Ks. Marian Piątkowski: Jak być radosnym i zadowolonym?

Pierwsze nasze przeżycia związane z Odnową nacechowane były wielką radością, można nawet powiedzieć – szczęściem. I dobrze, bo chrześcijaństwo ma nas uczynić szczęśliwymi. Tymczasem wielu chrześcijan, zwłaszcza w Polsce i niejeden w Odnowie, straciło zadowolenie i radość. Poddajemy się przygnębieniu, bo żyjemy w trudnych czasach, czarno widzimy przyszłość, nie potrafimy podjąć cierpienia, nawet małego, nieustannie narzekamy. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych młodzież na KUL‑u często powtarzała w piosence: „Źle było, źle będzie, w Polsce, zawsze i wszędzie…”.

Jeszcze nie tak dawno mówiliśmy: „Bylibyśmy szczęśliwi, gdyby był chleb z solą i woda, byle byśmy mieli wolność i prawdę”. Teraz mamy dużo wolności i chyba dość dużo prawdy, a wcale nie jesteśmy zadowoleni i dalej narzekamy.

Pan Bóg na pewno nie chce, byśmy byli zgorzkniali, zalęknieni i zamartwiali się na śmierć.

 

Nie chce byśmy byli pesymistami z grymasem rozżalenia na twarzy. Przypomnijcie sobie przysłowie: „Święci smutni – to smutni święci”. Powiecie pewnie, że was to nie dotyczy. Jednak odpowiedzcie sobie szczerze, jak będziecie się zachowywać, gdy nasze spotkanie1 się skończy i wrócicie do codzienności? Może zniknie uśmiech, a pojawi się smutek i zniechęcenie. Tymczasem Pan Bóg chce, byśmy byli pełni pokoju, zadowoleni mimo wszystko i radośni.

Zawsze się radujcie!

Pismo Święte wielokrotnie wzywa do radości. „Przyjdźcie, radośnie śpiewajmy Panu”, zachęca psalm Liturgii Godzin od samego rana, kiedy wcale jeszcze nie mamy ochoty wstać i chętnie wyrzucilibyśmy budzik za okno. „Oto jest dzień, który dał nam Pan, weselmy się i radujmy się w nim” wzywa podejmowany tak chętnie w grupach modlitewnych śpiew. Radość w Duchu Świętym jest cechą charakterystyczną królestwa Bożego (por. Rz 14,17). Radości życzy nam sam Pan Jezus: To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna (J 15,11). Popatrzmy też na teksty liturgiczne. Nawet w okresie Wielkiego Postu mamy niedzielę Laetare, gdy śpiewamy: Raduj się, Jerozolimo; podobnie w okresie Adwentu mamy niedzielę Gaudete: Radujcie się zawsze w Panu!

Piąty rozdział Listu do Galatów wymienia owoce Ducha Świętego. Miłość, pokój i radość zostały wyliczone na pierwszym miejscu. Z całą pewnością w tych w jakimś sensie trudnych czasach my, ludzie Odnowy, mamy promieniować pokojem i radością. Mamy w nasze środowiska wprowadzać Boży pokój i Bożą radość, wnosić pociechę i otuchę, której tak wielu ludziom brakuje.

Pismo Święte nie mówi, że radość ma być naszym udziałem tylko niekiedy, ale wzywa, byśmy radowali się zawsze. Nie ma też skutecznego apostolstwa bez radości. Stara się nas o tym przekonać apostołka uśmiechu– św. Urszula Ledóchowska, kiedy pisze: „Bóg… zarezerwował sobie prawo uświęcania ludzi przez krzyż. Nam zostawił zadanie pomagać innym w bolesnej wędrówce po drodze krzyżowej przez rozsiewanie wokoło małych promyków szczęścia i radości. Możemy to czynić często, bardzo często, darząc ludzi uśmiechem miłości i dobroci”. Jako chrześcijanie, a tym bardziej jako osoby, które doświadczyły łaski Odnowy, jesteśmy powołani do apostolatu radości. Jakże głosić Dobrą Nowinę o zbawieniu ze skwaszoną i ponurą miną? Św. Urszula dodaje: „Mieć stały uśmiech na twarzy, zawsze – gdy słońce świeci albo deszcz pada, w zdrowiu lub chorobie, w powodzeniu albo gdy wszystko idzie na opak – o, to niełatwo! Uśmiech ten świadczy, że dusza twa czerpie w sercu Bożym tę ciągłą pogodę, że umiesz zapomnieć o sobie, pragnąc być dla innych promykiem szczęścia”.

