Z nauczania Benedykta XVI – Niebezpieczeństwo aktywizmu

Należy wystrzegać się niebezpieczeństw przesadnej aktywności, bez względu na kondycję i urząd, jaki się pełni, albowiem nadmiar zajęć prowadzi często do twardości serca; Nie są [one] niczym innym jak cierpieniem ducha, zatraceniem umysłu, zagubieniem łaski.

 

W niedzielę, 20 sierpnia, podczas modlitwy Anioł Pański, Papież Benedykt XVI ostrzegał przed zbyt przeładowanym terminarzem zajęć, gdyż może to nas prowadzić do “twardości serca”. W obecności pielgrzymów zgromadzonych w papieskiej rezydencji w Castel Gandolfo Ojciec Święty przypomniał o pierwszeństwie modlitwy i kontemplacji pośród “burz” dnia codziennego. Przytaczając słowa św. Bernarda z Clairvaux (1091-1153), doktora Kościoła, którego święto obchodzimy 20 sierpnia, Papież powiedział między innymi: “Największą siłą życia duchowego jest dla niego miłość. Bóg, który jest Miłością, stworzył człowieka z miłości i ze względu na miłość go odkupił; zbawienie wszystkich istot ludzkich, śmiertelnie zranionych przez grzech pierworodny i obciążonych własnymi grzechami, polega na mocnym przylgnięciu do Bożej miłości, objawionej nam w pełni w Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym. W swojej miłości Bóg uzdrawia naszą wolę i nasz umysł, wynosząc je na najwyższy szczebel jedności z sobą, to jest do świętości i mistycznego związku. O tym między innymi mówi św. Bernard w krótkiej, ale treściwej Liber de diligendo Deo.

Inne pismo, które chciałbym przywołać, to De consideratione, adresowane do papieża Eugeniusza III. Dominującym tematem jest tutaj znaczenie wewnętrznego skupienia, zasadniczego elementu pobożności. Należy wystrzegać się – zauważa święty – niebezpieczeństw przesadnej aktywności, bez względu na kondycję i urząd, jaki się pełni, albowiem nadmiar zajęć prowadzi często do «twardości serca». «Nie są [one] niczym innym jak cierpieniem ducha, zatraceniem umysłu, zagubieniem łaski» (II, 3). Napomnienie to dotyczy każdego rodzaju zajęć, nawet tych, które związane są z rządami w Kościele. Słowa, które w związku z tym Bernard kieruje do papieża, swego byłego ucznia z Clairvaux, są prowokacyjne: «Oto – pisze – dokąd przywieść mogą cię te przeklęte zajęcia, jeżeli będziesz nadal się w nich gubił […], niczego z siebie nie pozostawiając dla siebie» (II, 3). Jakże przydatne i dla nas jest to przywołanie do prymatu modlitwy i kontemplacji! Niechaj pomoże nam je urzeczywistnić w naszym życiu św. Bernard, który potrafił pogodzić mnisze dążenie do samotności i spokoju klasztoru z niecierpiącymi zwłoki ważnymi i złożonymi misjami w służbie Kościoła” [1]. Benedykt XVI wielokrotnie mówił o niebezpieczeństwie aktywizmu, który może prowadzić do “twardości serca”. Stwierdza nawet, że św. Bernard zwraca się także sam do siebie.

Współczesny świat tak bardzo nabrał tempa. Komputery działają często szybciej niż nasz mózg, zwiększają się możliwości transportu, a polska ekonomia podkreśla pilną potrzebę budowania autostrad. Wielkie zakłady konstrukcyjne zarabiają więcej, jeśli konstruują szybciej, więc roczne opóźnienie w produkcji nowego samolotu airbus wydaje się katastrofą. Wiadomości krążą po Internecie z nadzwyczajną szybkością. A wiele osób przygniata ogromny ciężar wydajności i presji zarabiania na życie.

