwagi na temat, bardziej początek drogi aniżeli inicjatywa prowadzona z przekonaniem, że natychmiast będzie skuteczna.



Ale bywają przypadki – znam ich bardzo wiele – że ten zapał młodzieży przynosi owoce. Miałem okazję chrzcić w Rzymie Chińczyka i Albańczyka w centrum młodzieżowym św. Wawrzyńca, które za czasów Jana Pawła II utworzyła Papieska Rada ds. Świeckich. Bezinteresowna gościna, kontakt młodych przybywających do Rzymu z tamtejszymi młodymi miała również i takie owoce. Ci młodzi, przybywający ze świata, w którym nie mogli poznać Boga odnajdywali w Kościele swoje miejsce. Potwierdzały się w tym wypadku słowa Jana Pawła II: „Człowiek jest drogą Kościoła, człowiek jest drogą Ewangelii”.



KAI: W wielu dyskusjach – nie tylko toczonych w mediach ale i wewnątrz Kościoła – pojawia się teza o upolitycznieniu części Kościoła w Polsce, które przejawia się w mało budujących i nie służących ewangelii podziałach wewnątrz wspólnot świeckich a nawet zakonnych. Czy odczuwa to ksiądz Arcybiskup jako zagrożenie dla Kościoła?



– To nie jest zagrożenie, to jest nieprawda! Termometr polityczny w Polsce jest bardzo wrażliwy, ale dosyć niezależny. Zresztą, każdy ma prawo do swoich politycznych przekonań i, jak widać, nie zamierza słuchać w sprawach opcji politycznych kogokolwiek. Inną rzeczą jest interpretacja wydarzeń związanych z wyborami: jeśli szef jednej partii rozsyła do proboszczów list z prośbą by na tę partię głosowali, to wszystkie media na ten temat milczą. Natomiast kiedy jakiś proboszcz w Mysich Kiszkach popierał kogoś z partii przeciwnej, to od razu podniesiono larum, że Kościół tę partię popiera. Naród powoli dojrzewa i widzi, że obydwie postawy są niewłaściwe i że chodzi o czystą manipulację.


Mnie także niektórzy próbują „zapisać” do jakiejś partii, mimo że z żadną partią nie utożsamiałem się nigdy, stosując ocenę ugrupowania według tego jakie wartości uznają kandydaci z listy i samo ugrupowanie! Całym sercem staram się popierać polityków, którzy mają odwagę być uczciwi, zatroskani o Polskę a nie o los własnej partii. Popieram tych, którzy bronią życia i inne Boże przykazania i chcą promować dobro wspólne w oparciu o etykę a nie własny interes. Taka jest też postawa wypływająca z nauki Kościoła.



KAI: Zatem oskarżenia o zaangażowanie polityczne wynikają z niesprawiedliwego osądu, to znaczy pojawiają się wtedy, gdy Kościół po prostu wskazuje na niesprawiedliwość?



– Nie wykluczam, że mogą być konkretne nadużycia, albo drażliwe sytuacje, wobec których trzeba się dystansować, pamiętając, że i Pana Jezusa o to samo oskarżano, że się utożsamia z jednym lub drugim ugrupowaniem. Ludzie nie znający Kościoła niekiedy, bez złej woli, nie rozumiejąc, oskarżają go albo domagają się od niego rzeczy niemożliwych i tu trzeba cierpliwie tłumaczyć. Są, niestety, także wrogo nastawione do Kościoła środowiska czy konkretni ludzie, którzy nie liczą się z prawdą i sumieniem w stawianiu zarzutów czy oskarżeń i tu sprawa się nieco komplikuje. Zawsze trzeba bronić prawdy, ale nie przejmować się złośliwościami.



KAI: Religijność Polski wydaje się wciąż stabilna. Ale widać pewne niebezpieczne rysy, szczególnie w młodym pokoleniu, czego oznaką tego jest zwiększające się środowisko osób zdecydowanie niechętnych Kościołowi Żerują na tym niektóre ruchy polityczne, w rodzaju Palikota? Jak na to reagować?



– Sądzę, że trzeba zacząć od pytania dlaczego tak się stało, od analizy sytuacji. Otóż jeśli rozsiewa się wirusy, to trudno by nie wywołały one żadnych skutków, oznak choroby. Zauważmy jak wiele zła powodują prądy nihilistyczne promowane już od dziesiątków lat, albo liczne antyklerykalne wystąpienia w prasie. Jakże często media, o największym nakładzie, stają się centrami rozsiewania relatywizmu religijnego, moralnego, społecznego, narodowego. Niekiedy konkretni ludzie, którzy niegdyś krzewili ateizm marksistowsko-komunistyczny, zmienili barwy, ale nadal propagują nihilistyczny ateizm. Nie chciałbym wymieniać tytułów, bo nie zamierzam im robić reklamy a poza tym nie chcę piętnować wszystkich, bo pracują tam także uczciwi ludzie. Zresztą wszyscy wiedzą o kogo chodzi.