Pamiętaj: radość to dar i zadanie

Zadowolenie i radość mogą być bezpośrednim darem Ducha Świętego i doświadczenie potwierdza fakt, że Duch Święty obdarza nas nimi, zwłaszcza w momencie włączenia się we wspólnotę Odnowy. Dla większości z nas był to jednak dar chwilowy. Owszem, można otrzymać trwały dar radości i być szczególnie powołanym do rozsiewania jej wokół siebie, ale taki charyzmat nie jest zbyt częsty. Radość, jaką obdarza nas Duch Święty, jest zwykle przemijająca.

Radość trwała to z reguły owoc nie tylko łaski, ale i naszego współdziałania. Zwykle o tym zapominamy. Może niektórych zdziwi zdanie, że radość trzeba wypracowywać. Wydaje się im, że albo rodzi się w sercu sama, albo jej po prostu nie ma. Tymczasem wymaga ona także naszego wysiłku. Takie jest prawo łaski. Dar radości daje Pan Bóg przejściowo, natomiast łaskę do jej wypracowywania daje zawsze, jeśli o nią prosimy. Z łaską jest podobnie jak z talentem, który otrzymujemy. Może ktoś posiadać wybitny talent muzyczny, ale jeśli nie będzie godzinami ćwiczył, nie zagra dobrego koncertu. Natomiast praca połączona z talentem da wspaniałe wyniki. Z darem trzeba współdziałać. Jeżeli będziemy współpracować z łaską, jeżeli zdobędziemy się na większy wysiłek jak artysta, który wytrwale pracuje nad dziełem, nad zdolnością tworzenia coraz piękniej, wówczas będziemy umieli przezwyciężać smutek i przygnębienie, a osiągać zadowolenie i pokój.

Na czym polega współpraca z łaską? Jesteśmy istotami rozumnymi i z samej natury otrzymanej od Boga wynika, że naszym życiem powinien kierować rozum, dodajmy – rozum oświecony wiarą. Trzeba zatem szukać argumentów rozumu na rzecz radości, a utrwalać w sobie racje przeciw niepotrzebnemu smutkowi. Radość nie może być pusta, powinna być umotywowana. Kto wypije parę kieliszków, może być wesoły, ale taka radość nie ma rozumnej podstawy, jest sztuczna. Trwała radość musi opierać się na prawdziwych i trwałych motywach.

Św. Tomasz z Akwinu uczy, że radość jest reakcją osoby na dobro obecne. Zawsze więc jest związana z uświadomieniem sobie i przeżyciem jakiegoś dobra. Nasz wysiłek intelektualny musi iść w tym kierunku, by uświadomić sobie dobro obecne, zauważyć je i cieszyć się nim. Często nie dostrzegamy posiadanego dobra i dlatego bywamy smutni.

Potrzebny jest tu także wysiłek woli. Ma to szczególne znaczenie w dziedzinie negacji grzechu, zła, które powoduje smutek. Smutek jest bowiem reakcją na zło obecne. Podstawowym sposobem osiągania radości i zadowolenia jest zatem także działanie „na przedpolu”, polegające na usuwaniu przeszkód radości. Takimi przeszkodami są: grzech, nieporządek, przesadne oczekiwania, niedostrzeganie posiadanego dobra, nieumiejętność przyjęcia krzyża. Teologia mówi, że łaska działa tam, gdzie usunięte są przeszkody, a Pan Bóg daje nam siłę do ich usunięcia.

Usuwaj grzech

Obiektywnie największą przyczyną smutku jest grzech. Nie może być prawdziwej radości chrześcijańskiej tam, gdzie on panuje, nie można się prawdziwie cieszyć, kiedy się grzeszy. Subiektywnie przeżywa się niekiedy dotkliwiej zło fizyczne (materialne lub psychiczne), ale to tylko dlatego, że nie umiemy dostrzec, jak wielkim złem jest grzech. Trzeba więc mieć wolę niegrzeszenia i usunięcia grzechu. To podstawowy warunek, by móc się radować. Nie ma radości tam, gdzie nie ma woli zerwania z grzechem, nawet małym. To nie znaczy, że aby doznać radości, musimy być całkowicie bezgrzeszni, ale powinniśmy mieć przynajmniej szczerą wolę niegrzeszenia.

