Wehikuł Ducha Świętego

O ewangelizacji, ekumenizmie i chrzcie w Duchu Świętym z Andrzejem Sionkiem rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz.

 

Ks. Tomasz Jaklewicz: Na rekolekcjach oazowych usłyszałem, że mam przyjąć osobiście Jezusa jako Pana i Zbawiciela. Nie wiedziałem, jak to się ma do tego, że przyjmowałem Jezusa w Komunii, chodziłem do spowiedzi?

Andrzej Sionek: – Kościół katolicki mówił od wieków raczej o krzewieniu wiary niż o ewangelizacji. Akcentowaliśmy, że ten proces trwa całe życie. Nie pojawiał się jednak żaden przełomowy moment decyzji, który byłby bramą do osobistego przeżywania rzeczywistości sakramentalnej. W tym czasie protestanci akcentowali, że wiara potrzebuje dojrzałej, suwerennej decyzji człowieka, i często uznawali, że to już właściwie wszystko. Te dwa spojrzenia uważano za kontrowersyjne, ale – z perspektywy mojego doświadczenia wiary – mogę powiedzieć, że ewangelizacja jest procesem, co prawda obejmującym całe życie, ale musi pojawić się w niej wyraźny akt wyboru człowieka, który uznaje panowanie Boga nad sobą.

Wielu katolików świadomie w dorosłym życiu nie zadeklarowało, że Jezus jest ich Panem. Ale – z drugiej strony – każde pójście na Mszę czy do spowiedzi jest tego potwierdzeniem.

– Kościół dostrzega dzisiaj w katolickiej formacji pewien niedostatek. Dlatego mówimy o nowej ewangelizacji, która rozpoczyna się od głoszenia słowa Bożego ochrzczonym, którzy nigdy nie podjęli osobistej decyzji, by odpowiedzieć na wyraźne głoszenie Ewangelii Chrystusowej. Taka decyzja to niezbędny element, który owocuje osobistą relacją z Jezusem jako Panem i Zbawicielem, poddaniem się Jego panowaniu i otwarciem na działanie Ducha Świętego. Możemy powiedzieć, że w inicjacji sakramentalnej otrzymaliśmy Ducha Świętego, ale pytanie, czy On otrzymał nas. Teologia mówi, że sakramentalna łaska pozostaje pewną możliwością, z której niekoniecznie korzystamy. Język biblijny jest prostszy. Jeśli jest w nas Duch Święty, powinna być widoczna aktywność Ducha w życiu wierzącego.

Czytamy w Dziejach Apostolskich, że św. Piotr wygłosił jedno kazanie, po którym nawróciło się 3 tysiące ludzi. My głosimy 3 tysiące kazań i nawraca się niewielu. Dlaczego nasze przepowiadanie jest tak mało skuteczne?

– Bo w głoszących Ewangelię brakuje tego przemieniającego życie spotkania z Jezusem Chrystusem. Brakuje doświadczenia Jego panowania w mocy Ducha Świętego. Ta fundamentalna prawda została przypomniana Kościołowi w Polsce przez ks. Franciszka Blachnickiego. Nazwał on przyjęcie tej prawdy przewrotem kopernikańskim Kościoła w Polsce. Ewangelizatorem jest zawsze Duch Święty. To On powołuje ludzi do udziału w tym procesie. Widzimy w Dziejach Apostolskich, jak Kościół staje się „wehikułem” Ducha Świętego. Dzięki temu zgromadzeniu dochodziło do inwazji królestwa Bożego w tym świecie. Dlatego potrzebujemy ponownego otwarcia się na Ducha Świętego, Jego namaszczenia, Jego aktywności w każdym głoszącym Ewangelię. Potrzebujemy też odnowionej świadomości, czym jest samo głoszenie.

Czym zatem jest głoszenie Ewangelii?

– Jest ono komunikowaniem życia, które jest w nas, ale z nas nie pochodzi. Ewangelizowanie nie jest pobożnym opowiadaniem o Panu Bogu. Dzisiaj ludzie nie chcą słuchać o Panu Bogu. Kiedyś na oazie młodzież powiedziała mi tak: „Jeśli Pan Bóg jest, to chcemy Mu się poddać, ale jeśli Go nie ma, chcemy korzystać z życia”. Tego typu postawa jest w wielu młodych ludziach. Jeśli jest Bóg, to nam Go dajcie, a potem możemy o Nim rozmawiać. To jest paradoks. Bo z jednej strony jest niesłychany głód Boga, ale z drugiej strony ludzie nie chcą słuchać o Panu Bogu. Oni Go chcą spotkać, doświadczyć. Z uwagi na niezaspokojone potrzeby duchowe, młodzi ludzie gotowi są do poszukiwań, ale jednym z ostatnich miejsc, w których oczekiwaliby odpowiedzi, jest Kościół.