Jeśli nieustannie sieje się wątpliwości moralne, sugerując, że wszystko wolno, młodzież w efekcie traci wrażliwość moralną i zdolność do odróżniania dobra i zła. Pozostaje jedynie „zadyma”.


Są pisma, które od 20 lat plują na patriotyzm, na naród, pojawiają się oskarżenia o nacjonalizm. Niektóre media celowo dokonują alienacji pojęć, zaś wielu polityków, ludzi autorytetów czy twórców kultury nie ma odwagi by jasno zaświadczyć o prawdzie. Czasami, bywamy mile zaskoczeni, jak podczas niedawnych wypowiedzi w obronie krzyża na sali sejmowej. Okazuje się, że są politycy, którzy czują odpowiedzialność przed wyborcami. Jedynie dwa ugrupowania – Ruch Palikota i SLD – zadeklarowały się przeciwko krzyżowi, ale i wśród nich są pewnie głębsi i bardziej odpowiedzialni ludzie. To rodzi nadzieję, że zostaną utrzymane granice przyzwoitości w relacji do wartości i świętych symboli.



KAI: W najbliższym czasie sejm podejmie zapewne szereg debat związanych z fundamentalnymi wyborami moralnymi, jak zapłodnienie in vitro, legalizacja związków partnerskich, ustawa aborcyjna a być może także eutanazja. Czy Ksiądz Arcybiskup nie obawia się, że dowie się czegoś o klasie politycznej, czego nie chciałby się dowiedzieć?



– Dowiemy się i to już niebawem, że istotnymi problemami są bieda i kryzys gospodarczy. Wspomniane wyżej tematy lansują pseudo-politycy, którzy nie mają za poczucia odpowiedzialności za ludzi i za dobro wspólne. Chcą się w polityce zabawić, myślą o niej pod kątem swojego zaistnienia w telewizji tak, by jego partner czy jej partnerka byli zachwyceni ich sławą. Ale dojdą do tego, że wstydzić ich się będą własny ojciec i matka, a także naród. Znikną, ale pogrążą w tym czasie także to, co jest zadaniem do wykonania.



Rząd, który będzie pełnił władzę przez najbliższą kadencję ma dobre rozeznanie sytuacji, lepsze aniżeli owi nieodpowiedzialni ludzie i musi niepokoić się tym, że przez takich „polityków” będzie miał mniejszy potencjał sprawczy. A przecież nie uciekniemy jako społeczeństwo przed koniecznością zaciśnięcia pasa, rezygnacji z pewnych wygód, podjęcia skutecznej walki z inflacją, długiem zagranicznym z korupcją i nadużyciami. Bo to właśnie nas pożera, pożre nas FOZ, a takich FOZ-ów jest u nas więcej. Przecież w dziedzinie służby zdrowia poniesiono klęskę! Nie udawajmy, że nie widzimy problemów. Szpitale w moim regionie otrzymują znacznie mniej pieniędzy niż placówki w województwach mazowieckim czy śląskim. Uważają, że tam lud jest cierpliwy i to zniesie.



Do nikąd prowadzi też obecny system szkolnictwa, przyzwalający na wychowanie bezideowe, bez wartości.


Wierzę, że w obliczu wyzwań przed jakimi stajemy rząd będzie musiał powrócić do źródeł, do wierności zasadom, do nie składania pustych obietnic. Ostatnio zresztą, było ich już mniej niż cztery lata temu. Czekam na to, aż wszystkie partie zjednoczą się w wysiłku rozwiązywania najistotniejszych problemów.



KAI: A gdyby siedział tutaj premier Donald Tusk, to co by mu Ksiądz Arcybiskup powiedział w związku z przedstawioną przed chwilą diagnozą?



