Duch i krzyż

Dlaczego tak wielu heretyków i twórców "nowych Kościołów" powoływało się i powołuje na "natchnienie Ducha Świętego", a największe w Polsce zbiorowe odejścia z Kościoła w ostatnich 30 latach miały związek z tzw. duchowym przebudzeniem?

 

Dlaczego nauka o Duchu Świętym – pneumatologia – jest terenem jakby podminowanym? Wielkim, ważnym, a zarazem niebezpiecznym? Albo: ponoć katolicyzm „od zawsze” cierpiał na brak mocnej i żywej pneumatologii? Protestanci i prawosławni byli tu „zawsze” lepsi od nas? Albo: dlaczego tak wielu heretyków i twórców „nowych Kościołów” powoływało się i powołuje na „natchnienie Ducha Świętego”, a największe w Polsce zbiorowe odejścia z Kościoła w ostatnich 30 latach miały związek z tzw. duchowym przebudzeniem, wspólnotami odnowy charyzmatycznej, ruchem zielonoświątkowym itp.?

***

Benedykt XVI pisał: Nigdy nie możemy zboczyć w kierunku jakiejś pneumatologii zawieszonej w powietrzu, nie wolno nam zostawić za plecami trwałej podstawy, jaką jest wcielenie, działanie Boga w historii. To ważna podpowiedź. Więź Ducha z Synem, związek zwiastowania i Bożego narodzenia z Zielonymi Świątkami jest fundamentalna, ścisła i konieczna. Powiedzmy to jeszcze mocniej: największym dziełem Ducha Świętego w historii jest wcielenie Syna Bożego. Sam dzień Pięćdziesiątnicy nie przyniósł nic większego – to bardzo ważne. Dzisiejsza uroczystość, dzień Zielonych Świąt, jest najgłębiej złączony z godziną Nazaretu, ponieważ to, co się rozpoczęło w wydarzeniach zwiastowania i narodzenia, powinno od wydarzenia Pięćdziesiątnicy objąć cały świat. Chrystus chce wciąż na nowo rodzić się w ludziach. Bóg chce stać się człowiekiem w nas. Historia ludzkości powinna być historią Jego wcielenia; Chrystus chce się ukształtować w nas… I właśnie owo nadanie człowiekowi i jego historii kształtu Chrystusa, uczynienie ludzi chrystokształtnymi jest największym dziełem Ducha Świętego rozszerzonym na wszystkich i wszystko: od Nazaretu i Betlejem poprzez jerozolimski Wieczernik aż po ostateczną komunię z Bogiem. Nowy Testament o tym: „fundamentu nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus” (1 Kor 3,11) – „z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło” (Mt 1,20c).

***

Prawidłowa relacja nauki o Duchu Świętym z nauką o Chrystusie jest tak ważna dlatego, że stojąc na straży prawdy o Bogu, strzeże tym samym pneumatologię przed skutkami jej oderwania od chrystologii – a te są katastrofalne, są źródłem anarchii: najpierw w myśleniu i wierze, a potem i w życiu, także w życiu Kościoła. Oto jedna z wersji tej pokusy, takiego myślenia: (…) religia Ducha Świętego musi być religią, która w całości wypływa tylko z serca; nie ma w niej żadnych dogmatów i żadnych przykazań, żadnych urzędów i żadnej hierarchii, żadnej biurokracji i żadnej administracji, istnieje jedynie Duch i Prawda. Duch wszystko to, co skostniałe i instytucjonalne, rozerwie i wprowadzi nas w religię czystą i wolną… Ale kto tak myśli, ten nie zna istoty człowieka. Bo człowiek nie jest czystym duchem. Jego wyróżnikiem według zamysłu Stwórcy jest właśnie to, że duch żyje w ciele, a ciało – dzięki duchowi; że człowiek jest syntezą stworzenia; że w nim duch przenika materię i przyjmuje coś z jej mocy, z jej witalności i pełni; i że – odwrotnie – duch napełnia materię, oświeca ją i oświetla łaską poznania.

