Zapaleni

30 czerwca 1976 r. władze zorganizowały wiece potępiające warchołów z Ursusa i Radomia. Tego samego dnia w Murzasichlu Duch unosił się ponad górami. I zstąpił na oazowiczów. W ogniu.

 

Zamknięty w więziennej celi Franciszek Blachnicki w poniedziałek Zesłania Ducha Świętego 1961 r. notował: „W dzisiejszym świecie nie ostoi się katolicyzm połowiczny, a nawet tzw. głębszy, intelektualny, ale paktujący ze światem w stylu »Tygodnika Powszechnego« . To wszystko utonie w morzu nowoczesnego pogaństwa. Ostoi się tylko katolicyzm pełny, autentyczny, ewangeliczny, nadprzyrodzony. Trzeba zdecydować się być świętym!” A ponieważ był prorokiem, to słowo stało się ciałem. Po kilkunastu latach.

 

Założyciel oaz sporo czytał o wielkim charyzmatycznym przebudzeniu za oceanem i na zachodzie Europy i bardzo tęsknił za nowym wylaniem Ducha. „Nic dziwnego, że w 1973 r. postanowił w formacji oazowej podwyższyć rangę obchodów Zielonych Świąt. To właśnie w tym roku w święto Zesłania Ducha Świętego po raz pierwszy została zorganizowana Centralna Oaza Matka w Krościenku” – piszą w swej znakomitej książce „Upili się młodym winem” Małgorzata i Marek Nowiccy. To pierwsza solidna monografia poświęcona początkom Odnowy w Duchu Świętym w Polsce. „W 1974 r. ks. Blachnicki poprowadził pierwszą w Polsce modlitwę o chrzest w Duchu Świętym nad animatorami, którzy podczas rekolekcji wakacyjnych mieli kierować grupami formacyjnymi. »Wybiła godzina Ducha Świętego« – wołał. Rok 1975 ogłosił w ruchu oazowym Rokiem Odnowy w Duchu Świętym. Czy domyślał, się, że ta decyzja wywoła nieprawdopodobne, daleko idące konsekwencje?”. Najbliższe otoczenie ks. Franciszka nie popierało tej decyzji i początkowo kręciło nosem na jego płomienne kazania o nadprzyrodzonych darach Ducha.Założyciel oaz, otwierając ruch oazowy na rzeczywistość charyzmatyczną, swą decyzję postanowił oprzeć na zaufaniu do innej osoby. Pojechał do klasztoru kamedułów, by porozmawiać ze znanym ze swych trafnych diagnoz i biblijnych intuicji o. Piotrem Rostworowskim. Mnich w białym habicie potwierdził słuszność wybranej drogi. Nic dziwnego, że 5 stycznia 1975 r. ks. Blachnicki napisał oficjalny komunikat: „otwieramy się na Odnowę w Duchu Świętym”. Na oryginale dokumentu narysował znak fos-dzoe otoczony wielką omegą, która symbolizuje Ducha Świętego. Ten znak odtąd towarzyszył wielu oficjalnym dokumentom Ruchu Światło–Życie. Od początku roku trwały intensywne przygotowania do rekolekcji wakacyjnych, które miały być poświęcone w całości… odnowie w Duchu Świętym.

 

Duch zstępuje na Budzową 39

 

