Marcin Jakimowicz: Zgodnie z planem

„Postanowiliśmy Duch Święty i my” – czytamy w Dziejach Apostolskich. Brzmi nieźle. O ile z grubsza wiadomo, co sami postanowiliśmy, o tyle to, co postanowił odgórnie Duch Święty, jest dla nas zagadką. Da się ją rozwikłać?

 

 

Na wydarzenia swego życia patrz uważnie, są od Boga, więc przyjmuj je odważnie – śpiewa Darek Malejonek, zdradzając kwintesencję duchowego rozeznania. Ma rację. Bóg działa przede wszystkim przez wydarzenia naszego życia. Po latach widzimy, że puzzle zaczynają do siebie pasować. W jaki sposób każdego dnia rozeznać wolę Bożą i odczytać plan „z nieba rodem”?

Wiem, kim jesteś, przyszedłeś nas zgubić!

Scena sprzed lat. Modlitwa wstawiennicza. Młody chłopak szlochał: „Ja wiem, że Pan Bóg chce mnie wsadzić do klasztoru. Nie chcę tam iść, ale On chce mnie zmusić…”. Gdy dyskretnie poprosiliśmy o słowo, „otworzyło się” nam zdanie: „Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas… zgubić”. Przywołuję ten przykład, bo nieustannie spotykam się z podobnym krzykiem. Uczestniczyłem w wielu modlitwach wstawienniczych i widzę, że zakorzeniony w syku węża schemat: „Bóg chce mnie stłamsić, zrobić mi krzywdę” wraca jak bumerang. Paulin Augustyn Pelanowski, któremu opowiadałem o tej historii, wyjaśnił: – Bóg nie zmusza. On zawsze pyta: „Czy chcesz?”. Jest bardzo propozycyjny. To charakterystyczne dla Ducha Świętego. To zły duch jest duchem przymusu, jakiegoś gwałtu. Duch Święty jest duchem propozycji. Zawsze pyta: „Chcesz?”. Jezus nigdy nie powiedział: „Musisz iść za mną”. On pokornie pytał: „Czy chcesz?”. Przeznaczenie nie jest determinacją, nie jest przymusem. W żadnych gwiazdach nie jest zapisane nasze życie dzień po dniu, minuta po minucie, ale w Biblii odnajdziesz światło dla każdego kroku. Oddając się dzień po dniu Bogu, możesz uzyskać natchnienia od posłanego przez Niego anioła i zyskać wiele szans i wsparcie w realizacji swego pragnienia, które zamierzył wobec ciebie Bóg. Nigdy się jednak nie obwiniaj, nawet jeśli nie uda ci się osiągnąć tego, czego pragniesz. Zawsze ufaj Bogu, nawet jeśli masz wrażenie, że nic ci nie wychodzi. Jeśli Jemu się oddajesz, na pewno twoje życie nie będzie chybione.

Czym jest powołanie? „Powołanie to bieżąca konieczność” – usłyszałem od dominikanek w klasztorze w Świętej Annie. A zatem wszystko to, co mam akurat do zrobienia. Pisanie artykułu, wieszanie prania, zmycie naczyń.

Plan doskonały

„Kocha i ma dla ciebie wspaniały plan” – recytujemy jak z nut prawo duchowego życia. A ponieważ jesteśmy nieufni i nawet przesłanie Dobrej Nowiny obwąchujemy z podejrzliwością, zaczynają się schodki. A co będzie, jeśli nie rozpoznam tego planu, rozminę się z nim? Stracę jakąś szansę? Coś mnie ominie?