– Powiedziałbym, że mu współczuję, bo ma naprawdę trudną sytuację, ale zarazem wielką szansę, której w okresie minionych 22 lat nie otrzymał żaden rząd. Zachęciłbym go, aby miał odwagę realizowania prawdziwych zadań i przeciwstawiał się realizacji pseudo problemów. Niech odradza wiarę w uczciwość polityków mówiąc i wymagając, aby pewne zasady, świętości i zdrowej hierarchii, wartości były nienaruszalne. A ma ku temu niezbędne środki – większość parlamentarną. Ma szanse zrealizować wielkie dzieło dla Polski. Zachęciłbym, aby nie lękał się być uczciwym, zatroskanym o dobro innych, a nie tylko swojej partii, gdyż zyska ona na tym wtedy, gdy sprawy kraju toczyć się będą we właściwym kierunku.



KAI: Kilka dni temu powiedział Ksiądz Arcybiskup, że „żyjemy w czasie, kiedy bardzo mocno działa anty-Kościół, antyklerykalizm, ruch antyeklezjalny i ogólnie jest dużo tego ‘anty’ nastawienia”. Czy uważa Ksiądz Arcybiskup, że jakąś część odpowiedzialności za ten stan rzeczy ponoszą też sami chrześcijanie, w tym sensie, że ich świadectwo nie jest klarowne dla innych lub też mają wypaczony obraz Boga (na co wskazywał niedawno Benedykt XVI)?



– Sądzę, że powinniśmy stawiać sobie takie pytania, gdyż to jest droga postępu. Jednocześnie przypomina mi się piękne i mądre przemówienie jakie wygłosił niedawno prezydent Czech, Václav Klaus, który podkreślił, że Kościół powinien mówić odważniej, więcej, bardziej doniośle.



Nowa ewangelizacja jest też zadaniem dla nas. Nie trzeba się bać, że jesteśmy po przegranej stronie. Jesteśmy po stronie trudu, dobra i piękna, a więc po stronie zwycięskiej także w perspektywie nadprzyrodzonej. Nasze aspiracje, ale również nasze błędy są zupełnie inne, niż sądzą wrogowie Kościoła. Mamy być miastem położonym na górze i wszystko w naszym życiu ma być czytelne. Nie mamy powodów, żeby coś ukrywać. Warto realizować dobre dzieła, bo dobro jest trwalsze, niż zło. Zło jest krzykliwe, lecz dobro jest trwalsze. Trzeba pozytywnie patrzeć na wartość ofiary, dobrego słowa, ofiarowanego cierpienia i dobrego programu, wypracowywanego we wspólnocie. Świat potrzebuje dziś czytelnego, zorganizowanego świadectwa wiary, dwóch albo trzech, wiedząc, że naszą siłą jest Boże wsparcie.



KAI: Księże Arcybiskupie, czy pełniona przez Kościół misja jednania człowieka z Bogiem, pojednania między ludźmi i jednania człowieka z samym sobą ma też jakieś szersze znaczenie, obejmujące cała Polskę?



– Wiemy, że tylko zdrowe drzewa rodzą zdrowe owoce. Wskazuje to jak wielkie znaczenie ma zdrowie duchowe człowieka dla całego życia społecznego i narodowego. Wszelkie patologie: narkomania, alkoholizm, brak poszanowania życia w każdej jego fazie, od poczęcia aż do naturalnej śmierci, niewierność małżeńska są głęboką raną dla życia społecznego i ogólnonarodowego.



Nie wolno zapominać, że walka wewnętrzna człowieka, który doznał paraliżu duchowego, nie jest czasem straconym. Trzeba ludziom pomagać odnaleźć sens i motyw życia, i wskazywać, że dla każdego jest miejsce w Kościele i społeczeństwie, że każdy może być twórcą autentycznego dobra.


Wśród bohaterów naszych narodowych powstań nie brak ludzi, którzy przezwyciężyli swoje ograniczenia, nawracali się, znajdowali motyw do poświęcenia siebie dla innych. Dlatego wielkim zadaniem Kościoła jest głoszenie nawrócenia, wartości pracy nad sobą i niesienie nadziei.



Bliska jest mi myśl ks. prof. Tischnera, że Polska ma swój szyfr i aby ją zrozumieć, trzeba do niego dotrzeć. Ten kto go odnajdzie ma szanse na to, że będzie miał język wspólny z narodem takim jak on jest, bez złudzeń. Myślę, że w tej próbie znalezienia szyfru trzeba by się pokusić o określenie wartości pozytywnych. W Polsce jest bowiem dużo dobra, duże poczucie godności, którego nie wolno zagasić. Polak musi się czuć godnym synem tej ziemi, niezależnie od tego, gdzie aktualnie przebywa, czy nad Wisłą, czy nad Tamizą, bo to jest warunek jego rozwoju. Zapominają o tym ci, którzy wszystko pragną skompromitować, wszystko zrelatywizować, wszystko co dotychczas było cenne podeptać – aby błyszczeć na tle nowego bałaganu.