„Każdy może ten dom w Murzasichlu obejrzeć na własne oczy: do dziś mieszka w nim gaździna, która przez dziesięciolecia przyjmowała pod swoim dachem całe pokolenia oazowiczów” – piszą w swej monografii Nowiccy. „To właśnie tam ze środy na czwartek, z 9 na 10 lipca 1975 r., na grupę oazowiczów zstąpił Duch Święty. Było to między I a II turnusem rekolekcji. Animatorzy wtedy zazwyczaj miewają pełne ręce roboty: podsumowują zakończone rekolekcje i przygotowują się do następnych, przekazują klucze od mieszkań gospodarzom, rozliczają pieniądze. Tego dnia wieczorem po kolacji właśnie u gaździny na Budzowej 39, gdzie mieszkali, zebrali się na naradę. Spotkanie nabrało charakteru towarzyskiego. W pokoju było obecnych 10 osób. To były zwykłe dzieciaki – część z miasta, część ze wsi; nie byli aktywistami, niektórzy z nich po raz pierwszy przyjechali na oazę. Rozmowa w pewnym momencie zeszła na temat duchów, duchowości, obcowania świętych – był mocny powód ku temu: tuż przed rekolekcjami zmarł na raka ojciec jednego z uczestników. Pustkę po ojcu w sercu nastolatka trudno było wypełnić zwykłymi słowami pocieszenia. Ogólnie nastroje nie były najlepsze – byli już nieco zmęczeni kończącym się dniem i całymi intensywnymi rekolekcjami. Luźną rozmowę podsumował najstarszy w grupie Jurek Chmielewski, proponując, aby się pomodlili.

 

Po latach dokładnie nie pamiętają, jak się modlili – być może mówiono pacierz, może Różaniec, na pewno wyrażano to w jakiejś formie modlitwy ustnej, spontanicznej. Było spokojnie, chwilami milczeli; w ten sposób zeszli na głębię”. I wówczas wszyscy odczuli: namacalnie, niezwykle realnie zstąpiła na nich moc Ducha. Odczuwaliśmy zmęczenie – opowiadali później o tej chwili. „Warunki były spartańskie, nie dojadaliśmy, nie dosypialiśmy. I nagle pojawia się ożywczy podmuch, który dał nam radość. My się po prostu budzimy. Poczucie radości, że Bóg jest obecny”. Oazowicze nie mogli już zasnąć. Zapadła szybka decyzja, że pójdą do księdza, który tej nocy obradował ze swoim zespołem animatorów na Budzowym Wierchu. Nie mieli latarek. Nocą szli ciemną ulicą, trzymając się za ręce. Marek Ciupiński napisał na kartce: „Pragniemy Mszy świętej”. Z tą kartką i rozpalonymi sercami o godzinie pierwszej w nocy stanęli przed kapłanem i opowiedzieli mu, co się stało. Ten, wyraźnie poruszony ich opowieścią, odprawił Mszę świętą. Trwała kilka godzin. Do białego rana… Ksiądz Franciszek Blachnicki niezwykle przejął się tą historią. Zrozumiał, że Duch Święty przejmuje w oazie inicjatywę, a pewne wydarzenia dzieją się poza jego kontrolą. O wydarzeniu tym opowiadał do końca życia.

 

Bliźniaczki tracą czas

 

Spotkałem je kilkukrotnie. – Jesteśmy klasycznymi przykładami małych sióstr Jezusa – wybuchały śmiechem bliźniaczki Ewa i Mariola Hałatek z Bielska-Białej. I one doświadczyły na oazie realnego otulenia Duchem Świętym. Uczestniczyły w rekolekcjach w Bukowinie Tatrzańskiej, gdzie usłyszały o tym, jak w świecie Duch Święty działa z mocą. Odczuły ogromną potrzebę modlitwy, miały przynaglenie, by modlić się w Namiocie Spotkania. Weszły i nagle… czas się zatrzymał. Siostry modliły się przez… trzy godziny. Wyszły napełnione nieznaną dotąd mocą. „W 1976 r. Duch ponownie zstąpił na oazowiczów. I znów wybrał Murzasichle. Tym razem – piszą Nowiccy – nie zstępował między turnusami, ale ożywiał ducha młodzieży w trakcie rekolekcji. Jego przyjście było bardzo oczekiwane. Rekolekcje w 1976 r. na Budzowym Wierchu od samego początku przebiegały w niezwykłej atmosferze. I oto w połowie rekolekcji, z 2 na 3 lipca Pan zaczął działać wśród tych otwartych serc ze szczególną mocą. Tę noc uczestnicy rekolekcji nazwali Nocą Charyzmatów”. Modlitwa o Pocieszyciela została „pozytywnie rozpatrzona”. Na II turnusie działał z nie mniejszą mocą. Oazowicze wracali do domów przemienieni. Urosła legenda Murzasichla, która żyje do dziś. To właśnie o podobnych doświadczeniach opowiadała popularna oazowa piosenka, która zrobiła prawdziwą… rewolucję: „W krąg przez cały świat Duch mocą swą wieje/ W krąg przez cały świat, jak rzekł prorok, tak dzieje się/ W krąg przez cały świat kroczy potężna rewolucja”. Jaki prorok? Joel. Zapowiadał, że Pan na końcu czasów wyleje swego Ducha na wszelkie ciało. „Rewolucję” śpiewano w salkach parafialnych w całej Polsce. Był to czas, gdy z kasetowych magnetofonów sączyły się słowa piosenki Jana Krzysztofa Kelusa: „Czerwony Radom pamiętam siny, jak zbite pałką ludzkie plecy”. Duch Święty zstąpił w sercu „totalu”, w systemie, który ks. Blachnicki nazywał „apokaliptyczną Bestią w rękach szatana”. Zagłaskaliśmy oazę