– Zwrot: „Bóg ma dla ciebie wspaniały plan” jest pewnym skrótem myślowym i nie oznacza, że od tej chwili zaczyna się nerwowa zabawa w podchody, w której Bóg zostawia jakieś trudne do odkrycia znaki, a my mamy je odnaleźć, bo jak nie, to przegrywamy – wyjaśnia s. Bogna Młynarz, doktor teologii duchowości. – Bóg ma plan, to znaczy wie, co jest dobre. Wie zatem także, co jest dobre dla mnie. Dlatego warto Go pytać o drogę do szczęścia i spełnienia. Wiele Jego wskazówek jest bardzo czytelnych i trwałych. Dekalog został wyryty na skale, nie trzeba się wysilać, by go odczytać. Pytanie tylko, czy chcemy według niego żyć.

Często zalęknieni uzależniamy błogosławieństwo Boga od tego, czy podejmiemy właściwy wybór. Czy to naprawdę tak działa? – Nie! Bóg kocha nas w każdej chwili i niezależnie od okoliczności – podkreśla s. Bogna. – Także wtedy, gdy wybieramy wbrew Jego woli. To, że syn marnotrawny jadł resztki po świniach, było skutkiem jego złego wyboru, a nie braku życzliwości ze strony ojca. Ojciec nie przestał o nim myśleć z miłością, dobrze mu życzyć (błogosławieństwo właśnie to oznacza!). Mówiąc o chrześcijańskim rozeznawaniu woli Boga, musimy mieć świadomość, że poruszamy się między dwiema skrajnościami. Jedną z nich jest obraz Boga, który w ogóle nie interesuje się sprawami ludzi, czyli takie swoiste „róbta, co chceta”. Drugą jest wizja Boga, który skrupulatnie wyznacza człowiekowi każdy krok, traktując go jak pionka na szachownicy. Ani jedno, ani drugie nie jest prawdziwe. Bóg jest osobą i stworzył nas jako osoby. Rozeznawanie woli Boga to spotkanie dwóch osób (dwóch woli) w miłości, zatem we wzajemnym szacunku i poszanowaniu wolności. „Nierówność” tych dwóch osób polega na tym, że Bóg „wie lepiej”, ale nie narzuca człowiekowi swojej wizji. On pragnie współpracy. A nam przyjęcie Jego wizji, mówiąc trywialnie, zwyczajnie się opłaca.

Skąd wiadomo, że nasze wybory podobają się „górze”? Że trafiliśmy w dziesiątkę, albo chociażby w siódemkę? Czy Bóg stawia nas pod ścianą? Jego drogi nie są naszymi drogami, zawsze będziemy więc skazani na błądzenie po omacku. Wielokrotnie przekonywałem się, że Bóg bardzo szanuje nasze wybory. Nasza wolność jest równoznaczna z wycofaniem się Najwyższego. Nie chce nas stłamsić. Maszeruje po falach wzburzonego jeziora, a widząc przerażonych, umierających ze strachu uczniów (wzięli Go za zjawę i zareagowali krzykiem), „chce ich minąć”. Czeka na jakikolwiek gest ze strony człowieka. – Nie narzuca się. Bardzo za nami tęskni, ale szanuje naszą wolną wolę – dopowiada ks. Michał Olszewski, egzorcysta. – Sam założył sobie kajdanki – naszą wolną wolę. Nie zrobi nic, co naruszyłoby naszą prywatność, intymność. Ale gdy tylko zobaczy drobny gest z naszej strony, jak szalony biegnie do nas!

– Bóg podchodzi do ciebie bardzo wrażliwy, bardzo łagodny, delikatny. To jest twój Bóg – dopowiada Michał Zioło, trapista. – Dlaczego się Go boimy? Dlaczego chrześcijanin boi się Boga? To jest straszne! To jest jakaś choroba. Często niestety ugruntowywana przez praktykę kościelną. Przecież nieludzko oceniany przez nas Dekalog zaczyna się od słów: „Jam jest Pan Bóg twój”. Jam jest Twój! Zobaczcie, jak bardzo Bóg oddaje się w nasze ręce. Jaka pobrzmiewa w tym sformułowaniu tęsknota. To jest twój Bóg. Tyle banałów opowiadamy o wolności. Ale przecież wolność człowieka jest równoznaczna ze słabością Boga. Bóg jest słaby. Bóg cię nie może zgwałcić. Bo jest zbyt pokorny. Bóg to jest „wieczny żebrak”, tak go określiła Simone Weil.