***

Przypomnijmy raz jeszcze: największym dziełem Ducha Świętego w historii jest wcielenie Syna. Międzynarodowa Komisja Teolo- -giczna: Nieprzerwane działanie Ducha Świętego i niepowtarzalne wydarzenie wcielenia są wewnętrznie ze sobą powiązane: Duch jest najwyższym Darem, którego wywyższony Chrystus udziela (J 15,26-27) (…). Posłanie Ducha przynosi ludziom wszystkich czasów zbawcze dzieło Chrystusa, nigdy jednak go nie zastępuje. Prawda o Bogu strzeże – tu i zawsze – prawdy o człowieku: nie pozwala ludzkiemu duchowi „odlecieć” od ludzkiego ciała, „rozedrzeć człowieka na dwoje”, ze zgubnymi, straszliwymi skutkami, o których wyżej. Strzeże tym samym również prawdy o Kościele. „Tyle mamy Ducha Świętego, ile mamy miłości do Kościoła” – uczył św. Augustyn. Do Kościoła Chrystusowego przecież, Kościoła z całym jego w-cielonym ciężarem, będącym nieraz wielkim (ciężkim właśnie) krzyżem… Nie uduchowimy się, gdy będziemy uciekać od gliny w nas ani od ciężkiej gliny Kościoła. Tym sposobem (ucieczki, mentalnej negacji) – poprzez anarchię – nie dodamy Kościołowi ani duchowości, ani świeżości, ani wolności. Glinę w nas i innych należy znosić i zanurzać w tchnienie Chrystusa, w Ducha Świętego. Taka jest prawdziwie katolicka poprawna nauka o Duchu Świętym. Zapewnia ona z jednej strony „chrystologiczny konkret” – wierność historii, ziemi, ciału, a z drugiej – chrześcijańską duchowość, lotność duchową. Nie wykluczając bowiem formy instytucjonalnej, przekracza ją, ogranicza jej roszczenia i nie dozwala, by Kościół stał się podobny do czysto świeckich instytucji. Tym sposobem Chrystus pozostaje obecny w Kościele przez Ducha Świętego w swym otwarciu, wielkości i wolności. Bo wcielenie jest najwyższym dziełem Ducha, ale i sam Duch jest najwyższym darem Chrystusa – „Paraklet, pierwszy dar dla wierzących”.

***

Prawda o Bogu jest prawdą o nas i naszym życiu. Co to znaczy? Na tyle jesteśmy Boży, na ile prawda Boga odbija się w prawdzie naszego życia. Na tyle jesteśmy też prawdziwie duchowi, na ile prawda Ducha odbija się w naszej duchowości. Co to znaczy? Znaczy przede wszystkim: być posłusznym Chrystusowi, Słowu i stąd czerpać wszystkie owoce-cnoty Ducha. Być posłusznym wzorem Ducha, który jest wierny raz wypowiedzianemu Słowu, który „nie mówi od siebie” („nie bierze ze swego”, J 16,13), ale który przypomina uczniom wszystko, co Słowo wypowiedziało (por. J 14,26). Ten wzór naśladują Janowe listy: autor nazywa siebie po prostu „starszym”, natomiast jego przeciwnik to preagon – „wybiegający zbytnio naprzód” (co czyni kosztem trwania w nauce Chrystusa, 2 J 9). Pisma Janowe nie chcą być niczym innym jak tylko aktem przypomnienia – i w tym sensie są Duch-owe. Co trzeba? Świadomie zrezygnować z postawy „wybiegającego zbytnio naprzód”, żeby za Ducha Świętego nie podawał się nasz własny duch. A tej postawy – preagon (2 J 9) – zdaje się głównie dotyczyć katastrofalne w skutkach mylenie Ducha Świętego z tzw. duchem czasu (= zew epoki, brany bezkrytycznie i często nie bez złej woli za Boskie na-Tchnienie).