Nie możemy też usprawiedliwiać zła moralnego jako środka do celu, czyli dążyć do jakiegoś dobra za cenę choćby małego grzechu. Radość z takiego dobra nigdy nie będzie prawdziwa, a tym bardziej trwała, będzie okupiona smutkiem, jeśli nie w tym, to w przyszłym życiu. Jeśli politycy mówią niekiedy o konieczności wyboru mniejszego zła, to taki wybór jest dopuszczalny tylko w płaszczyźnie zewnętrznej, nigdy moralnej. Władza zarządza niekiedy ścisłą izolację terenu objętego epidemią dla ochrony innych obywateli, co bywa wielką dolegliwością psychiczną, zatem złem psychicznym, ale nie jest grzechem, złem moralnym. Trzeba czasem amputować część ciała, co także jest złem, ale przez to ratujemy życie człowieka. Pamiętajmy jednak, że chodzi tu tylko o zło fizyczne, a nie moralne. Nie mówimy o wyborze grzechu na rzecz jakiegoś dobra. Musi w nas być wewnętrzna decyzja dezaprobaty dla wyboru złego moralnie środka do dobrego celu. Bez niej nie zagości w nas prawdziwa radość.

Jeśli popełniliśmy grzech, wracajmy zaraz do Boga z prawdziwym żalem i z ufnością, że nam przebaczy. Jeśli korzystamy ze środków duchowego oczyszczenia, zwłaszcza z sakramentu pojednania, i mamy wolę niegrzeszenia, jest to już podstawą do radości. Przedpole jest czyste i łaska może w nas działać. Uzyskujemy pokój, który stanowi fundament zadowolenia i radości. Zapewne nieraz przeżyliśmy to po dobrej spowiedzi. Zło zostało usunięte, a w sercu zagościł pokój. Także w Eucharystii otrzymujemy dar pokoju: „Pokój Pański niech zawsze będzie z wami” – mówi kapłan, a potem przekazujemy sobie wzajemnie dar pokoju otrzymanego od Pana Jezusa.

Wprowadzaj w życie porządek

Zastanówmy się jednak, czym jest pokój i na czym on polega. Wróćmy jeszcze raz do św. Tomasza. Według niego pokój to tranquillitas ordinis, czyli w wolnym tłumaczeniu spokój, pogoda, równowaga wynikająca z porządku. Nacisk położony jest tu na słowo porządek.

Czy w naszym życiu jest porządek? Jeżeli nie, to nie może być mowy o zadowoleniu i radości. Mamy dwie zasady warunkujące porządek, zarówno zewnętrzny jak wewnętrzny. Są one bardzo proste. Pewnie wielu z was już o nich słyszało, ale warto je przypomnieć.

Pierwsza zasada brzmi: każda rzecz musi mieć swoje miejsce. Jeśli w naszym mieszkaniu każda rzecz ma swoje miejsce, nie będzie niepokoju. Każdy będzie wiedział, gdzie czego szukać.. Druga zasada związana jest z pierwszą; każda rzecz musi być na swoim miejscu. Nie tylko powinna mieć swoje miejsce, ale jeszcze na nim być, bo zdarza się, że klucze czy nożyczki mają swoje miejsce, ale zostawiliśmy je gdzie indziej i trzeba ich szukać.

Te dwie proste zasady dotyczące spraw zewnętrznych można zastosować także do życia duchowego i nadprzyrodzonego. Jeśli w duszy panuje porządek, to znaczy: każda rzecz jest na właściwym miejscu, a więc Bóg zawsze na pierwszym, a inne zgodnie z właściwą im hierarchią wartości, to wtedy mamy pokój. Także grzech powinien być na swoim miejscu, czyli w ogóle nie powinien być obecny w moim życiu. Wtedy mogę cieszyć się pokojem, a za pokojem przyjdzie radość.

Rezygnuj z przesadnych oczekiwań

Jedną z częstych przyczyn smutku i niezadowolenia jest to, że za bardzo martwimy się tym, czego nie mamy, a nie umiemy się cieszyć z tego, co już posiadamy, tak w dziedzinie materialnej jak duchowej. Ludzie się martwią, że nie mają dużo pieniędzy, lepszego mieszkania, wykwintnego jedzenia, lepszej rodziny, samochodu… Można by długo jeszcze wyliczać. A nie potrafią być zadowoleni z tego, co już posiadają. Ciągle martwimy się, że tamci mają, a my nie. To nas gnębi i gryzie.

