Inny Król

Myślenie, że wystarczy obwołać Chrystusa Królem Polski, a wszystko zmieni się na lepsze, trzeba uznać za iluzoryczne, wręcz szkodliwe dla rozumienia i urzeczywistniania Chrystusowego zbawienia – przypominają biskupi polscy.

List Episkopatu Polski odczytywany w uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata zajmuje jasne stanowisko w sprawie, która w różnych środowiskach wywołuje zamieszanie. Chodzi o tzw. ruchy intronizacyjne. Choć w liście nie ma wprost polemiki z nimi, to jednak są bardzo konkretne wnioski, które płyną z biblijnego i kościelnego nauczania na temat Chrystusa Króla. „Nie trzeba Chrystusa ogłaszać Królem, wprowadzać Go na tron. Bóg Ojciec wywyższył Go ponad wszystko.

Trzeba natomiast uznać i przyjąć Jego królowanie, poddać się Jego władzy, która oznacza moc obdarowywania nowym życiem, z perspektywą życia na wieki. Realizacja zadania zakłada przyjęcie tego, co Jezus daje, domaga się życia Jego miłością i dzielenia się Nim z innymi. Chodzi o umiłowanie Jezusa do końca, oddanie Mu swego serca, zawierzenie Mu naszych rodzin, podjęcie posługi miłości miłosiernej i posłuszeństwo tym, których ustanowił pasterzami. Ten konkretny program nie potrzebuje jakiejkolwiek formy intronizacji” – czytamy w liście.

Posłuszeństwo ważniejsze niż nabożeństwo

Komisja Nauki Wiary przy Episkopacie zajmowała się tą sprawą od pewnego czasu, starając się dokonać ewidencji grup działających w Polsce i w środowiskach polonijnych. „Dotychczasowe rozpoznanie pokazuje, że oprócz nurtów, z którymi nie można prowadzić dialogu ze względu na uporczywość trwania przy swoim – chodzi tu o ks. Kiersztyna i ks. Natanka – mamy trzy, które wymagają otwarcia się na nie i podjęcia duszpasterskiej troski” – powiedział KAI bp Andrzej Czaja, stojący na czele komisji. Wśród środowisk, z którymi dialog jest możliwy, biskup wymienił Ruch Intronizacji Serca Jezusowego, prowadzony przez redemptorystę o. Jana Mikruta, Rycerstwo Jezusa Chrystusa Króla i środowiska polonijne. Bp Czaja zaznaczył jednocześnie, że w tych ostatnich środowiskach nie wszyscy są skłonni do współpracy z episkopatem. Nie każda forma religijności jest dobra i podoba się Bogu. O tej ważnej prawdzie nieraz zapominamy. Nasza modlitwa, sposób chwalenia Boga, nabożeństwa muszą być zawsze poddawane osądowi słowa Bożego.

Pismo Święte mówi bardzo wyraźnie, że dla Boga liczy się o wiele bardziej posłuszeństwo niż zewnętrzne formy kultu. „Czyż milsze są dla Pana całopalenia i ofiary krwawe od posłuszeństwa głosowi Pana? Właśnie, lepsze jest posłuszeństwo od ofiary” (1 Sm 15,22). W historii Kościoła pojawiają się coraz to nowe formy pobożności, związane często z okolicznościami danego czasu czy miejsca. Niektóre zanikają, inne – jak np. Różaniec – stają się trwałym skarbem pobożności wszystkich katolików. Nowe nabożeństwa pojawiają się często jako efekt prywatnych objawień. Zawsze jednak to Kościół dokonuje oceny zgodności nowej formy kultu z całością wiary, z prawdą objawioną w słowie Boga. Opinia Kościoła jest czymś bezwzględnie koniecznym. To chroni nas przed zbłądzeniem. Zło atakuje bowiem również naszą religijną gorliwość, starając się zainfekować ją pychą lub, co gorsza, fałszywym obrazem Boga. Kościół daje oparcie, skałę, bezpieczeństwo. Chroni przed subiektywizmem, przed niebezpieczeństwem czczenia swojego „ego” pod pozorem czczenia Boga. Niebezpiecznym sygnałem jest postawa lekceważenia, odrzucenia lub wręcz atakowania Kościoła za pomocą jakiejś „pobożnej” praktyki. Innym znakiem ostrzegawczym jest łatwe szafowanie kategorycznymi groźbami w stylu „jeśli nie odmówicie jakiejś modlitwy, nie wykonacie jakiegoś pobożnego uczynku, kara jest pewna”, często z powołaniem się, że to głos samego Jezusa. Owszem, ostrzeżenia przed karą pojawiają się w Biblii, ale zawsze jest to wezwanie do nawrócenia serca, a nie do mnożenia nabożeństw.