KAI: Sprawa nakazu milczenia dla ks. Bonieckiego skłania do pytań o granice dyskusji w Kościele w ogóle. Tym bardziej, że w tym przypadku sprawa nie dotyczy przecież podważania dogmatów, kwestionowania nauki Kościoła…



– Jeśli chodzi o ten konkretny przypadek, to współczuję obydwu księżom: i księdzu redaktorowi i prowincjałowi. Współczuję poważnemu kapłanowi, który spędził w zakonie kilkadziesiąt lat pełniąc w nim m.in. funkcję generała, a dziś musi przeżywać konflikt ze swoim przełożonym. Współczuję przełożonemu, że znalazł się w sytuacji, w której został zmuszony do zabrania głosu. I dobrze, że to uczynił. Niedopuszczalne jest bowiem abyśmy odeszli od spojrzenia na Kościół oczami Kościoła. Posłuszeństwo w Kościele nie jest realizacją jakiejś ludzkiej strategii, lecz ma zupełnie inną wartość. Kościół nie jest instytucją opartą o wierność logice korzyści czy sław, lecz musi stosować swoje kryteria wartościowania spraw i ludzi.



Kościół nie może dyktować szefowi gazety czy telewizji kogo ma przyjąć do pracy a kogo mu przyjąć nie wolno. Tymczasem dziś część tzw. elit próbuje dyktować Kościołowi co mu wolno w sprawach jego wewnętrznego rytmu życia a czego nie wolno.


KAI: Istotna część posługi Księdza Arcybiskupa realizuje się w formie przewodniczenia Konferencji Episkopatu Polski. Co w tym okresie zmieniło się w funkcjonowaniu tego Gremium, w związku m. in. z wprowadzeniem nowego sposobu rządów, w formie znacznie bardziej kolegialnej?



– Jestem ciągle przekonany, że funkcją przewodniczącego episkopatu, jest ujawniać wolę i mądrość pasterską wszystkich biskupów i służyć Kościołowi wspólnoty. W diecezji dobrze wychodzą na tym, że wszystkie ważne decyzje konsultuję, że moi współpracownicy muszą uczestniczyć w rodzących się decyzjach. Jeśli decyzje dotyczące Kościoła w Polsce nie zrodzą się we wspólnocie Kościoła na konferencji episkopatu, to nie będą potem miały przełożenia na ich realizację.



Jestem też przekonany, że największe niebezpieczeństwa przed którymi stoi Kościół powszechny i lokalny to brak jedności. Jeśli chcemy wprowadzić jakiś program duszpasterski, to musi on być dobrze rozeznany i akceptowany przez biskupów. Dzięki temu poznajemy się w pracy, i to jest wielka korzyść, gdyż podejmowanie decyzji, takich jak na przykład wybór sprawnego sekretarza generalnego staje się możliwy.



Daleki jestem od tego, żeby uważać siebie za najlepszego czy w ogóle właściwego przewodniczącego. Ale mam siłę wewnętrznego przekonania, że nie ja siebie postawiłem do tej służby, ale ktoś musi ją wykonać, a praca episkopatu zależy od nas wszystkich i wszyscy powinni zadecydować jaki będzie obraz Kościoła w Polsce. W życiu politycznym dostrzegamy dziś w partiach lansowanie liderów. To dramat, bo dobro wspólne wymaga ścisłej współpracy, a niekiedy i ofiary wszystkich.


KAI: Kto jest Księdzu Arcybiskupowi najbliższy wśród dawnych i współczesnych mistrzów życia duchowego?