Odnosi się to także do sfery duchowej. Ktoś ma talent, a ja nie, ktoś jest sławny, zdolniejszy, ma władzę, a mnie nikt nie zauważył. Tego kochają, a w stosunku do mnie są obojętni. To ciągłe spoglądanie na to, czego jeszcze nie mamy, powoduje, że jesteśmy przygnębieni, strapieni. A pomyślmy, ilu ludzi na świecie byłoby szczęśliwymi, gdyby postawiono ich w naszej sytuacji. Wszyscy przyszliśmy na własnych nogach do kościoła, a tylu ludzi musi poruszać się na wózku. Jakże byliby szczęśliwi, gdyby mogli chodzić. Ilu jest umierających z głodu i jakże byliby szczęśliwi, gdyby mieli takie warunki bytowe, jakie my mamy w Polsce. Ilu jest bezdomnych, a my, Bogu dzięki, wszyscy mamy jakieś schronienie nad głową. Jakże byliby szczęśliwi, gdyby mieli to, co my posiadamy. Są tacy, którzy bardzo boleśnie przeżywają samotność, opuszczenie, natomiast my tutaj zgromadzeni mamy oparcie w grupie modlitewnej, w której nawiązujemy głębsze relacje i zyskujemy pomoc, jeśli nie materialną, to w każdym razie duchową, która przecież jest bardzo cenna.

Uczmy się rezygnować z przesadnych pożądań i oczekiwań. Ludzie zasobni w dobra materialne, a nawet duchowe, ale te ziemskie, przyrodzone, nieczęsto są szczęśliwi. Pycha i próżność zjada ich dusze. Pieniądze, sławę, władzę, ziemskie powodzenie i przyjemności okupują zwykle ceną grzechu, grzechem krzywdy, nieuczciwości, niewierności, narkomanii, a wewnętrzną pustkę i zgryzotę pokrywają sztucznym uśmiechem pozorującym szczęście. Przypatrzcie się uważniej dzisiejszym idolom. Słusznie słowo Boże uczy nas poprzestawania na małym, a Pan Jezus zapewnia błogosławieństwo (czyli szczęście) cichym i ubogim w duchu.

Dostrzegaj posiadane dobra

Nauczmy się cieszyć się tym, co już posiadamy tak w dziedzinie materii, jak ducha: że nasze oczy widzą, uszy słyszą, nogi chodzą, umysł jest przytomny, wola umie chcieć, a serce kochać. Jeszcze bardziej powinniśmy uczyć się radowania się z darów nadprzyrodzonych. Myślę, że pod tym względem żyjemy w naprawdę luksusowych warunkach. Trzeba otworzyć oczy na wielkość Bożych darów, które już w nas są. Pomyślcie, jak wielkim dobrem jest wierzyć w Boga, dobrego, Wszechmogącego Ojca. Już samo uświadomienie sobie tego powoduje, że powinniśmy skakać z radości. I nie jest to żadna przesada. Czy nie powinniśmy się cieszyć, że Chrystus jest naszym Zbawicielem i najlepszym przyjacielem, że codziennie ofiarowuje nam swoją przyjaźń? Już was nie nazywam sługami (…), ale nazwałem Was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego (J 15,15). Mówił to nie tylko do Apostołów, których wybrał, nie tylko do kapłanów, ale mówi do nas wszystkich: „Chcę być twoim przyjacielem”. Czy cieszymy się z tego? Może nawet nie myślimy o tym, by Jego przyjaźń przyjąć i odwzajemnić. Jakie to wielkie dobro, jaki nadaje naszemu życiu sens! Iluż ludzi chodzi po świecie i nie widzi sensu swego życia!

Mamy świadomość Bożego planu i wiarę w Opatrzność Boga. Wiemy, że nie pojawiliśmy się tu, na ziemi, przypadkiem, jako rezultat działania ślepych sił przyrody, ale jesteśmy pomyślani od wieków, zrodzeni przed wiekami w przepastnych głębiach Bożego Miłosierdzia, ukochani i prowadzeni z sekundy na sekundę przez Dobrego Ojca, który wszystko tak ułożył, żeby obdarzyć nas szczęściem. Przecież nasza przyszłość to niebo. Powinniśmy sobie jeszcze głębiej uświadomić, czym jest łaska uświęcająca, uczestnictwo w życiu samego Boga, w Jego naturze i w Jego życiu; to, że jesteśmy świątynią Ducha Świętego, że mamy Eucharystię, Matkę Najświętszą, Aniołów i wiele innych Bożych darów. Zobaczmy to i ucieszmy się. Wtedy ziemskie troski ustąpią na dalszy plan, zapewne nie znikną, ale okażą się znacznie mniejsze niż początkowo sądziliśmy.