Czyli samo mówienie o Bogu to za mało…


– Ewangelizacja jest ogłaszaniem faktów, czyli tego, co Bóg zrobił, co stało się też i w moim życiu. Akcentujemy dziś, że potrzebujemy kerygmatu (przepowiadania podstawowych treści Ewangelii). To prawda, ale bez życia, którym żyje sam głoszący, kerygmat pozostanie tylko opowiadaniem, jak każde inne. To nie dotknie życia innych ludzi, jeśli wcześniej nie dotknęło życia głosiciela. Życie rodzi się z życia. Jeżeli, głosząc kerygmat, dajesz świadectwo o tym, co ta nowina zrobiła w twoim życiu, to takie świadectwo ma moc uobecniania Boga w życiu tych, którzy słuchają. Kościół ma za zadanie stawiać ludzi w Bożej obecności. Bóg mógłby uczynić to sam, ale On chce iść razem z tobą, czynić to, co zaplanował przez ciebie. Jeżeli w kimś przebudzi się obecność Boga, wtedy będzie on sam bardzo zainteresowany tym, by Go lepiej poznać, zrozumieć, odkryć Jego prowadzenie i obietnice.

No dobrze, a Pan spotkał Boga?

– Od dzieciństwa chciałem służyć Bogu. Byłem ministrantem. Problemy z młodzieńczą pożądliwością spowodowały u mnie wielkie poczucie winy. Chodziłem często do spowiedzi. Otrzymywałem rozmaite rady, które apelowały do mojej woli. Ale im bardziej się starałem, tym bardziej popadałem w depresję. Nie byłem w stanie wtedy przyznać się do tego, ale Dobra Nowina nie była dla mnie dobrą nowiną. Zacząłem chodzić na oazę, byłem animatorem. Czytałem że Bóg jest miłością, ale we mnie coś płakało, bo ja tej miłości nie znałem. Im bardziej starałem się być dla innych, tym bardziej widziałem w tym siebie. W 1972 roku znalazłem się w Taizé i tam powiedziałem Panu Bogu: „Zabierz mi tę posługę, całe moje animatorowanie, zajmę się fizyką, bo tam przynajmniej mam jakieś sukcesy”. Z tego wołania młodzieńca zrodziło się moje przebudzenie. W jednym momencie Bóg zabrał mi wszystkie moje skrupuły. Pojawiła się we mnie jakaś wewnętrzna modlitwa „bla, bla, bla”. Wstąpiła we mnie radość. Wydawało mi się, że Ktoś mówi do mnie: „Oddaj się odnowie Kościoła”. Nie potrafiłem już myśleć o sobie, ale o Kościele. Pomyślałem, że trzeba zaprosić brata Rogera do Polski. Przyjechał wtedy do Katowic. Zawsze byłem „grzecznym ministrantem”, a tu nagle zrodził się we mnie jakiś nowy świat. Dzisiaj rozumiem, że to było moje nowe narodzenie. Nie stałem się bezgrzeszny, ale pojawiło się we mnie tyle nowego światła, zrozumienia, pasji. Po powrocie do Krakowa byłem jak niespokojny duch, musiałem coś robić. W mojej wspólnocie DA zaczęliśmy czytać hasła o Duchu Świętym ze słowników biblijnych. I pewnego wieczoru mieliśmy doświadczenie, że On jest obecny, pojawiła się ogromna radość, śpiewaliśmy w kółko kilka piosenek. To był dynamit. Kiedy otwarliśmy Pismo Święte, zobaczyliśmy, że ono po prostu świeci. Nie potrafiliśmy już po prostu czytać, ale zaczęliśmy je przeżywać. Przez kilkanaście dni nikt z nas nie poszedł na zajęcia. Duszpasterz stwierdził, że wprowadziłem naszą grupę w trans. Udałem się do o. Piotra Rostworowskiego. On mi powiedział: „Słuchaj, przecież to właśnie tak powinno być. Spotkanie z Duchem Świętym to największe z możliwych przeżyć na ziemi. Skoro ludzie zakochani odlatują, to pomyśl, jak spotkanie z Duchem Świętym może być przeżywane. To już nie są tacy sami ludzie, Duch Święty ich pokieruje. Zobaczysz”. I rzeczywiście, nikt nic nie zawalił na studiach i ci ludzie do dzisiaj służą Panu Bogu. Wciąż medytuję nad tą pierwotną łaską. Tak rozpoczęła się moja droga…

Wielu ludzi nie ma takich mocnych duchowych doświadczeń.