 

„Duch wieje kędy chce. Tego dnia chciał wiać w warszawskich Siekierkach” – pisałem w jednym z reportaży. „Gdy Antonello Cadeddu i Enrique Porcu – włoscy kapłani posługujący na co dzień w slumsach São Paolo – nakładali na ludzi ręce, w dusznym kościele zerwał się wiatr. Chorzy wstawali z miejsc, a ludzie w depresji płakali. Ze szczęścia. Kongres Ewangelizacyjny zorganizował… Ruch Światło–Życie. Większość z kapłanów, którzy modlili się w tłumie, to oazowicze”. „Chorzy odzyskują zdrowie. Kobiety katujące się po doświadczeniu aborcji słyszą, że ich dzieci modlą się właśnie za swe mamy. Demony wychodzą z wielkim rykiem. To, co zobaczyłem na Tyskich Wieczorach Uwielbienia, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Czuwanie przygotowała diakonia modlitwy Ruchu Światło–Życie” – notowałem w artykule 27 października 2011 r. Dziś oaza uczestniczy w zorganizowanych z wielkim rozmachem ewangelizacjach w Koszalinie czy Łodzi i nie omija szerokim łukiem rzeczywistości charyzmatycznej. Gdy sam „zaliczyłem” w latach 80. wszystkie możliwe stopnie oazy (plus Kurs Oazowy dla Animatorów), nie padało na nich słowo „charyzmat”.

 

