Marcin Jakimowicz: Wyjdź!

Kogo wysłał? Tych, którzy wątpili.

 

Powinno być inaczej. Najpierw pobierasz solidną naukę, a potem wykształcony, z dyplomem w ręku ruszasz w świat. Tymczasem Bóg wysyła ludzi nieprzygotowanych, wątpiących, bezradnych, nieznających Jego planów.

Niektórzy jednak wątpili. Wtedy Jezus podszedł do nich i przemówił: Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. (Mt 28, 18-20)

Kogo wysłał? Tych, „którzy wątpili”.

Ostatnio dotknęło mnie słowo: „Jesteście moimi świadkami, których wybrałem, abyście mogli poznać i uwierzyć Mi, oraz zrozumieć, że tylko Ja istnieję” (Iz 43, 10)

Zadziwiająca kolejność. Wybiera nas na świadków po to, abyśmy mogli Mu uwierzyć.

– Celem ewangelizacji nie jest nawrócenie człowieka, ale… samo podjęcie inicjatywy! – opowiada Katarzyna Jendralska, psycholog z Chorzowa – Dlatego też nikt nie powinien mieć oporów. Co robię, gdy słyszę: „Ja się nie nadaję, nie wiem nawet, co powiedzieć”? Odpowiadam: To standarcik. W Piśmie Świętym znajdziemy mnóstwo ludzi, którzy się „nie nadawali”. Byli za starzy, zbyt młodzi, niewykształceni, jąkali się. A Bóg właśnie ich przeznaczył do wielkich dzieł. Ewangelizując, nie masz przekonywać siłą argumentów, tylko podjąć inicjatywę! Sukcesem ewangelizacji jest to, że idziesz, wychodzisz, przełamujesz się. Resztę zostawiasz Bogu.

Znam dobrze dwie osoby, posługujące w czasie modlitw o uzdrowienie. Ich codziennością jest droga po omacku, w kompletnych ciemnościach. Są przeorane wątpliwościami. Gdy wychodzą, by służyć, Bóg dokonuje przez ich ręce dzieł, o których czytamy w dzisiejszej ewangelii. Chorzy odzyskują zdrowie.

Nie zamykaj się w skorupie wątpliwości – podpowiada Bóg – nie skupiaj na rozdrapywaniu ran. Jezus mówi wyraźnie: „Idź”. Wyjdź.

 

PS. Pamiętam, że gdy w ubiegłym roku miałem powiedzieć świadectwo w Chorzowie i Lubinie, posypało się (na płaszczyźnie emocjonalnej, psychicznej, chorobowej, logistycznej i samopoczuciowej) tak wiele rzeczy, że miałem największą ochotę wycofać się na „z góry upatrzone pozycje”. Doszło do tego zapalenie krtani. Trzymałem już w dłoni telefon, by zadzwonić do organizatorów i przeprosić, że nie przyjadę. Co gorsze, figurowałem na plakacie z budzącym politowanie dopiskiem „świadek wiary”.

Bóg działał. Przez moją niemoc.

 

gosc.pl

Możesz również polubić…