Marcin Jakimowicz: Chrzest. Aktualizacja

Czy modlitwa o wylanie Ducha Świętego jest do zbawienia koniecznie potrzebna?

Murzasichle. Lipiec 1975 r. Młodzież zgromadzona na rekolekcjach oazowych doświadcza wylania mocy z wysoka. To pierwsze z całej serii poruszeń Ducha Świętego. „Młodzież przeżyła wówczas chrzest w Duchu Świętym. Księża obserwujący tamte wydarzenia – ks. Franciszek Blachnicki, ks. Marian Piątkowski oraz ks. Bogdan Giertuga – nie mieli wątpliwości, że to, co tam się działo, pochodziło od Ducha Świętego” – opowiada Marek Nowicki, autor dokumentalnego filmu o tym wydarzeniu. – Duch Pański dziś działa z ogromną mocą. Widzą to wszyscy zaangażowani w pracę we wspólnotach – opowiada ks. dr hab. Leszek Misiarczyk, płocki egzorcysta. – Być może to oznaka zapowiadanej przez Jana Pawła II „nowej wiosny Kościoła”?

Przyszła inaczej, niż myśleliśmy. Realizuje się wewnątrz Kościoła, w sposób duchowy. Jedną z jaskółek zapowiadających nadejście tej wiosny są popularne między Odrą a Bugiem seminaria odnowy wiary. Rekolekcje te wieńczy modlitwa o wylanie Ducha Świętego.

Głębokie poruszenie

Wiosną 1966 r. dwaj wykładowcy Uniwersytetu Duquesne w Pittsburghu, niezadowoleni ze swojego dotychczasowego życia chrześcijańskiego, postanowili rozpocząć duchowe poszukiwania, by ożywić swą wiarę – opowiada ks. Andrzej Grefkowicz. – W połowie lutego 1967 r. wraz z grupą studentów postanowili odbyć rekolekcje prowadzące do ożywienia wiary. Rozważania były oparte na czterech pierwszych rozdziałach Dziejów Apostolskich. W sobotni wieczór wielu z obecnych doświadczyło zjawiska, które wkrótce zostało uznane za centralne doświadczenie Odnowy, a które zaczęto nazywać chrztem w Duchu Świętym. W niespełna 7 lat później, w czerwcu 1974 r., międzynarodowa konferencja na temat Odnowy Charyzmatycznej w Kościele katolickim zgromadziła ok. 30 tys. uczestników, wśród których znalazło się 19 biskupów (m.in. kard. Leo Suenens), 700 księży oraz wielu zakonników i zakonnic. – Doświadczenie to może być przeżywane na wiele sposobów – przekonuje ks. Jan Reczek, krakowski rekolekcjonista, w świetnej książce „Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch”. – Amerykańscy studenci upraszający w 1967 roku wylania Ducha Świętego doznali głębokiego spocznienia i niezwykłej radości. Świadectwo jeszcze innego przeżycia dał bp Bronisław Dembowski, który, kiedy był młodzieńcem, idąc pośród pól, został ogarnięty wielką radością z obecności Bożej. Chciał śpiewać, ale nie wiedział jak, więc wykrzykiwał dowolne zgłoski, używając melodii prefacji, którą znał z kościoła. Dopiero po latach zrozumiał, że to była chwila chrztu w Duchu Świętym. Towarzyszące łasce przeżycie może być różne. Widać to także w czasie nabożeństw (w żargonie grup tzw. modlitwa o wylanie), gdzie jedni śpiewają, inni milczą, jedni są uśmiechnięci, inni skupieni, ale w sercu mają radość… – a wszystkich jednoczy to ożywienie łaski, które nazywamy chrztem w Duchu Świętym. Nie trzeba tego oddzielać od łaski chrztu sakramentalnego. Jest to nawiązanie do tamtej chwili, jakby rozciągnięcie jej na inne jeszcze momenty.

