Świerzbienie posłuszeństwa

Nie sztuka mówić, gdy trzeba milczeć. Ksiądz w sutannie stoi w kościele z brewiarzem w ręce, patrząc na nas poważnym, zatroskanym wzrokiem. Już na pierwszy rzut oka widać: dobry proboszcz. Duszpasterz, który prowadzi parafian w dobrym kierunku. No i też zapewne o taki przekaz chodziło autorom okładki w „Tygodniku Powszechnym” z minionego tygodnia. Jednak napisy towarzyszące postaci księdza dziwnie kontrastują z tym obrazem. „Ksiądz Lemański: Nie chcę milczeć” – głosi duży tytuł. A nad nim napis: „Na niepokornego księdza sypią się kary”. Ta kara to otrzymany od biskupa zakaz wypowiadania się w mediach (a ks. Lemański ma nawet swoje okienko w portalu Tomasza Lisa).

Tak się akurat złożyło, że numer ten wypadł w tygodniu, w którym obchodziliśmy uroczystość Najświętszego Serca Jezusowego. Osobliwie kontrastował ów „niepokorny ksiądz” ze swoim „nie chcę milczeć” z wezwaniem Jezusa: „uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem” (Mt 11,29).

Niepokorny ksiądz – i cóż to za rarytas? Takich to my już mamy mocno powyżej pokrywki. Każdy renegat od tego zaczyna, że jest „niepokorny” tam, gdzie trzeba właśnie pokory. Pokora to żadna ujma, żaden dowód słabości – przeciwnie: tylko człowiek mocny potrafi sprzeciwić się samemu sobie. Tylko człowiek wewnętrznie dojrzały umie opanować ten poryw złej dumy, która każe pokazać światu: „patrzcie, nie dam sobie chodzić po głowie”.

Posłuszeństwo w Kościele jest podstawowym testem wierności BOGU. Właśnie Bogu – nie ludziom. To zasadniczy test zaufania, że Bóg działa przez pasterza, nawet gdyby pasterz był cienki jak polityka PO. Bo nawet gdy przełożony się myli, to posłuszny pomylić się nie może. A my co widzimy? Kolejny popis widzimisizmu, ubrany w szaty pobożności i roztrąbiony przez salonowe media. Mamy kolejnego księdza, który daje się wykorzystywać macherom od antykościelnej propagandy, w naiwnej nadziei, że w ten sposób osiągnie jakieś dobro. Otóż nie osiągnie – sojusze „dla dobra Kościoła” z tymi, którym Kościół jawi się jako olbrzymia taca, uwiarygodniają tylko lansowaną przez nich postchrześcijańską ideologię. A przeciętny Kowalski myśli: „Skoro księża mogą się stawiać biskupom, to ja tym bardziej nie dam się im pouczać”.

Jasne – ksiądz się „tylko odwołał” i korzysta z litery prawa. Ale na litość Boską, nie litera zbawia, lecz duch! Jaki to ksiądz, którego biskup nie może posłać, gdzie chce, bo on się najpierw musi odwołać? Co to za apostolska dyspozycyjność, gdy podwładny kurczowo trzyma się tego, co sobie umyślił jako najlepsze i kanonami broni swego widzimisię? Czy teraz do formuły przyrzeczenia posłuszeństwa biskupowi trzeba będzie dodawać: „ale najpierw wyczerpię wszystkie ścieżki sprzeciwu”?

Gdy nieposłuszny biskupowi był ks. Natanek, „Tygodnik Powszechny” nie robił mu laurki, wręcz przeciwnie. A czym istotnym różni się postawa ks. Lemańskiego od postawy ks. Natanka? Tylko opcją – tamten odstąpił w prawo, ten skręca w lewo. Ale w obu przypadkach jest to zejście z właściwej drogi. I zgorszenie.

Franciszek Kucharczak/ GN 24/2013

Możesz również polubić…