Szukanie w ciemno

Ludzie źle szukają Boga, bo ci, co Go znaleźli, dobrze się ukrywają.

Mężczyzna puka do drzwi z napisem „Jasnowidz”. – Kto tam? – odzywa się głos ze środka. Na to pukający: – To ja dziękuję za takiego jasnowidza!

W tym wypadku klient zdążył ocalić niezłą sumkę, jaką musiałby wydać, gdyby jednak nie podziękował. To jednak rzadkość. Ponoć aż 14 proc. Polaków korzysta z usług wróżek i wróżów. Do kieszeni szarlatanów co dnia trafia 5 mln złotych. Klienci najczęściej chcą się dowiedzieć, czy będą zdrowi, kochani i czy będą mieli pieniądze, choć po takiej wizycie pewne jest jedynie to, że pieniądze będą mieli wróże.

Widać z tego, że ludzie są bardzo religijni, niezależnie od tego, w co wierzą, a nawet jeśli deklarują, że w ogóle nie wierzą. A być może wtedy szczególnie. Znamienne w tym kontekście jest to, co pół roku temu opowiedział niejaki Bartłomiej Bodio, poseł, który urwał się z tonącego Ruchu Palikota. Otóż wyjawił on, iż ich pryncypał kazał każdemu posłowi swego klubu spotykać się z jego energoterapeutą, trenerem wschodnich technik medytacyjnych. No i ten energoterapeuta każdemu zajrzał w oczy, coś tam pogadał, a potem dał różne zalecenia. Jeden, przykładowo, miał się wykąpać w 13 kilogramach soli, zaś sam Bodio dowiedział się, że ma jeść dużo fasoli.

Takie rzeczy to symptomy instynktu Boga. Karykaturalne, ale jednak. Kult siły wyższej to odwieczna, najbardziej ludzka cecha. Człowiek może nadawać jej różne imiona i przypisywać rozmaite cechy, ale nie może jej całkowicie odrzucić. Jeśli jednak próbuje to zrobić człowiek ochrzczony, to im bardziej odchodzi od Boga, tym żarliwiej uprawia kult byle czego.

Nic dziwnego, że głosiciele „postępu” w oderwaniu od Boga są z reguły bardzo przesądni. Spotkałem kiedyś „ateistę”, który w dyskusji internetowej określił się jako „mag z kilkuletnią praktyką”. „Ja w przypadki nie wierzę. Wierzę natomiast w ewolucję i biologię” – napisała mi pewna „ateistka”, czym dała dowód, że czci ewolucję i biologię na sposób boski. To wszystko są przejawy religijności, tyle że ona nie zbawia.

Nie piszę tego, żeby się natrząsać z amatorów czarów i zabobonów. Przeciwnie – sądzę, że tak wielkie zapotrzebowanie na gusła jest natarczywym krzykiem o nadzieję. To nieświadome domaganie się prawdziwego Boga. W ostatnim czasie dociera to do mnie szczególnie mocno, gdy widzę, jak za sprawą nowej ewangelizacji ludzie rzucają się w ramiona Chrystusa. Oni wiedzą, z czego zostali wyzwoleni, i rozumieją już, w jakiej ciemności tkwili. Niejeden z nich otarł się o diabelskie zniewolenia, wielu doświadczyło, czym są ciemne „dobrodziejstwa” zaglądania za zasłonę przyszłości, wszyscy zaś posmakowali pustki, jaka zieje z wyboru życia w grzechu. Teraz są wolni i szczęśliwi. A nie byliby, gdyby ktoś nie odważył się wreszcie zrobić tego, o co prosi Chrystus: wyjść z przykościelnych okopów i z mocą ogłosić Ewangelię.

Ludzie giną bez Jezusa, łamiąc karki w pogoni za fałszywymi ognikami, a wyznawcy Chrystusa czekają zalęknieni, jakby mieli coś do stracenia. I jakby zapomnieli o Duchu Świętym.

No właśnie – czas sobie przypomnieć. Szczęśliwego nowego wzroku!

 

Franciszek Kucharczak GN 01/2014

Możesz również polubić…