***

Iść za natchnieniem Ducha to chcieć i starać się usłyszeć Słowo, a nie siebie. Z braku szczerości tego pragnienia, z niezrozumienia istoty autentycznej Duch-owości bierze się znane (w interpretacji Biblii, w teologii, w Kościele) zjawisko „krytycznego” słuchania Słowa (lektury Pisma Świętego), które jest nieraz zupełnie bezkrytyczne wobec siebie (np. wobec dowolności własnych założeń filozoficznych, egzystencjalnych), a krytyczne jedynie wobec „przypomnień” autorytetu i dogmatu. Kogo w końcu wtedy słyszymy: Jezusa czy współczesnego filozofa? Chrystusa czy siebie? Ducha Świętego, ducha czasu, czy jeszcze jakiegoś bardziej ciemnego ducha? Co robić, żeby te głosy rozróżniać? Trzeba być ostrożnym, zachowując krytycyzm wobec „własnych duchów”, wobec własnej wewnętrznej anarchii, która nie zawsze jest wichrem Bożym… Podatność na tchnienie Ducha Bożego nie jest bowiem rozwichrzoną dowolnością, stałym rozedrganiem (czymś w rodzaju duchowego ADHD), ale siłą trwania w wiernym posłuszeństwie Słowu – zawsze żywym, aktualnym, rozbrzmiewającym w Kościele. Jeśli Duch jest nieobliczalny czy niepojmowalny (a jest), to nie w sensie „braku logiki i stałości”, ale w znaczeniu, w jakim Bóg mówi o sobie wersetami Deutero-Izajasza: „myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami” (Iz 55,8). Ważne pytanie: czy Ducha Świętego należy szukać w rozwichrzeniu czy w stałej twórczej wierności? W nieprzewidywalności czy w przypominaniu? Zdecydowanie w tym drugim i bez obaw o nowość i świeżość wynikającego stąd programu życia i działania. Prawdziwie z Ducha pochodząca bezinteresowność przypominania idzie w głąb, i w tym jest nieustannie odnawiająca, nowa, świeża. Cierpliwość posłuszeństwa Słowu postawiona wyżej niż własna oryginalność jest prawdziwym owocem Ducha.

***

Po czym poznać charyzmatyka? Benedykt XVI: Na to pytanie nie można dać odpowiedzi abstrakcyjnej; w historii było ono związane z życiem i okupione cierpieniem, dlatego w rozwiązywaniu tego problemu najbardziej kompetentni są wybitni przedstawiciele charyzmatycznych zadań w dziejach kościoła: Hildegarda z Bingen, Katarzyna ze Sieny, Franciszek z Asyżu, Teresa z Avila, Ignacy Loyola, a na innej płaszczyźnie Joanna d’Arc i wielu innych. Źródłem Ducha, a jednocześnie jego znakiem wyróżniającym jest krzyż. Krzyż jest (…) tą „wąską bramą”, na którą kierowana jest cała historia i którą zawsze dociera ona do zmartwychwstania. Bowiem: Opis męki kończy się informacją o otwarciu boku Jezusa, z którego wypłynęły krew i woda (J 19,31-37); opisy zmartwychwstania kulminują się w opisie udzielenia Ducha uczniom przez tchnienie – opis Pięćdziesiątnicy i opis Wielkanocy stapiają się tu ze sobą w chrystologicznej pneumatologii. Obraz krwi i wody z otwartego boku mówią bardzo dosadnie to samo. Rodzące owoc wody Ducha, które odnawiają ziemię, wypływają z Ukrzyżowanego. Duch jest owocem krzyża. Twierdzenia te stanowią niezmienne kryterium pneumatologii dla Kościoła wszystkich czasów. To, co z tych wód rodzących owoce pojawiło się w Kościele naszego wieku, przyszło nie od tych, którzy koniec końców zabiegali tylko o swoje sprawy, lecz od tych, którzy cierpieli bez szemrania. Krzyż jest rzeczywistym znakiem oddzielającym Ducha od nie-Ducha; krew i woda wypływają tylko z otwartego serca. Ducha nie gaście – co znaczą te słowa, można naprawdę zrozumieć tylko w obliczu otwartego boku Pana, źródła Ducha w Kościele i dla świata. Nie gasić Ducha znaczy więc: posłusznie, bez szemrania, godzić się na cierpienie. Bowiem Duch jest owocem krzyża.

 

ks. Jerzy Szymik; GN 23/2014

 

Możesz również polubić…