Inspiracje Rozalii Celakówny

W Polsce w ciągu ostatnich kilkunastu lat rozwijają się równolegle dwie odrębne inicjatywy – intronizacji Najświętszego Serca Pana Jezusa i intronizacji Jezusa na Króla Polski. Ta pierwsza ma dłuższą tradycję. Związana jest z objawieniami św. Małgorzaty Marii Alacoque i polega na uroczystym poświęceniu się rodzin i wspólnot Sercu Bożemu. To nabożeństwo zyskało aprobatę Kościoła i jest szerzone od wielu lat m.in. przez jezuitów. Idea intronizacji Jezusa na Króla Polski wiąże się z objawieniami Rozalii Celakówny, zmarłej w czasie II wojny światowej krakowskiej mistyczki. Jej proces beatyfikacyjny, zamknięty na szczeblu diecezjalnym, prowadzą krakowscy jezuici. Ks. Władysław Kubik, wicepostulator procesu, wyjaśnia: „Odnowa moralna narodu miała być podstawą, żeby władze kościelne i państwowe poddały się pod panowanie Chrystusa Króla w Jego Najświętszym Sercu jako symbolu miłości Boga. Tylko jeden raz Rozalia użyła słowa, że należy ogłosić Chrystusa Królem, ale uściśliła – poprzez intronizację Najświętszego Serca Jezusa. Wydaje się, że grupy »alternatywne«, pozakościelne, przywiązały się do tego słowa, uczyniły skrót – ich członkowie żądają, żeby ogłosić Chrystusa Królem, co mają zrobić wspólnie władze polityczne i kościelne”.

Ks. Kubik podkreśla, że Celakówna nie rozumiała intronizacji w sensie politycznym. „To nie było jej ideą, ona adorowała Jezusa w ujęciu »Ecce homo«, ubogiego i słabego. Ona żyła rzeczywistością królowania Chrystusa wśród nas i wzywała, żeby ją w życiu przyjąć poprzez życie w łasce uświęcającej, a licząc się z ludzką słabością, wzywała do korzystania z sakramentów świętych, zwłaszcza pokuty i Eucharystii. Ona sama w sposób heroiczny praktykowała miłość bliźniego, cześć, uwielbienie dla Najświętszego Sakramentu, jej stosunek do Matki Bożej, do św. Józefa był bardzo głęboki, nacechowany ogromną wiarą i miłością. Ubolewała nad tym, że ludzie zapominają o Jezusie Chrystusie, który jest jedynym naszym Panem, jedynym naszym Królem”.