– Pan Jezus kazał apostołom czekać na obietnicę Ojca, czyli na zesłanie Ducha Świętego. Dopiero po tym wydarzeniu oni zaczynają z wielką mocą głosić Ewangelię. To pokazuje, że chrzest w Duchu Świętym, zanurzenie w Jego aktywną obecność jest nakazem Pańskim. Nie możemy głosić Jezusa inaczej, jak tylko wyposażeni przez Niego do tego, aby Go głosić. Wyposażenie to otrzymujemy nie w konsekwencji poszukiwania mocnych doświadczeń duchowych, ale na miarę pasji, z jaką poddajemy Bogu wszystkie dziedziny naszego życia, na miarę gorliwości w służeniu Mu, wchodzenia w Jego plan. Tymczasem postawy, jakie nam często towarzyszą, podsumowałbym tak: „Panie Boże, masz moją komórkę, mój e-mail, jeżeli coś będziesz miał dla mnie, to wiesz, jak mnie znaleźć!”. Nic dziwnego, że mamy ciszę w eterze.

Ruchy i wspólnoty charyzmatyczne akcentują konieczność tzw. chrztu w Duchu Świętym. Jak się ma chrzest w Duchu Świętym do sakramentów?

– Sakramenty mają komunikować życie Boże. W tym jest ich sens. I trzeba pytać, jak je celebrować i przeżywać, by tak się działo. Jednocześnie nie możemy ograniczać Ducha Świętego, który jest wichrem i ogniem, który zgodnie ze swoją wolą każdemu udziela tak, jak chce (1 Kor 12,11). Potrzebujemy głębokiej refleksji nad doświadczeniem Pięćdziesiątnicy, które pojawiło się w Kościele katolickim. Teologia musi być poddana Duchowi Świętemu. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że zdradzimy duchowe doświadczenie, które zostało nam dane. Zauważam lęk w Kościele, gdy mówi się o chrzcie w Duchu Świętym. Ale często kryje się za nim mentalność, w której najważniejsza jest troska o to, jak ocalić nasze stare bukłaki. A tymczasem powinniśmy się przede wszystkim zatroszczyć, aby nie rozlało się najcenniejsze wino. W przeciwnym razie bukłaki na nic się nam nie przydadzą. To, co Bóg czyni, powinno być w centrum życia Kościoła. Jeśli są ludzie, którzy doświadczają chrztu w Duchu Świętym, nie chodzi o to, by dać im salkę, ich tolerować, ale starać się zrozumieć, co przez to Bóg mówi do Kościoła. Benedykt XVI podczas pierwszej wizyty polskich biskupów ad limina mówił, że nie możemy tylko akceptować poruszenia Bożego, ale musimy uczynić je sercem życia Kościoła.

Sercem życia Kościoła są sakramenty i przepowiadanie słowa Bożego. I niekoniecznie trzeba doświadczać duchowego odlotu…

– Kiedy sam doświadczyłem chrztu w Duchu Świętym, przesunął się mój punkt koncentracji. Nie zajmowałem się już sobą, ale interesował mnie Bóg i Jego poznanie. Istotne jest posłuszeństwo Bogu, a nie to, aby wszystko rozumieć. Intelekt wyniesiony ponad miarę wielokrotnie we współczesnej historii pozbawiał chrześcijan rzeczywistego stylu życia wiarą. W konsekwencji jesteśmy w Kościele chorobliwie skoncentrowani na sobie albo na swojej wspólnocie, swojej parafii, swojej diecezji, a nawet na całym Kościele. Potrzebujemy Ducha Świętego, który nas ustawi w nowej perspektywie, tak, żebyśmy zyskali pasję poznawania Boga, któremu służymy, a On nam objawi, czego potrzebujemy.

Co konkretnie powinniśmy robić? Zamienić seminaria duchowne w szkoły nowej ewangelizacji?