Kowalski szuka znaku z góry

W jaki sposób Jan Kowalski może każdego dnia sprawdzić, jaka jest wola Boga? – Często ludzie proszą mnie, bym poprowadziła rekolekcje na temat rozeznawania duchowego. Myślą, że zdradzę im jakieś tajne sztuczki, patenty – uśmiecha się s. Bogna. – Tymczasem nic takiego nie istnieje! Możemy mówić o pewnych stopniach rozeznawania i pełnienia woli Bożej, których nie da się ominąć. Bramą jest pragnienie poznawania i wypełnienia tego, co chce Bóg. To wydaje się oczywiste, ale nie znaczy, że jest powszechne. Jako osoby mamy swoją wolę i podporządkowywanie się komuś nie jest dla nas łatwe. Musi najpierw pomiędzy wyżej wymienionym Kowalskim a Bogiem powstać relacja oparta na zaufaniu. Dopiero wtedy rodzi się szczere pragnienie szukania woli Bożej. Bez zawierzenia posłuszeństwo Bogu będzie pozorne bądź niewolnicze, a jedno i drugie raczej sprzyja manipulowaniu prawdą niż szczeremu jej szukaniu. Na gruncie zaufania wzrasta najpierw posłuszeństwo Bogu w rzeczach oczywistych (przykazania, obowiązki stanu, nauczanie Kościoła) i dopiero z tej wierności wyrasta powoli pewna duchowa zdolność do rozpoznawania natchnień Bożych. Jest to proces uczenia się języka Boga. Może nie jest to odpowiedź wprost na postawione pytanie, ale porządkuje rozumienie rozeznawania Bożego. Zbyt szybko chcemy czasem przeskoczyć lub pominąć pewne etapy. Gdy przychodzi do mnie ktoś i pyta, jak ma rozpoznać swoje powołanie, najpierw pytam go, czy się regularnie modli i korzysta z sakramentów. Nie da się zaczynać nauki obcego języka od poziomu dla zaawansowanych!

– Skąd wiesz, że Twoje pomysły podobają się Bogu? Że nie wybiegasz przed szereg? – zapytałem ewangelizującego od świtu do zmierzchu ks. Rafała Jarosiewicza, organizatora rekolekcji „Jezus na stadionie”. – Ufam Kościołowi bardziej niż sobie. Wszystkie akcje poddaję rozeznaniu biskupów. Gdy przychodzi jakieś natchnienie, inspiracja, dzwonię do moich zaprzyjaźnionych biskupów. Pytam: „Co mam z tym zrobić?”. Nie bójmy się naszych pragnień, marzeń! Nie uciekajmy od nich! Przecież przez nie działa sam Bóg. „Bóg jest sprawcą chcenia i działania w nas” – naucza List do Filipian (2,13). Często zaniedbujemy to, że On nas do czegoś inspiruje i pozostajemy na etapie wiecznego rozeznawania. Ja naprawdę wierzę w namaszczenie Kościoła, w Jego mądrość. Wielokrotnie przekonałem się, że Bóg działa przez posłuszeństwo nawet wówczas, gdy zbierałem cięgi. Jasne, mogę mieć mylne rozeznanie. Dopóki nie będziemy zanurzeni w wiecznej szczęśliwości, musimy zawsze mieć świadomość, że mamy pewność moralną. Tu, na ziemi, stuprocentowej pewności nie będziemy mieli nigdy. Nigdy. Realizując nasze ewangelizacyjne przedsięwzięcia, muszę mieć pewność moralną. To niezwykle ważna wskazówka! Niewiele mówi się o tym w Kościele. Człowiek nie musi mieć siedemdziesięciu, osiemdziesięciu czy dziewięćdziesięciu procent pewności, by podjąć decyzję. Według pewności moralnej wystarczy, że ma 51 proc. Innymi słowy, 51 proc. pewności tego, że realizujesz Boży plan, wystarczy, by zrobić jakiś mały gest, wyjść na ewangelizację, podjąć jakieś działanie. Jeżeli jesteś wewnętrznie przekonany jedynie do tych 51 proc., to warto zaryzykować. Dlaczego? Dlatego, że Bóg jest niezmienny i ma zawsze 100 procent rozeznania. My nigdy nie będziemy mieli całkowitej pewności, ale On daje nam tę pewność, która pozwala nam zrobić krok w ciemno.

