Ks. Michał Deryło: Przyjąć dar Ducha Świętego – homilia na niedzielę

Ewangelia nie jest jakimś mitem, stworzonym przez ludzi, czy też pobożną legendą napisaną na kolanie, ale to Księga Życia, która pozwala nam oczyma Boga popatrzeć na otaczający nas Świat, na nas samych i przez którą Pan Bóg pozwala nam odkryć prawdę o rzeczywistości, w której żyjemy. I wskazuje przy tym drogę, jak należy iść przez życie. Pan Bóg za pomocą swoich słów, przypowieści, które dobrze znamy podpowiada nam, jak budować szczęście w relacjach z drugim człowiekiem, kiedy mówi o ludzkiej godności, o miłości bliźniego, o tym, że powinniśmy kierować się duchem służby, pokory i uczyć umiejętności przebaczania tym wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób nas skrzywdzili. Dlatego, że jest On Bogiem miłosiernym i oczekuje od nas, że miłosierdziem będziemy się kierować. Ale kiedy tak słucha się słów dzisiejszej Ewangelii, to może zrodzić się w nas niezrozumienie.

Bo widzimy zupełnie inny obraz Jezusa, niż ten, do którego zdążyliśmy się przyzwyczaić. Nie jest wcale łatwo zrozumieć tych słów. Bo jak pojąć to, że Chrystus, Książę Pokoju mówi, że przyszedł rzucić na ziemię ogień, i że Jego wielkim pragnieniem jest to, aby ten ogień zapłonął? Jak wytłumaczyć to, że w Ewangelii, która jest księgą Miłości czytamy słowa, że Jezus nie przyszedł po to, aby dać światu pokój, lecz rozłam? Że ojciec powstanie przeciwko synowi, a syn przeciw ojcu?

Ten ogień, o którym dzisiaj słyszymy w Bożym Słowie to Duch Święty, którego Chrystus udzielił swoim apostołom w dniu Pięćdziesiątnicy. Kiedy to przyszedł do nich po swoim zmartwychwstaniu i z prostych, zalęknionych uczniów, którzy zamknęli się w Wieczerniku w obawie o swoje życie, uczynił świadków, którzy nie wahali się mówić innym o Chrystusie, do tego stopnia, że większość z nich za wiarę przelała krew. Zwykli, prości ludzie, którym towarzyszyły niezwykłe znaki. Bo mówili obcymi językami, uzdrawiali chorych i mieli wystarczająco dużo odwagi, aby nastawać w porę i nie w porę. Potrafili z mocą głosić Boże Słowo do tego stopnia, że słuchały ich tysiące ludzi i nawet cień św. Piotra uzdrawiał z różnych chorób.

Dlaczego więc w ich życiu widać było takie znaki Bożego działania, a my w sobie ich nie zauważamy? Czy oni przyjęli innego Ducha Świętego niż my? Dlaczego u początku chrześcijaństwa można było doświadczyć takich przejawów działania Bożego miłosierdzia, a dzisiaj jest już z tym gorzej?

Dlatego że dzisiaj wielu z nas żyje tak, jakby w ogóle nie słyszało o działaniu Ducha Świętego. Albo jakbyśmy wiedzieli że On jest, ale nie wiedzieli kim On jest i jakie dary ze sobą przynosi. Bo jesteśmy duchowymi milionerami i w każdym z nas jest ogromny potencjał i wielość darów, tylko że ich nawet nie jesteśmy w sobie świadomi, dlatego ich nie używamy.

Zauważył to zresztą już dawno Benedykt XVI, który w orędziu na XXIII Światowy Dzień Młodzieży Sydney napisał: Drodzy młodzi, także i dzisiaj Duch Święty kontynuuje działanie z mocą w Kościele, a Jego owoce są obfitujące w takiej mierze, w jakiej jesteśmy gotowi otworzyć się na Jego odnawiającą siłę. Przeto ważne jest, aby każdy z nas poznał Go, wszedł z Nim w relację i pozwolił się przez Niego prowadzić. Tutaj rodzi się naturalnie pytanie: kim jest dla mnie Duch Święty? Nie mało jest przecież takich chrześcijan, dla których pozostaje On „wielkim nieznanym”. Napisał też: Nie zapominajcie nigdy, że Kościół, a nawet cała ludzkość, ta, która was otacza i ku której zmierzacie, wiele oczekuje od was młodych, ponieważ macie w sobie najwyższy dar Ojca, Ducha Jezusa.