To wszystko trzeba sobie przypominać, uświadamiać, doceniać, pogłębiając wiarę, a także prosząc o potrzebne do tego łaski. Tu właśnie niezbędna jest nasza praca, wysiłek intelektu, woli, wiary i modlitwy. Wtedy pojawi się radość. Powinniśmy także prosić o łaskę dostrzegania tych wszystkich Bożych darów i ich wartości. Szatan ciągle zamyka nam oczy na posiadane dobro, wyolbrzymia smutek z powodu tego, czego nie posiadamy. Pismo Święte wielokrotnie wzywa do przypominania sobie Bożych dobrodziejstw i do dziękowania za nie. Jeśli prawdą jest to, co powiedział Tomasz Merton, że smutek jest karą za niewdzięczność, to również prawdą jest, że radość jest nagrodą za wdzięczność. Im więcej człowiek dziękuje, tym bardziej doświadcza radości, bo tym wyraźniej dostrzega Boże dobrodziejstwa. Wdzięczność jest jedną z ważnych dróg wyzwalania się ze smutku.

Warto tu przypomnieć anegdotyczne wydarzenie z życia La Piry, burmistrza Florencji. Był głęboko wierzącym chrześcijaninem i urzędując we wspaniałej miejskiej rezydencji, sam mieszkał jak mnich w klasztornej celi, którą sobie uprosił. Miał on przyjaciela księdza, prałata, który często narzekał. Ilekroć się spotykali, ksiądz zaczynał utyskiwać: wszystko upada, młodzież jest coraz gorsza, rodzice nieodpowiedzialni, terroryści działają bezkarnie, wszystko prowadzi do zguby. Przez jakiś czas La Pira znosił to spokojnie, próbował go pocieszać, ale pewnego dnia nie wytrzymał i powiedział: „Słuchaj, jest Pan Bóg czy go nie ma?”.. Tamten zdziwiony pytaniem odrzekł: „Jest”. Usłyszał więc drugie pytanie: „Chrystus zmartwychwstał czy nie?”. „Czego chcesz, przecież zmartwychwstał…”. „A dusza ludzka jest śmiertelna czy nieśmiertelna?”. „Nieśmiertelna”. „To dlaczego narzekasz?! Bóg jest, Chrystus zmartwychwstał, dusza ludzka jest nieśmiertelna, po co narzekać?”. My także nieustannie musimy sobie przypominać wielkie dary Boże.

Uporaj się z cierpieniem

Niezadowolenie i smutek mają źródło nie tylko w braku potrzebnego dobra, ale powstają często z powodu dokuczliwego zła, z czegoś, co odczuwamy jako przykre, co zadaje nam ból. Czasem jest to ból fizyczny jak ból głowy, a niekiedy duchowy, jakieś osamotnienie, posądzenia, oszczerstwa, niechęć, doznawane przykrości, nieudane małżeństwo, alkoholizm w rodzinie, trudne dzieci. Także nasze osobiste słabości zatruwają nam życie. Nie wystarczy chcieć o tym zapomnieć ani przypominać sobie, jakie posiadamy dobra. Nie wystarczy choroby na raka zrekompensować stwierdzeniem, że mamy co jeść. Aby stać się człowiekiem zadowolonym, trzeba i z tym problemem należycie się uporać. Jak? Przede wszystkim na płaszczyźnie wiary. Chcieć dostrzec w nim nadprzyrodzony sens. Pan Bóg o nim wie i jeśli go dopuszcza mimo naszych prób uwolnienia się od niego, to widocznie jest on potrzebny.

W okresie Wielkiego Postu często śpiewamy: „Zbawienie przyszło przez Krzyż, ogromna to tajemnica. Każde cierpienie ma sens, prowadzi do pełni życia. Jeżeli chcesz Mnie naśladować, to weź swój krzyż na każdy dzień i chodź ze Mną zbawiać świat”. Tu mamy wyjaśnienie znaczenia cierpienia. Musimy sobie przypominać, że to nasze cierpienie ma sens, bo wszystko jest sensowne, jeśli jest dopuszczone przez Boga bądź przez Niego zesłane. Trzeba tylko ten sens odkryć.