W ciemno

– W życiu są chwile światła i ciemności – podsumowuje siostra Młynarz. – Nieraz musimy kroczyć po omacku i dlatego tak ważna jest wierność temu, co już rozeznane: powołaniu, obowiązkom. Przemy wtedy do przodu na podobieństwo okrętu na środku oceanu, według kompasu, nie mając innych punktów odniesienia. Ale Bóg nie skąpi nam także momentów szczególnego natchnienia, gdy za łaską Ducha Świętego uaktywniają się w nas duchowe zmysły. Wtedy tak jak św. Jan możemy powiedzieć, że widzimy, słyszymy i dotykamy Boga, że rozumiemy Jego prowadzenie. Taki przebłysk wieczności…

– Nie siedź z założonymi rękami, wiecznie rozeznając. Rusz się z miejsca – podpowiada o. Stanisław Jarosz, paulin. – Spowiednik powiedział mi przed laty: „Chłopie, rzecz jest prosta: myślisz żenić się czy iść do zakonu? Jak się ożenisz, to do zakonu już nie pójdziesz. A jak pójdziesz do zakonu i stwierdzisz, że nie masz powołania, to się będziesz żenił. No to idź na próbę”. No i poszedłem na próbę, zupełnie szczerze umawiając się, że nie deklaruję, że wytrwam. Nowicjat był piękny, choć jednocześnie pełen rozterek. Przychodziły pokusy odejścia. Spowiednik powiedział: „Przetrzymaj, bo w kryzysie decyzji się nie podejmuje”. Jak już się uspokoiło i wszedłem w rytm seminarium, to znowu przełożeni chcieli mnie wyrzucić. Wtedy znowu ja postanowiłem, że się nie dam. A potem znowu przyszły wątpliwości, czy ja nie szedłem do kapłaństwa z uporu. Trzy razy odkładałem święcenia. W końcu mi powiedzieli: albo przyjmuj, albo idź do cywila. Ciągle były zwątpienia, ale gdy święcenia przyjąłem, już nigdy do tego nie wracałem. Powiedziałem sobie: nie ma się co oglądać, mosty zostały wysadzone. Idę. A jeden spowiednik powiedział mi, że Bóg jest z naszymi decyzjami. Jeżeli w szczerości, nawet nie mając powołania, poszedłem za Nim, to On dopasuje się do mojej decyzji. To tak jak z małżeństwem, które się pobierze, mimo że nie było tam woli Bożej. Gdy przychodzi sakrament, Bóg mówi: dobrze, skoro stajecie się sakramentem, to tak będzie. Bo Bóg nie jest sztywny. To bardzo ważne, żeby nie siedzieć i czekać, aż Bóg mi odpowie. Trzeba się ruszyć! Gdy przychodzą chłopcy i dziewczęta i pytają o powołanie, ja pytam: A byłeś? Zgłosiłeś się? Spróbowałeś? No to jak sprawdzisz? Idź i spróbuj. U mnie wszystko poskładało się w jedno: Bóg, jak owcy, tu mi zagradzał, tam dawał przejście.

Możesz również polubić…