Bezsilność wiary i królestwa Jezusa

Skąd biorą się pomysły, by domagać się intronizacji Jezusa na Króla Polski? Jeden z posłów proponował już parę lat temu, by dokonać tego aktu przez uchwałę parlamentu. Biskupi piszą: „Niestety, od samego początku brakowało głębszego rozumienia królewskiej godności Chrystusa. Św. Jan Ewangelista przekazuje, jak po cudownym rozmnożeniu chleba chciano Jezusa z Nazaretu obwołać królem (J 6,14-15), aby jeść chleb do sytości i spokojnie żyć. Podobny brak głębszego spojrzenia na prawdę o królowaniu Chrystusa ujawnia się też obecnie”. Prowincjał jezuitów o. Wojciech Ziółek zauważa, że bierze się to „z tęsknoty starej i grzesznej jak świat, z tęsknoty za tym, byśmy, jako chrześcijanie i katolicy, mieli jakiegoś porządnego, potężnego króla, a nie takiego wyszydzonego i oplutego, którego inni biją po głowie. (…) Nie chcemy takiego mesjasza, jakiego ukazuje w swej Ewangelii św. Jan. Nie chcemy mieć za króla oplutego, bezbronnego i zhańbionego człowieka z cierniową koroną na głowie. Wolimy cezara.

A tymczasem cała Ewangelia wskazuje właśnie na tego wzgardzonego przez ludzi Sługę Jahwe i, nie pozostawiając żadnych złudzeń, mówi: »Oto Król wasz!«. A gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości, to niech spojrzy na napis umieszczony na krzyżu. To jest Król nasz, który jednak sam o sobie mówi: »Królestwo moje nie jest z tego świata«”. Benedykt XVI w I tomie „Jezusa z Nazaretu” zwraca uwagę, że pokusa wykorzystania ziemskiej władzy do budowania królestwa pojawiła się już w starożytności i nie znika. „Chrześcijańskie cesarstwo [rzymskie] usiłowało uczynić wiarę politycznym czynnikiem jedności cesarstwa. Królestwo Chrystusa powinno przecież przybrać kształt politycznego królestwa i błyszczeć jego blaskiem. Bezsilności wiary, ziemskiej bezsilności Jezusa Chrystusa, trzeba pomóc, dając im władzę polityczną i wojskową. Przez wszystkie wieki ciągle na nowo w różnych odmianach powracała pokusa umacniania wiary z pomocą władzy, i za każdym razem groziło jej niebezpieczeństwo zduszenia jej w objęciach władzy. Walkę o wolność Kościoła, walkę o to, by królestwo Jezusa nie było utożsamiane z żadną formacją polityczną, trzeba toczyć przez wszystkie stulecia. Bo w ostatecznym rozrachunku cena, jaką płaci się za stapianie się wiary z władzą polityczną, zawsze polega na oddaniu się wiary na służbę władzy i na konieczności przyjęcia jej kryteriów”. Gdyby ktoś po przeczytaniu tego fragmentu miał ochotę pokazać go swoim politycznym przeciwnikom ze słowami „O proszę, to o was”, znaczyłoby to, że niewiele zrozumiał. Ten fragment w polskich warunkach można i trzeba odnieść do każdej ze stron sporu, który toczy się w przestrzeni publicznej.

Ruch w stronę Jezusa

Popularność ruchów intronizacyjnych w pewnych środowiskach skłania do głębszego zastanowienia się nad jeszcze innymi motywami ich działań. Być może gorliwość tych ludzi, działających nieraz prawie na obrzeżu Kościoła, płynie również z jakichś słusznych racji. Nie wolno, moim zdaniem, stawiać ich pod ścianą. Trzeba raczej próbować ocalić to, co dobre, i pokazać drogę uzdrowienia ich religijności. Być może u korzeni różnych dziwnych, momentami groteskowych, pomysłów intronizacyjnych kryją się jednak słuszne intuicje. Jakie? Pierwsza rzecz, katolicka tradycja, tożsamość naszego narodu związana z Kościołem jest zagrożona. Walka duchowa trwa w życiu jednostek, ale także w przestrzeni publicznej. Jest to także walka o kształt naszej ojczyzny.

