Zaufać Jezusowi – Komentarz do niedzielnej Ewangelii

Kiedy pisze się komentarz do Ewangelii, zawsze warto odwołać się do jakiegoś przykładu, bo dzięki temu łatwiej jest zrozumieć Boże Słowo. Często też nie potrzeba przy tym za bardzo się wysilać. Dlatego, że najlepsze przykłady do Ewangelii pisze… samo życie.

Kilka dni temu, abp Celestino Migliore, który w naszym kraju reprezentuje Papieża powiedział, iż wielką chorobą dzisiejszych czasów jest to, że ludzie są obojętni na Boże Słowo. I że nie tyle Go nie słuchają, co nawet w ogóle się Nim nie interesują. I tak rzeczywiście jest, bo chociaż nie brakuje dzisiaj ludzi, którzy potrafią w domu otworzyć Biblię, to w większości jest tak, że nie zwracamy na nią w ogóle uwagi. I potrafimy godzinami przesiadywać przed telewizorem, robiąc to tylko i wyłącznie dla zabicia czasu, a nie potrafimy przez chwilę poczytać Pisma Świętego albo z uwagą wysłuchać czytań mszalnych, nieraz nie wiedząc nawet o czym one są.

A ludzie nie czytają Pisma Świętego nie dlatego, że go nie posiadają, ale dlatego, że boją się prawdy o sobie. Boją się tego, jacy rzeczywiście są. Dlatego, że Słowo Boże jak zwierciadło, w którym się można przejrzeć. I w świetle którego dokładnie widać to, jacy jesteśmy. Widać prawdę o nas samych, o naszych słabościach, nieuporządkowanych pragnieniach, kompleksach, o naszej obłudzie i o tym, jak jeszcze wiele jest w życiu do zrobienia. Dlatego nie otwieramy Pisma Świętego i dlatego nie słuchamy kazań.  Często przypominamy w tym uczniów z dzisiejszej Ewangelii, którzy  nie rozumieją słów Jezusa, ale też boją się Go o nie pytać. Bo jak zrozumieć to, że: kto chce być pierwszym, powinien być ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich?

Nie tak dawno miałem możliwość uczestniczyć w rekolekcjach kapłańskich prowadzonych przez ks. Johna Bashoborę. I muszę przyznać, że z podziwem słuchałem o tym, jak rozwija się Kościół na kontynencie afrykańskim, a kiedy patrząc na Europę, widzimy sytuację zupełnie odwrotną.

Opowiadał, jak w miejscowości, w której na codzień pracuje, często do kościoła przychodziła matka z małym dzieckiem. Zawsze, kiedy wracała od Komunii świętej, ta mała dziewczynka siadała jej na kolana i mocno się do niej przytulała. Kiedyś jej zapytał, dlaczego się tak zachowuje. Odpowiedziała, że gdy jej mama przyjmuje Jezusa do swojego serca, to wówczas przytula się mocno do niej, aby być jak najbliżej Niego. Pewnego dnia do ich parafii przyjechał biskup i ksiądz Bashobora opowiedział mu tę historię. Biskup rozmawiając z tą dziewczynką powiedział, że pewnie bardzo by chciała przyjść do Pan Jezusa. Na to ona odpowiedziała, że to nie jest tak, bo to nie ona, ale to Pan Jezus chce przychodzić do niej. Poruszony tym zadecydował, że udzieli jej Komunii świętej. Miała wówczas zaledwie trzy lata.

Czasami wiara dziecka potrafi nas zawstydzić. I dobrze, że tak się dzieje.

Nie tylko do niej, ale do każdego z nas przychodzi dzisiaj Chrystus, a przynajmniej chce przyjść. Teraz przychodzi ze swoim Słowem i wskazuje drogę, a w każdej Mszy świętej przychodzi ze swoim Ciałem, aby Cię w tej drodze pokrzepić. Pytanie tylko czy Mu na to pozwolisz i zechcesz w swoim życiu dla Niego zrobić miejsce?

Apostołowie wiele zyskali idąc za Jezusem. Nie tylko w wymiarze duchowym, ale także i w oczach ludzi, bo z prostych rybaków stali się nagle kimś ważnym w społeczeństwie. Byli uczniami Jezusa, Który budził coraz większy podziw u innych. I w pewnym momencie zostali tym zaślepieni, do tego stopnia, że zaczęli między sobą spierać się o to, kto z nich jest największy. Dlatego Jezus za przykład do naśladowania stawia im małe dziecko, które bezgranicznie ufa i nie targuje się z Bogiem, ciągle tylko przeliczając, ile może dzięki Niemu zyskać, a ile stracić. I takiej ufności musimy nieustannie się uczyć, dlatego że jeżeli człowiekowi zabraknie zaufania do Boga, to przestaje Go traktować jako swojego Przyjaciela, a zaczyna widzieć w Nim wroga.

W ostatnich dniach głośno jest na temat filmu, który w bluźnierczy sposób obraża muzułmańskiego proroka, jakim jest Mahomet. I możemy zaobserwować, jak wyznawcy tej religii są gotowi ponieść w jego obronie najwyższą cenę, byle tylko ich prorok odzyskał cześć i szacunek. Kiedy tak na to patrzę, to zastanawiam się nad tym, jaka byłaby reakcja katolików w podobnej sytuacji. I wszyscy dobrze wiemy, że nie potrafimy z takim zaangażowaniem bronić swojej wiary. Nie sugeruję wcale, aby przybierać postawę skrajnego fundamentalizmu, jak to jest w przypadku muzułmanów, ale o zwykłą odawgę i męstwo w obronie swoich wartości.

Początkiem roku, w Mediolanie wystawiono sztukę profanującą wizerunek Chrystusa, którego twarz oblewają fekalia tworzące napis ”nie jesteś moim pasterzem”. Reżyser objeżdżał z tym poszczególne kraje Europy. Był też w Polsce, we Wrocławiu, ale jakoś nikt nie zauważył w tym nic szokującego.

W najbliższym czasie, w kilku większych miastach w naszym kraju, w tym w  Rzeszowie i w Przemyślu, pojawią się duże bilbordy zachęcające do niewiary w Boga z napisem: nie zabijam, nie kradnę, nie wierzę oraz Nie wierzysz w Boga? Nie jesteś sam. To część kampanii, która ma uświadomić Polakom, że osoby niewierzące stanowią ważną część społeczeństwa. Organizatorzy akcji zapowiadają, że na tym jeszcze nie koniec i że następnym krokiem będą plakaty antyreligijne. Dlaczego? Dlatego, że doskonale sobie zdają sprawę z tego, że niewielu będzie tych, którzy staną w obronie wiary, i niewielu będzie tych, którzy odważą się im sprzeciwić. Przecież Pan Bóg nie jest wrogiem człowieka, i nie można pozwolić na to, aby w ten sposób Go przestawiano.

Kto mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który  Mnie posłał, mówi do nas Jezus przez swoje Słowo. Chciejmy dzisiaj na nowo przejąć się tymi słowami, dlatego, że jak sam powiedział na innym miejscu: jeśli kto przyzna się do Mnie przed ludźmi, do tego przyznam się i Ja przed moim Ojcem (por. Mt 10,32). A żeby tak było, wystarczy Mu tylko zaufać… jak dziecko.

Ks. Michał Deryło           

Możesz również polubić…