Było zastrzeżone dla Odnowy w Duchu Świętym. Dlaczego tak się stało? Czy Ruch po pierwszej fascynacji wycofał się dyskretnie z przerabiania na własnej skórze 12. rozdziału Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian, czyli krótkiego przewodnika „Charyzmaty dla średnio zaawansowanych”? – Pamiętajmy, że ks. Blachnicki w połowie lat 70. przeżył wraz ze swymi współpracownikami wylanie Ducha Świętego – wyjaśnia ks. Ryszard Nowak, wybrany właśnie ponownie na moderatora diecezjalnego Ruchu Światło–Życie na Górnym Śląsku. – Stało się to przed doświadczeniem chrztu w Duchu Świętym, które było udziałem bp. Dembowskiego czy ks. Mariana Piątkowskiego. Początek lat 80., to czas, gdy niezwykle mocno akcentowano rolę Ducha Świętego. W Tarnowskich Górach nosiliśmy „fozki” z omegą, symbolem Ducha. Wychowywali nas ludzie, którzy znali ks. Franciszka i pielęgnowali rzeczywistość charyzmatów. I niezwykle ciekawa rzecz: gdy na pierwszej Kongregacji Odpowiedzialnych chciano określić samoświadomość Ruchu Światło–Życie, Blachnicki wypisał sobie kilkanaście pomysłów na to, jak ten ruch nazwać. Mam ksero tej niezwykłej kartki. Propozycje były różne: „Ruch Chrystusa Sługi”, „Ruch Żywego Kościoła” i tak dalej. Wśród tych propozycji zanotował: „Ruch Odnowy w Duchu Świętym”. Niezwykłe, prawda? Dlaczego po pierwszym otwarciu na Ducha wiele wspólnot wycofało się i zaczęło patrzeć na charyzmatyczną rzeczywistość z podejrzliwością? – W połowie lat 80. ten podejrzany Ruch Światło–Życie nagle rozlał się na całą Polskę (efekt papieża Jana Pawła II). I wówczas stała się bardzo niedobra rzecz, pokutująca w parafiach do dziś: niezwykłą, proroczą wizję Blachnickiego sprowadzono do federacji duszpasterstw młodzieży i rodzin – opowiada ks. Nowak. – Zamknięto oazę w salkach. Zagłaskano ją. A przecież sam ks. Franciszek pisał, że najważniejszym zadaniem Ruchu jest wychowanie świeckich katechistów, ewangelizatorów! Sprowadziliśmy Ruch do grzecznego, bezpiecznego duszpasterstwa młodzieży. „Odgórnie” przydzielano wspólnotom księży. Ci harowali ciężko przez cały tydzień, zajmując się przeróżnymi grupami parafialnymi, więc spotkanie oazy przenosili zazwyczaj na piątek, po lekcjach (dziś ta formuła się nie sprawdza!). I wymyślono dziwaczny twór „spotkanie ogólne”, czyli ideologiczna mowa księdza przerywana pioseneczkami z gitarką, a po nim rozesłanie do grup. I najważniejszym problemem oazy stało się to, jak atrakcyjnie przeżyć „spotkanie ogólne”. Bzdura! Nie trzeba przeżywać co tydzień ekstazy, „wysokiego C” (od tego są Dni Wspólnoty). Powoli zaczęto zaniedbywać charyzmaty. Pamiętajmy: oaza to nie jest zabawa na czas durnej i chmurnej młodości. To wejście w nieprzewidywalny świat Ducha. Charyzmatyczność oazy jest normą. Modelem jest dla mnie diakonia z Tychów. To ludzie pozostający w absolutnej łączności z Ruchem i pielęgnujący jego charyzmat.

 

Jan Paweł II

 

Odnowa w latach siedemdziesiątych rozwijała się prężenie w dwu nurtach: oazowym (na którym skupiłem się w niniejszym artykule) i pozaoazowym. Oba były niezwykle istotne, dynamiczne. Były jak naczynia połączone. Tę współzależność i jedność znakomicie oddał „spis lokatorów” spotkania promocyjnego ksiązki Nowickich. Obok reprezentującego środowiska Odnowy biskupa Bronisława Dembowskiego siedział ks. Adam Wodarczyk, odpowiedzialny za Ruch Światło–Życie. I uwaga dla strażników Tradycji oskarżających często charyzmatyków o to, że „odnowę” kupili od zielonoświątkowców zza oceanu w promocyjnej cenie. Duch zadziałał sam. W łonie Kościoła. Przebudzenie charyzmatyczne oazy, które obserwujemy dzisiaj, jest potwierdzeniem tego, że droga, którą obrał ks. Blachnicki, była słuszna. Dziś przynosi ogromne owoce. Patrzę na siedmiotysięczny tłum zgromadzony na Tyskich Wieczorach Uwielbienia animowanych przez diakonię Ruchu Światło–Życie. Słucham języków sączących się z głośników tej potężnej świątyni i wyobrażam sobie, co działo się pewnego lipcowego wieczoru na Podhalu. W wiosce, przy której nazwie obcokrajowcy łamią sobie języki.

 

• Wszystkie cytaty za: Małgorzata i Marek Nowiccy, „Upili się młodym winem”, Wydawnictwo Świdermajer, 2013, 416 stron.

 

Marcin Jakimowicz/ GN 01/2014

 

Możesz również polubić…