– Poczytuję sobie za szczęście, że spotkałem w życiu wielu niezwykłych ludzi. Dzisiaj widzę, że Pan Bóg tak mnie prowadził, abym widząc ich budował się świadomością, że dobro, świętość są i dziś możliwe, mimo że mnie daleko do niej. Wychowywałem się w środowisku, w którym ksiądz był pozytywnym wzorcem i był potrzebny ludziom, nie dlatego, żeby rozdawał jakieś dobra materialne, ale dlatego, że budził godność, dawał motywy do życia, do przezwyciężania przeszkód w niezmiernie trudnym okresie powojennym. Później, w seminarium, spotkałem wybitnych profesorów. To byli ludzie bardzo autentyczni. Choćby bp Mikołaj Sasinowski, który podczas II wojny światowej był kapelanem polskich wojsk lotniczych we Francji, Afryce Północnej oraz Wielkiej Brytanii, wychowany w harcerstwie człowiek silnej wolni i niezwykle gorliwy pasterz. Kolejnym autorytetem Innym był bp Czesław Falkowski, były rektor Uniwersytetu im. Stefana Batorego w Wilnie, wielki humanista, wybitny orator, o którym kiedyś Ojciec Święty i abp Ablewicz powiedzieli, że takich ludzi już dzisiaj nie ma. Następnie kard. Stefan Wyszyński – przecież to gigant duchowy i święty. Wszyscy jesteśmy wychowani na jego wzorcu! Umieliśmy powtórzyć z pamięci fragmenty jego kazań, bo utożsamialiśmy się z tym, co on mówił. Wraz z nim przeżyliśmy ataki na Kościół w latach sześćdziesiątych. Niezwykłe wrażenie wywierał kard. Wojtyła jako metropolita krakowski, a następnie jako papież. Był tak niezwykle prosty i bezpośredni, skoncentrowany na Bogu i drugim człowieku, że chłonęliśmy go całym sercem. Kiedyś spytał: „Jak ty sobie radzisz?”. Początkowo byłem zastępcą przewodniczącego, prymasa kard. Józefa Glempa i powiedziałem, że trafiłem na miejsce, które kiedyś w episkopacie Polski zajmował Ojciec Święty oraz, że często zastanawiam się jakby na moim miejscu zachował się kard. Wojtyła. Kiedy dzieliłem się swoimi doświadczeniami, mówił: „Ja też to nieraz przeżywałem i, wiesz, nieraz to lepiej przeczekać”. Nie chodziło o przeczekanie, żeby unikać podejmowania decyzji, ale poprzez cierpliwość wyłowić ludzi, którzy pomogą rozwiązać trudny problem.



Mam świadomość, że darem było spotkanie świętych naszych czasów. Znałem osobiście i wiele razy spotykałem się z bł. Matką Teresą. Była bezpośrednim interlokutorem Papieskiej Rady ds. Świeckich. Inną ważną dla nas i dla mnie postacią była Chiara Lubich –założycielka i przywódczyni ruchu Focolari, której uznanie świętości jest pewnie tylko kwestią czasu. Współpracowałem przy realizacji różnych programów z Bratem Roger, mam zresztą wiele osobistych listów od niego. Wspomnę też ks. Luigi Giussani, założyciela międzynarodowego ruchu katolickiego Comunione e Liberazione (Komunia i Wyzwolenie) czy żyjącego nadal Jean Vanier, organizatora wspólnot L’Arche i Wiara i Światło, w których wspólnie żyją osoby niepełnosprawne intelektualnie i dzielący z nimi życie pełnosprawni.



Miałem okazję obserwować bogactwo ruchów i wspólnot katolickich, ale także pewne wynaturzenia innych. Dlatego mam dzisiaj odwagę, by radykalnie oceniać lub określać pewne niebezpieczne tendencje, bo wiem do czego to prowadzi. Stawianie wymagań i posłuszeństwo Kościołowi jeszcze nikomu nie zaszkodziło.



Kiedyś po podróży Jana Pawła II do Stanów Zjednoczonych zapytałem go o ocenę Ameryki jako takiej. Papież po chwili namysłu powiedział: „Sądzę, że Amerykę trzeba bronić przed nią samą”. Ta uwaga pochodzi sprzed dwudziestu lat…



Wracając do mistrzów, wyznam, że bardzo lubię lekturę średniowiecznych i nowszych anonimowych mistrzów duchowości, dlatego, że tam, niknie człowiek a bardziej jawi się Pan Bóg. Staram się śledzić literaturę współczesną, ratować swoje myślenie rozważaniami innych, ale kiedy przyjdzie zabrać głos, ciągle odczuwam niedosyt, wiem, że to nie jest to, czego szukam i co chciałbym przekazać innym.



KAI: Czy Ksiądz Arcybiskup prowadzi dziennik?



– Czasami robię jakieś notatki dotyczące bieżących wydarzeń, z myślą, że kiedyś może mi się to przyda, ale, niestety, nieregularnie. Zapisuję też niekiedy wrażenia z lektur i żałuję, że nie pisałem systematycznie i w jednym kluczu bo dzięki temu mógłbym dziś zrekonstruować i ocenić swój własny proces oceny wartości, a może i coś więcej.


Rozmawiali: Tomasz Królak i o. Stanisław Tasiemski OP.

KAI


Możesz również polubić…