Zbawienie przyszło przez Krzyż, a więc i nasz Krzyż może i powinien być zbawczy. Cierpienie na tym świecie jest nieraz sprowokowane i spowodowane przez diabła, ale Pan Bóg zawsze je wykorzystuje, by przynosiło zbawcze owoce, aby wiodło do dobra, by w końcu uszczęśliwiało. Pan Jezus nie obiecał, że na tym świecie będziemy zawsze szczęśliwi. To jest zarezerwowane dla życia przyszłego. Ziemskie szczęście przemija. Mamy jednak ciągle wydobywać się z niepotrzebnego smutku. Dwie są sytuacje, w których Pismo Święte mówi o uzasadnionym smutku. Po pierwsze – smutek jest potrzebny po grzechu. Żal jest to ból duszy z powodu grzechu. I po drugie – „Płaczcie z płaczącymi”. Współczucie z bliźnimi usprawiedliwia smutek, a nawet domaga się zasmucenia. W obu jednak sytuacjach powinniśmy się szybko z niego wyzwolić.. Z pierwszego przez żal, pokutę i prośbę o przebaczenie, co zawsze przywraca pokój serca, a z drugiego przez pomoc bliźniemu, by jego łzy mogły przemienić się w uśmiech.

Uśmiechnij się do swego Krzyża

Jezus wzywa, byśmy codziennie brali swój Krzyż i naśladowali Go. Jeśli On tak mówi, to znaczy, że nasze cierpienie ma sens. Wiara w sens cierpienia to ważny krok na drodze wychodzenia z niszczącego smutku. Wolno prosić Boga o pomoc, wolno Go pytać, dlaczego nas to spotkało, ale nie z wyrzutem czy buntem. Czasem cierpienie spotyka nas tylko po to, by nas obudzić, by wskrzesić zryw ku dobru. Bóg jest naszym Ojcem, wie o każdym naszym cierpieniu i jeśli go nie usuwa, a ludzkie zabiegi są nieskuteczne, to widocznie jest ono nam potrzebne.

Miłującym Boga wszystko sprzyja ku dobremu (por. Rz 8,28). Jezus niekiedy zaprasza do uczestnictwa w swojej Męce, a co św. Paweł nazwał dopełnianiem we własnym ciele tego, czego nie dostawało cierpieniom Chrystusa (por. Kol 1,24). Trzeba to tylko właściwie rozumieć. Cierpienia Chrystusa są nadobficie wystarczające, zadośćuczyniły za wszystkie grzechy całego świata, wysłużyły wszystkie potrzebne łaski. Ale często ludzie mając możność otrzymania i przyjęcia łaski, nie chcą jej przyjąć, mają serce zamknięte, pokryte skorupą zła, które nie pozwala łasce przebić się do ich wnętrza. Wielu jest takich ludzi. Trzeba im naszą modlitwą, cierpieniem i zadośćuczynieniem uzyskać obfitszą i skuteczniejszą łaskę. Do tego zaprasza nas Jezus. Wykorzystajmy tę szansę.

Ludzie powołani do współdziałania z Chrystusem przez niesienie Krzyża zazwyczaj wiedzą, że jest to także dla nich cenny dar. Przekonują nas o tym święci, np. św. Teresa Wielka czy św. Faustyna. Wielkie dobro wymaga zwykle wielkich ofiar. Często podejmujemy znaczny trud dla osiągnięcia dóbr ziemskich. Ktoś długo się uczy, by zdobyć wiedzę, skończyć studia, ktoś wiele się trudzi, by zbudować dom. Tym bardziej warto się trudzić dla dóbr nadprzyrodzonych. Każde cierpienie dopuszczone przez Boga ma wielką wartość, jeśli potrafimy uczynić z niego dar serca. Cierpienie, którego nie możemy usunąć, trzeba uznać za pożyteczne dla nas i dla innych. Czy potrafimy uśmiechnąć się do swego Krzyża? To nie jest łatwe, ale uśmiechnij się do Krzyża i do Jezusa, choćby to miał być uśmiech przez łzy. Kto tak kocha Jezusa, doświadczy radości, jakiej nie da żadne dobro ziemskie.

Ostatecznym aktem przemiany smutku w radość może i powinna być dla nas śmierć. Głęboko wierzący uczeń Chrystusa przeżywa ją nie tyle jako uderzenie i druzgocący cios, ale – jak Jezus na krzyżu – jako akt ufnego oddania się w ręce Ojca. Tak zamykając ostatnią kartę życia, wejdziemy do radości, której już nikt i nic nam nie odbierze.

Ks. Marian Piątkowski

Możesz również polubić…