Ks. Michał Deryło: Wyobraźnia Miłosierdzia – homilia na niedzielę

Nie martwią mnie te wersety Biblii, których nie rozumiem. Martwią mnie te, które rozumiem (Mark Twain). Nie zawsze jest łatwo mówić o Ewangelii. Dlatego, że często wydaje się nam być niezrozumiała i Jezus zaskakuje nas tym, co do nas mówi. Choć może w pamięci mamy Jego słowa, które co jakiś czas są nam przypominane, to jednak bardzo często nas one dziwią i zaskakują.

 

Dzisiejszą Ewangelię też jest trudno zrozumieć. Bo wcale nie jest łatwo pojąć, dlaczego Jezus mówi, abyśmy nie stawiali oporu złu. Przecież naturalnym jest to, że człowiek odruchowo broni się przed tym, co złe, co może wyrządzić innym krzywdę, czy przynieść ze sobą cierpienie. Nie jest też łatwo z życzliwością podchodzić do naszych nieprzyjaciół, gdzie często zadane rany są tak wielkie, że wydają się być nie do zagojenia, a wyrządzone krzywdy nie do przebaczenia. A co dopiero, aby do takich ludzi odnosić się z miłością. A dzisiaj słyszymy wprost: miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują… Jeśli bowiem miłujcie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i poganie tego nie czynią? I dodaje na końcu, abyśmy byli doskonali, jak doskonały jest Ojciec nasz niebieski.

Nie jest to łatwa droga, ale na pewno możliwa do wykonania. A tym łatwiejsza, jeśli człowiek nie idzie nią sam, ale każdego dna szuka pomocy w Bożym miłosierdziu, kiedy ma odwagę stanąć w prawdzie o sobie i powiedzieć głośno: Boże pomóż, bo już nie mam siły, aby tego człowieka kochać. Bo droga Bożych przykazań jest łatwiejsza dla ludzi, którzy Nim żyją na co dzień. Papież Benedykt XVI powtarzał, że chrześcijaństwo nie jest jakaś religią, która sprowadza się tylko do sprawowania kultu i różnych nabożeństw, ale to przede wszystkim relacja z Osobą Chrystusa. Kimś, kto rzeczywiście istnieje i ja jestem w stanie nawiązać z Nim kontakt.

Dzisiaj problemem wielu z nas jest to, że my w większości nie mamy, bądź mamy w znikomym stopniu jakąkolwiek relację z Panem Bogiem. Bardzo często nasza wiara sprowadza się niedzielnej Mszy świętej, krótkiej modlitwy na zakończenie dnia, a może i nie, i uważamy się za ludzi głęboko wierzących. Bp Grzegorz Ryś mówi, że „jeżeli jakaś religia, sprowadza się tylko i wyłącznie do rytuałów, to skazana jest na śmierć, ponieważ wypełnia człowieka rytuałami, a serce pozostawia puste”. A w życiu człowieka nie ma przecież miejsca na pustkę. Bo albo swoje serce wypełnisz Bogiem, który będzie Ci bliski, albo znajdziesz sobie innego bożka, któremu będziesz oddawać hołd. Dlaczego dzisiaj w kraju, gdzie grubo ponad 90 procent ludzi deklaruje się jako wierzący, aż trzy miliony z nas korzysta regularnie z pomocy wróżki, a w ciągu ostatnich piętnastu lat liczba egzorcystów wzrosła z 4 do 120? Dlatego, że w życiu człowieka nie ma miejsca na pustkę, a często nasza wiara sprowadza się tylko i wyłącznie do kultu, do udziału w nabożeństwach, których nieraz nie rozumiemy, a zapominamy o tym, że wierzyć, to przede wszystkim mieć kontakt z Osobą, Bogiem, który rzeczywiście jest i może zmieniać moje życie.

Droga Bożych przykazań, jest łatwiejsza dla ludzi, którzy mają z Nim kontakt i którzy Nim żyją na co dzień.  Nie traktując Go jak kogoś odległego, ale kto jest im bliski. Którzy pośród codziennych zajęć potrafią znaleźć czas, aby z Nim porozmawiać, aby choć na chwilę uklęknąć przed Najświętszym Sakramentem, zamiast adorować czterdzieści, czy więcej cali. I którzy komentarza do wydarzeń, jakie nas spotykają na świecie szukają w Piśmie Świętym, a nie pierwszym lepszym brukowcu. Bł. Matce Teresie z Kalkuty kiedyś zarzucono, ze za dużo czasu poświęca na modlitwę. Ona każdego dnia godzinę czasu spędzała na Adoracji Najświętszego Sakramentu. Odpowiedziała, że gdyby nie ta modlitwa, nie byłaby wstanie tych ludzi kochać, i nie miałaby sił, aby robić nawet to, co udawało sie jej dotychczas.

Pan Bóg nie stawia przed nami wymagań, których nie jesteśmy w stanie zrealizować. I choć nieraz wydają się nam one trudne, jak te dzisiejsze, to wcale nie są niemożliwe do wykonania. Ale trzeba też pamiętać o tym, że jest to droga doskonałości, a więc kosztuje dużo trudu i zaangażowania z naszej strony, abyśmy stawali się coraz bardziej miłosierni, nie tyle go oczekiwali, co sami kierowali się nim na co dzień, bo to miłosierni miłosierdzia dostąpią.