– Jeśli jest dziś nawoływanie do nowej ewangelizacji, konieczne jest stworzenie odpowiedniej przestrzeni, aby ta rzeczywistość mogła się rozwijać w łonie Kościoła. Ks. Franciszek Blachnicki, wybitny pastoralista (teolog duszpasterstwa), postulował, aby teologia pastoralna ewoluowała w kierunku teologii ewangelizacji. Już w latach 90. XX w. liderzy szkół ewangelizacji mówili po cichu, że potrzebują większego wsparcia ze strony lokalnych władz kościelnych i lokalnych wspólnot. Wezwanie do ewangelizacji jest najpoważniejszym wezwaniem, racją bytu Kościoła, nie można na nią patrzeć w sposób odizolowany od całości życia Kościoła.

Nieraz miałem takie wrażenie, że ludzi nawróconych po ewangelizacji nie ma dokąd skierować. Nie odnajdują się w parafii.

– Tacy świeżo nawróceni, ochrzczeni w Duchu Świętym, są niemowlakami. Potrzebują środowiska wzrostu, opieki. Ale oni jednocześnie mają niezwykłą zdolność przyciągania innych. Tak powstają wspólnoty (Koinonia). Niezbędna jest wspólnota, która głosi, dzieli się własnym doświadczeniem duchowym i bierze odpowiedzialność za ludzi. Ewangelizacja nabiera tempa, w miarę jak te nowe wspólnoty są coraz bardziej atrakcyjne i pociągające dla świata.

Jak te wspólnoty mają się do tradycyjnej parafii?


– Tu pojawia się po raz kolejny pytanie o bukłaki. Nowe wino potrzebuje nowych bukłaków. Trzeba dać tym nowym wspólnotom miejsce. Ważne, aby były to wspólnoty eklezjalne, czyli żeby były w zgodzie z autorytetem biskupa, żeby była tam Eucharystia i wszystkie inne elementy tworzące Kościół. Te wspólnoty w miarę wzrostu będą służyć parafii, a dzięki nim przemieniać się będzie sama parafia. Trudno przewidzieć, dokąd ten proces może nas zaprowadzić, ale pamiętać musimy o jednym – że jakakolwiek struktura ma o sens, jeśli jest w służbie życia. Duch Święty przekracza nasz eklezjocentryzm.

Zdarza się, że katolicy po chrzcie w Duchu Świętym idą do wspólnot protestanckich. To rodzi pewne obawy.

– Lęk jest zawsze najgorszym doradcą. Jeśli pojawiają się tego typu obawy, to znaczy, że nie przerobiliśmy jeszcze na nowo lekcji o łasce. Ponadto istnieje pilna potrzeba pogłębionej refleksji nad tym, co wnosi odnowa charyzmatyczna w życie Kościoła, szczególnie w dziedzinie ewangelizacji.

Ale nie możemy ignorować faktu, że wiele osób i nawet całych wspólnot rozbudzonych duchowo wyszło z Kościoła katolickiego.

– To prawda. W żadnym innym kraju nie powstało tyle podziałów i tyle nowych Kościołów w wyniku odnowy charyzmatycznej, co w Polsce. Dlaczego? Moja odpowiedź brzmi: bo lęki nas zwyciężyły.

Lęki w Kościele katolickim?

– Tak. Ks. Blachnicki miał odwagę nawiązać kontakt z organizacją Campus Crusaide for Christ wyrosłą z tradycji ewangelikalnej oraz ze związaną z tradycją odnowy charyzmatycznej organizacją Youth with a Mission, aby uczyć się ewangelizacji. Czerpaliśmy z najlepszych doświadczeń, uczyliśmy się, w jaki sposób przyjmować dary duchowe i nimi żyć. Często zakładamy, że nowa ewangelizacja jest dziełem, które może być zrealizowane przez sam Kościół katolicki. Jednak chrześcijańskie kościoły potrzebują siebie nawzajem. Wszyscy chrześcijanie zmagają się z tym samym wyzwaniem, jakim jest przyprowadzenie naszego świata do światła Ewangelii. Istnieje oddziaływanie w obie strony. Protestanci, którzy nam pomagali, widząc młodych katolików z Ruchu Światło–Życie, którzy wzrastają w Duchu Świętym, nie myśleli już o przeciąganiu ludzi do swoich Kościołów, ale o wspieraniu ruchów odnowy w Kościele katolickim. Trzeba pamiętać, że to Ruch Światło–Życie zrodził największe przebudzenie w Duchu Świętym wśród chrześcijan po II wojnie światowej w całej Europie. Od 18 lat prowadzę centrum ewangelizacyjne otwarte na wszystkie ekumeniczne wydarzenia i ani jedna osoba nie odeszła z naszego Kościoła, za to setki osób Życie w obfitości.