Masz już cały pakiet

Czy modlitwa o wylanie jest do zbawienia koniecznie potrzebna? – prowokuję s. Bognę Młynarz, doktora teologii duchowości, wikarię generalną sióstr Najświętszej Duszy Chrystusa Pana. – Działanie Ducha Świętego w człowieku jest do zbawienia koniecznie potrzebne, bo „kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy” (Rz 8,9). W jaki zaś sposób otwieramy się na to działanie, jest sprawą drugorzędną. Każdy ochrzczony i bierzmowany katolik posiada wszelkie potrzebne charyzmaty. Ale nie każdy umie z tego „wyposażenia” korzystać. Idealna byłaby sytuacja, gdyby moment udzielania sakramentów był chwilą świadomego i pełnego otwarcia się na moc Ducha Świętego. Jednak większość z nas przeżywa to trochę „na raty”, tzn. w ciągu swojego życia, w miarę rosnącej duchowej świadomości modlimy się o to, żeby Duch Boży w nas działał. Modlitwa o wylanie, która zazwyczaj ma miejsce na zakończenie seminariów Odnowy, jest jedynie jedną z form takiej prośby. Równie dobrze może to być prywatnie odprawiona nowenna do Ducha Świętego. Tak było w moim przypadku. Skuteczność tej modlitwy nie zależy od formy, ale od pragnienia i dyspozycyjności osoby, która chce poddać się działaniu Ducha Świętego. Określanie czasu działania Pana Boga jest dość zabawne, bo Bóg jest poza czasem. Modlitwa jest nam potrzebna nie po to, by „wymóc” na Bogu udzielenie tego czy innego daru, ale by stać się podatnym narzędziem w Jego ręku w dziele zbawienia świata.Osobiście nie preferuję proszenia o konkretne charyzmaty w czasie modlitwy o wylanie Ducha Świętego. To odwraca uwagę od istoty sprawy: chodzi o to, by powiedzieć Bogu „tak” i w ten sposób stworzyć w sobie przestrzeń, w której Duch Święty będzie mógł swobodnie działać. Jednym słowem, otwórz się na Ducha i niech On robi, co chce. Podpisz formularz in blanco. Ale potem się nie dziw…

Kamień w gąbkę

Modlitwa o wylanie nie jest żadnym uzupełnieniem sakramentu. To raczej pomoc w odpakowaniu pakietu, który otrzymaliśmy w dniu przyjmowania chrztu i bierzmowania. W tytule świadomie użyłem zwrotu „Chrzest. Aktualizacja”, a nie „Chrzest. Wersja 2.0”. Tych, którzy z góry dyskwalifikują tę formę modlitwy jako „zapożyczoną od amerykańskich zielonoświątkowców” (często spotykam się z podobnym argumentem), odsyłam do książki Kiliana McDonnella, George’a T. Montague „Inicjacja chrześcijańska a chrzest w Duchu Świętym. Świadectwo z pierwszych ośmiu wieków” (Wydawnictwo M, 1997). Autorzy na 470 stronach skrupulatnie pokazują, że zagadnienie chrztu w Duchu było przedmiotem rozważań wielu ojców Kościoła. – Jest tylko jeden chrzest – zaznacza ks. Reczek. – Sprawa tzw. chrztu w Duchu Świętym wiąże się z tym, że współcześnie w naszym przeżywaniu liturgii chrzcielnej widzimy znak sakramentalny i wierzymy w łaskę. Ta łaska jest przedmiotem wiary, a nie przeżycia. Natomiast w Dziejach Apostolskich mamy wyraźnie opisane, że uczniowie nie tylko przyjmowali Ducha Świętego aktem wiary, ale doświadczali Go obecnego w sobie poprzez widzialne znaki i odczuwalne przejawy. Wypełnienie Duchem Świętym objawiło się w zachowaniu apostołów. Do pewnego stopnia ta sprawa nieprzeżywania chrztu jest wytłumaczalna poprzez praktykę chrztu dzieci. Trudno, żeby dziecko miało świadomość, która otwiera serce na łaskę i ożywia radością całą osobę. Ale gdy człowiek dorosły, wybierając Jezusa, prosi Boga o ożywienie łaski sakramentów (chrztu i bierzmowania), które przyjął kiedyś bez głębokiej świadomości, nieraz doświadcza w swoich władzach duszy i ciała głębokiego poruszenia. Może ono być podobne do tego, co opisały Dzieje Apostolskie. Chrzest i bierzmowanie są przyjmowane tylko jeden raz. Stanowią fundament inicjacji chrześcijańskiej. Ale ożywienia łaski w nich przyjętej – jakby wylania jej z obfitością na nowo – można doświadczyć wiele razy. – Czy nazwa „chrzest w Duchu” nie jest troszkę niefortunna? – pytam s. Bognę Młynarz. – I tak, i nie. Jest to określenie wzięte z Pisma Świętego i oznacza zanurzenie. To bardzo trafna nazwa. Przecież właśnie o to chodzi, byśmy byli zanurzeni w Duchu i w Nim przebywali, tak by przeniknęła nas Jego łaska. Problem polega na tym, że pojęcie to myli się z chrztem sakramentalnym. Tymczasem nie chodzi o jakieś nowe udzielenie Ducha Świętego, ale jedynie o subiektywny moment otwarcia się na obecnego już w nas Boga. Wszyscy jesteśmy zanurzeni w Duchu, ale niektórzy jak kamień, a inni jak gąbka. I właśnie o tę przemianę kamienia w gąbkę modlimy się.