Dzisiejszych słów: nie stawiajcie oporu złu, nie należy traktować jako zachęty do nieopierania się grzechowi, czy też biernego patrzenia na to, jak ktoś krzywdzi mnie, czy innych. Jest to raczej wezwanie, aby zła nie próbować przezwyciężać złem, bo nie da się go pokonać w ten sposób. Zło można zwyciężyć tylko dobrem. Odpowiadać na nienawiść nienawiścią, na obmowę złym słowem potrafi każdy. Nie każdy potrafi zachować się inaczej, tak, jak dzisiaj każe nam to robić Jezus, bo to potrafią tylko ci, którzy Nim autentycznie żyją na co dzień, i na poważnie potraktowali Jego słowa i zaproszenie na drogę doskonałości, którzy przyznają się do wiary i mają odwagę ją praktykować, i którzy rzeczywiście w Nim szukają siły i pokrzepienia, a gdy jej braknie, mają odwagę przyznać się do błędu i prosić o Boże miłosierdzie. Bo to waśnie jest droga doskonałości. Nie jest doskonałym ten, kto błędów nie popełnia, kto nie grzeszy, bo nie ma takich ludzi. Błędy popełniamy wszyscy. Doskonałym jest ten, kto ma odwagę się do grzechu przyznać i to do takich ludzi Jezus mówi, że wystarczy im Jego łaski, bo moc w słabości się doskonali.

W 2010 roku maiłem to szczęście, aby być świadkiem beatyfikacji ks. Jerzego Popiełuszki. Był zwykłym wikariuszem. Bardzo skromnym i prostym księdzem. A przy tym podobno nie był wcale jakimś wielkim kaznodzieją, a pomimo to udało mu się za sobą pociągnąć tysiące ludzi. Dlatego, że na poważnie potraktował swoje życiowe powołanie i słowa Pisma Świętego: bądźcie świętymi, bo Ja jestem Święty, mówi Pan, Bóg wasz. Dla którego prawda liczyła się więcej niż wszystko inne, i który dla prawdy zawartej w Ewangelii oddał swoje życie, i często powtarzał, aby zło zwyciężać dobrem, co brzmi niczym echo dzisiejszej Ewangelii. Podczas jednej z ostatnich Mszy świętych, jakie przyszło mu w życiu sprawować, modlił się, abyśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, a przede wszystkim rządzy odwetu.

Na poważnie wezwanie do doskonałości potraktowała jego matka, Marianna Popiełuszko. Prosta kobieta, która powiedziała kiedyś w jednym z wywiadów, że jej największym marzeniem jest to, aby oprawcy się nawrócili. Nie to, żeby jej syn ożył, ale by ci ludzie się nawrócili. I że o to się modli. Nawet nie da się wyobrazić sobie bólu, jakiego doświadczyła widząc ciało swojego syna. A pomimo to miała dość siły, aby powiedzieć takie słowa. Zmarła kilka miesięcy temu, i doczekała czasu, kiedy jej syn został wyniesiony na ołtarze. Dobrze wiedziała, co znaczą słowa: miłujcie waszych nieprzyjaciół, i módlcie się a tych, którzy was prześladują.

Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. Tymi słowami kończy się dzisiejsza Ewangelia. Pora, abyśmy również i my wzięli je na poważnie, i przestali wreszcie Boga spychać gdzieś na margines naszego życia, jakbyśmy sami niby lepiej od Niego wiedzieli, jak należy żyć, a On chciał naszej zguby i zabierał wolność. Pora, abyśmy mieli wreszcie odwagę otworzyć się na Jego łaskę, na Boże miłosierdzie, i w Nim szukali siły na co dzień. Bo bycia miłosiernym najłatwiej można nauczyć się wtedy, kiedy sam tego miłosierdzia doświadczam. A wówczas na pewno nie będziemy odnosić wrażenia, że Jezus mówi o czymś, co nie jest możliwe do wykonania. Wystarczy mu zaufać, powiedzieć Jezu, ufam Tobie. A On już zajmie się resztą.

Spróbujmy więc pomodlić się słowami siostry Faustyny:

Dopomóż mi Panie, aby oczy moje były miłosierne, bym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów, ale upatrywała to, co piękne w duszach bliźnich, i przychodziła im z pomocą.

Dopomóż mi, aby słuch mój był miłosierny, bym skłaniała się do potrzeb bliźnich, by uszy moje nie były obojętne na bóle i jęki bliźnich.

Dopomóż mi, Panie, aby język mój był miłosierny, bym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich, ale dla każdego miała słowo pociechy i przebaczenia.

Dopomóż mi, Panie, aby ręce moje były miłosierne i pełne dobrych uczynków, bym tylko umiała czynić dobrze bliźniemu, na siebie przyjmować cięższe, mozolniejsze prace.

Dopomóż mi, aby nogi moje były miłosierne, bym zawsze śpieszyła z pomocą bliźnim, opanowując swoje własne znużenie i zmęczenie. Prawdziwe moje odpocznienie jest w usłużności bliźnim.

Dopomóż mi, Panie, aby serce moje było miłosierne, bym czuła ze wszystkimi cierpieniami bliźnich. Nikomu nie odmówię serca swego. Obcować będę szczerze nawet z tymi, o których wiem, że nadużywać będą dobroci mojej, a sama zamknę się w najmiłosierniejszym Sercu Jezusa. O własnych cierpieniach będę milczeć. Niech odpocznie miłosierdzie Twoje we mnie, o Panie mój.

Potrafisz się pomodlić tymi słowami? Możesz z przekonaniem powiedzieć, że są twoje?

Panie Jezu, jeśli nawet nie potrafię dzisiaj w przekonaniem wypowiedzieć tych słów, jeśli jest jeszcze we mnie lęk i nie są to moje pragnienia, to chcę Ci powiedzieć, że bardzo bym chciał, aby te słowa były również moje. I proszę, abyś mnie przemienił i do tego uzdolnił, bym przez to stawał się bardziej podobnym do Ciebie.

 

Ks. Michał Deryło

Możesz również polubić…