Wielu osobom i środowiskom w Polsce i w Europie zależy na osłabieniu, jeśli nie wręcz na zniszczeniu autorytetu Kościoła. To nie są halucynacje nawiedzonych, to jest fakt. Wystarczy czytać gazety, by się o tym przekonać. Ruchy intronizacyjne są głosem sprzeciwu wobec tego. Słusznego, nawet jeśli wyrażonego dziwnie i bezradnie. Druga sprawa: to, że polityki nie powinno się mieszać z wiarą, nie oznacza, że katolicka nauka społeczna powinna zostać zbiorem pobożnych życzeń. Wiara musi się przekładać na życie społeczne, także polityczne, bo katolicy żyją w tych przestrzeniach i mają prawo być sobą. Królestwo Boże jest rzeczywistością, która rodzi się w sercu człowieka, zgoda, ale przez tego człowieka ono promieniuje na świat, na innych, na społeczności. Można i trzeba dyskutować o społecznym wymiarze wiary, ale nie można godzić się na redukowanie wiary tylko do kultu. I jeszcze jedna uwaga. Prostą, ludową pobożność Polaków, w której całe pokolenia naszych rodziców i dziadków wychowywały się i wyrastały na porządnych ludzi, od lat systematycznie się atakuje, nieraz agresywnie. Liberalne elity czynią to za pomocą szyderstwa, z poczuciem wyższości, nieraz i pogardy. Niestety, bywają oni wspierani przez tzw. postępowych katolików, którzy z teologicznym zacięciem dołączają do tego chóru.

Nie dziwmy się, że po drugiej stronie pojawia się odruch obronny, w którym jest skłonność do zachowań dziwnych, a nawet skrajnych. Mimo wszelkich zastrzeżeń, które wskazałem powyżej, podstawowy kierunek jest właściwy: Jezus Chrystus. Prawdą jest, że tylko On może nas uratować, tylko On może nas zbawić. W Nim jest nadzieja dla każdego człowieka. Także dla tej wspólnoty, której na imię Polska. Owszem, ten ruch w stronę Jezusa przybiera czasem formy mało ewangeliczne. Ale warto ocalić to, co w tej dziwnej pobożności jest autentycznym wołaniem „Jezu, pomóż”. Biskupi piszą: „Konieczne jest szerokie otwarcie drzwi Jezusowi, oddanie Mu swego życia. Gdy dokonamy tego w naszych domach i parafiach, zmieni się oblicze naszej Ojczyzny i Kościoła”. Czyż w tym punkcie wszyscy wierzący nie powinni się spotkać? Uroczystość Chrystusa Króla wskazuje obraz Jezusa – cierpiącego, wyszydzonego, pokornego Sługi. Tak, jest Królem, ale innym niż jakikolwiek ziemski władca – Jego królewskim gestem było umywanie nóg, Jego tronem – krzyż. Król, który klęka przed swoimi uczniami w postawie pokory, posłuszeństwa, prośby i słabości. Czyni siebie małym i słabym, aby pokonać nasz strach, złamać pychę.

W geście umycia nóg, a później w szaleństwie krzyża Jezus pokazuje coś zupełnie niesamowitego. Ukazuje, że wszechmoc Boga jest wszechmocą miłości. Odsłania Boga solidarnego z każdym ludzkim bólem, utożsamiającego się z niewolnikiem, a nawet z przestępcą, z wszystkimi, którzy czują się opuszczeni przez Boga. Staje się słaby, aby z człowiekiem dzielić słabość. Aby go przeprowadzić przez mrok cierpienia, grzechu, śmierci do światła zmartwychwstania. Kto szczerze i świadomie powtarza w modlitwie „Ojcze nasz” słowa „Przyjdź królestwo Twoje”, ten dokonuje wewnętrznej intronizacji. Godzi się na panowanie Boga w swoim życiu, chce naśladować królewski styl Chrystusa. Ten, przysłuchując się rozmowie Jezusa z Piłatem, staje po stronie skazanego, po stronie prawdy i miłości, przeciwko Piłatowi w sobie samym.

Ks. Tomasz Jaklewicz/wiara.pl

Możesz również polubić…