Walka o ogień

„Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie” (Łk 12,49-50). Pełne tęsknoty wołanie Jezusa jest kluczem do zrozumienia modlitwy o wylanie. Chrystus na jednym oddechu opowiada o dwu rzeczywistościach: o chrzcie i rzuceniu na ziemię ognia. W czasie sakramentu chrztu zaczyna płonąć w nas Jego ogień. Lata mijają, a żar przygasa. Do tego stopnia, że po latach mamy wrażenie, że zaczyna się ledwo tlić. Modlitwa o wylanie Ducha jest prośbą o wiatr, który na nowo roznieci płomienie. Często (nie zawsze!) towarzyszy jej obdarowanie charyzmatami, które Bóg „aktywuje” w nas po to, abyśmy służyli wspólnocie Kościoła. Pamiętam smutną twarz znajomego, który rzucił przed laty z rezygnacją: „Miałem modlitwę o wylanie. I nic” (czytaj: kolega nie zaczął śpiewać językami i sypać jak z rękawa proroctwami). Czy ta modlitwa rzeczywiście musi się jakoś zewnętrznie objawić? – Ten smutek wynika z niespełnionych oczekiwań, a te zaś z nieporozumień, które narosły wokół tej modlitwy – wyjaśnia s. Młynarz. – Jej istotą i motywem jest gorące pragnienie, by poddać się pod działanie i prowadzenie Ducha Bożego. Czyli dążenie do sytuacji, w której On rządzi i kieruje, a my dajemy się prowadzić i stajemy się narzędziami Jego działania. Im bardziej jesteśmy dyspozycyjni, tym bardziej otwarci na Jego moc.Kiedy zaś zaczynamy pisać scenariusz Bogu, jak i kiedy ma działać, stawiamy wszystko na głowie. Duch Święty jest Bogiem i do Niego należą czas i sposób działania. A jest ono nieskończenie szersze i głębsze niż jedynie glosolalia czy proroctwo. Nie wyznaczajmy granic Temu, który jest nieskończony! Oczywiście możemy z prostotą prosić o poszczególne dary i charyzmaty, tak jak dziecko prosi ojca, ale najwspanialsze rzeczy czekają na tych, którzy po prostu dadzą się poprowadzić Duchowi, który „wieje tam, gdzie chce” (J 3,8). To początek przygody, która wymaga zaufania i odrobiny Bożego szaleństwa. Charyzmaty nie są do błyszczenia, ale do służenia. I nikt nie powiedział, że te bardziej spektakularne, jak uzdrowienie czy proroctwo, są bardziej potrzebne czy lepsze niż na przykład umiejętność cichego towarzyszenia komuś smutnemu czy zagubionemu. Strzeżmy się pokusy szukania duchowych „fajerwerków”. Bóg nigdy nie da się wciągnąć w takie popisy.

GN 45/2013

Możesz również polubić…