Słowa bł. kard. Karola Wojtyły

W 1977 roku wspólnota animatorów oazy zorganizowała w Krakowie pierwsze rekolekcje ewangelizacyjne w ramach planu Ad Christum Redemptorem ks. Franciszka Blachnickiego.Na jednym ze spotkań pojawił się biskup krakowski kard. Karol Wojtyła. Przysłuchiwał się i wygłosił pozdrowienie, które utrwalił Andrzej Sionek.

Pan Jezus powiedział: „Chcę aby [owce] życie miały i miały je w obfitości”. Na pewno trzeba pragnąć tego życia, które On daje w obfitości. Bardzo często zadowalamy się okruchami. Równocześnie to życie, które On daje, jest życiem Bożym i dlatego przerasta człowieka. Przerasta to, co człowiecze. I jest ono ukryte w człowieku. I trzeba nosić, jak mówi Apostoł, ten skarb, który mamy w naczyniach glinianych, z olbrzymią ostrożnością. Chrystus powiedział równocześnie do apostołów w ten wieczór, kiedy się z nimi rozstawał: „Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was”. Otrzymaliśmy Ducha za cenę Chrystusowego wyniszczenia, Chrystusowego krzyża. (…) Wróćmy raz jeszcze do tego życia, które stało się waszym udziałem i przez to zgromadzenie, przez te rekolekcje. Chociaż to życie jest ukryte w każdym z nas, ma się otwierać przez nas ku drugim. Chrystus otworzył ku ludziom tajemnicę Boga, dlatego jest On Ewangelią świata. On sam! A my wszyscy, którzy otrzymujemy z Niego i za cenę Jego wyniszczenia życie, mamy także uczestniczyć w tej Ewangelii świata, którą On jest. Jesteśmy posłani. Życie, które nosimy w sobie, nie jest tylko dla nas. Jest w nas dla ludzi. Chrystus dlatego jest Ewangelią świata, że jest dla nas, to znaczy dla ludzi, dla braci, dla wszystkich. Patrzcie na to, jaki jest dokoła świat. Patrzcie na to, jak w nim przemagają się moce ciemności i moce światła. Patrzcie na to, jak książę tego świata pożąda, ażeby nas przesiał. Patrzcie na to, co się dzieje z waszymi rówieśnikami. I to, co macie w sobie, przekazujcie. Bądźcie zaczynem, bo takie jest powołanie uczniów Chrystusa. Bądźcie zaczynem. Tym zaczynem, który całe ciało, całą mąkę zakwasza, tak żeby stawała się chlebem. Chlebem żywią się ludzie. Po owocach ich poznacie. Niech to wszystko, coście tutaj w czasie tych rekolekcji otrzymali, otrzymają od was inni. Chciejcie być narzędziem, być sługą. Pragnijcie w pokorze i w modlitwie naśladować Chrystusa, żyjąc wśród swoich kolegów i koleżanek, braci i sióstr. Bądźcie bardzo do nich podobni, bądźcie im bliscy, nie twórzcie świata poza nimi. Przenoście swój świat pośród nich. Tak żeby widząc dobre czyny wasze, chwalili Boga. Przyjmijcie te słowa od waszego biskupa, który przybywa tylko na mały fragment waszych rekolekcji. Rozważcie je również. Niech te słowa biskupa będą niesione światłem i mocą Ducha do waszych serc.

Dr Andrzej Sionek – mąż, ojciec, fizyk, teolog, prowadzący ewangelizację od 1977 roku. Przez 25 lat członek Ruchu Światło–Życie, współpracownik ks. Franciszka Blachnickiego. Członek Stowarzyszenia Katolickich Koordynatorów Szkół Ewangelizacji. Od 20 lat prowadzi autorską Szkołę Ewangelizacji i Życia Chrześcijańskiego w ramach Katolickiego Stowarzyszenia EnChristo. Członek Sekretariatu ds. Nowej Ewangelizacji Archidiecezji Krakowskiej.

GN 19/2012

Możesz również polubić…