Każdy z nas, bez wyjątku nosi w sobie dar Ducha Świętego, tylko problem polega na tym, że my Go tak mało znamy, a przez to nie jesteśmy świadomi Jego działania w nas. Dzisiaj Chrystus chce na nowo wylewać na nas swojego Ducha, chce abyśmy  mogli w sobie doświadczyć Jego łaski i ubogacać się nawzajem darami, jakie ze sobą przynosi.

Bo zesłanie Ducha Świętego trwa nieustannie i w sposób szczególny dokonuje się w każdej Mszy świętej. Chrystus rzuca dzisiaj ogień na ziemię, na każdego z nas i bardzo chce, aby ten ogień w nas zapłoną, abyśmy otworzyli się na dar Ducha Świętego i umieli być świadkami Ewangelii, tak, jak był nimi apostołowie. Daltego, że w czasach, w których żyjemy, jest wielka potrzeba świadectwa wiary. Potrzeba ludzi, który nie tyle będą stawać na rogach ulic i wzywać do nawrócenia, co będą światłem dla innych, ogniem, który płonie i wskazuje drogę. Nie o to chodzi, aby mówić innym pięknie o Bogu, ale by żyć tak, aby lidzie Cię o Niego pytali.

Św Serafin z Sarowa, prawosławny mnich żyjący w XIX wieku mówił, że cel życia chrześcijańskiego polega na osiąganiu Świętego Ducha Bożego. Prosty starzec, który im bardziej ukrywał się przed ludźmi, tym większe tłumy ściągały do jego pustelni, do tego stopnia, że bywały takie dni, w których przychodziło do niego po radę do dwóch tysięcy ludzi na dobę. Skąd on miał taką mądrość? Bo nieustanie otwierał się na działanie Ducha Świętego i płoną żywym ogniem, który przyszedł na ziemię rzucić Chrystus. I ten żywy ogień dzisiaj może stać się naszym udziałem, wystarczy tylko na ten dar się otworzyć.

W Apokalipsie św. Jana jest taka scena, w której św. Jan przebywający w pieczarze na wyspie Patmos widzi Jezusa i pada na ziemie jak martwy, bo oczy Zbawiciela płonęły ogniem. Dzisiaj Chrystus tym samym spojrzeniem patrzy na nas i chce w nas ten ogień zapalać. Chce nam dawać nowe życie, nową nadzieję, porządkować nasze sumienia, uzdrawiać z naszych chorób, lęków i słabości, które odbierają nam radość życia. I nie robi tego tylko po to, abyśmy się dobrze poczuli, ale aby uczynić z nas świadków swojej Ewangelii, abyśmy tym żarem Ducha Świętego zarażali innych. Abyśmy nie bali się mówić innym prawdy, bo ktoś, kto otwiera się na działanie Bożego Ducha żyje w prawdzie. Dlatego dzisiaj słyszymy, że Jezus przyszedł poróżnić ojca z synem, i córkę z matką, aby nam pokazać, ze nie można iść na kompromis ze złem. I ktoś, kto kieruje się w życiu Bożym światłem, ma wystarczająco dużo odwagi, aby zwrócić innym uwagę, nawet najbliższym, kiedy oni błądzą. Że idą nie tą drogą, którą iść powinni.

Dzisiaj jest wielka potrzeba dawania świadectwa swojej wiary, przyznawania się do Chrystusa, a nie jest to możliwe bez pomocy Ducha Świętego, który dzisiaj przychodzi do każdego z nas. Dlatego chciejmy też dzisiejszą Eucharystię, i cały dzień przeżyć w taki sposób, aby nie tyle mówić Jezusowi o tym, co chcielibyśmy, aby nam uczynił, ale wsłuchujmy się dzisiaj w to, co On chce, abyśmy uczynili Jemu. A Jego największym pragnieniem jest to, abyśmy przyjęli w darze Ducha Świetego. Ducha Prawdy, który przynosi Miłość, i uzdalnia nas do dawania świadectwa.

Ks. Michał Deryło

Możesz również polubić…