Dlaczego to może nas uczynić twardymi? Kiedy mamy wiele rzeczy do zrobienia, kiedy chcemy być skuteczni i szybcy, istnieje wielkie niebezpieczeństwo, że wszystko, co nie dzieje się po naszej myśli, wywoła w nas napięcie. A często bywa, że jeśli nam się śpieszy, to wiele rzeczy nam nie wychodzi. Nie wiem, jak to się dzieje, ale kiedy muszę szybko coś odbić na ksero, to urządzenie się zacina. Wtedy jeszcze bardziej się denerwuję. W momentach stresujących działań ludzie znajdujący się w pobliżu albo nam pomagają, albo lepiej, żeby zostawili nas w spokoju. Typowym przykładem osoby, która traci cierpliwość i staje się twarda, jest Marta z Ewangelii św. Łukasza. Ma ona swój plan, wie, co trzeba zrobić, i chce, by inni pomogli jej wypełnić te obowiązki. To, co robi, nie jest złe. Marta przecież pragnie służyć Jezusowi, coś jej jednak nie wychodzi. Św. Łukasz pisze: “Marta natomiast zajmowała się rozmaitymi posługami” [2] i stała się twarda dla swojej siostry. Jezus ją upomina: Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona (Łk 10,41-42).

Jean Vanier, założyciel Arki, mówi, że nasza kultura jest kulturą ludzi silnych i potrafiących wszystko zrobić. Obecnie jednym z najbardziej popularnych zawodów jest zawód menadżera, który wszystko robi i organizuje – zawsze lepiej i szybciej. Mężczyźni i kobiety, którzy odnieśli sukces, to menadżerzy. Stopniowo obraz ludzi, którzy potrafią wszystko, przenika do naszej podświadomości. Podświadomie zaczynamy marzyć o tym, by także umieć wszystko uregulować. Czerpiemy satysfakcję z tego, co robimy. Często myślimy: “Dzisiaj jest bardzo dobry dzień, bo dużo pracowałem” albo “Jestem naprawdę do niczego, bo nie udaje mi się szybko i dobrze pracować”. To rodzi nowe napięcia, a ci, którzy nie pomagają mi osiągnąć sukcesu, stają się przeszkodą, a nawet wrogami. Dobrze pokazują to dwa teksty biblijne: w jednym pojawia się przeszkoda, w drugim rodzi się wróg. Uczniowie, idąc za Jezusem, także swoją misję postrzegają jako bardzo ważną. Dyskutują między sobą, kto spośród nich będzie pierwszy. Kiedy więc pojawiają się matki z dziećmi (por. Mk 10,13-16), uczniowie nie pozwalają im podejść do Jezusa. Jezus musi interweniować. Oburzył się i zganił ich, mówiąc, że winni stać się jak dzieci, by zrozumieć królestwo Boże. Uczniom wydawało się, że są tak ważni, iż nie muszą zajmować się jakimiś małymi dziećmi.

Innym razem byli w drodze, Samarytanie jednak nie pozwolili im zostać na noc w swojej wsi (por. Łk 9,51-56). Reakcja Apostołów była natychmiastowa: “niech ogień ich pochłonie”. Także w tej sytuacji, za pragnienie nieszczęścia dla mieszkańców miasteczka, Jezus musiał ich skarcić. Przypomniał im, jakiego sukcesu mogą się spodziewać, idąc za Nim, jakich warunków oczekiwać: brak nawet kamienia, by mogli głowę na nim położyć (por. Łk 9,58).

Co konkretnie to dla nas dzisiaj oznacza? Każdy z nas jest wystawiony na niebezpieczeństwo przekonania, że tym, co się liczy najbardziej, są jego większe czy mniejsze osiągnięcia. Nawet w Kościele często możemy zobaczyć, jak zamiast cieszyć się sukcesem innych, każdy stara się bronić swoich pomysłów, własnego sposobu patrzenia na świat czy postępowania (które oczywiście jest lepsze od innych). Jednak to samo może mieć miejsce w naszej rodzinie czy w małżeństwie, kiedy każdy stara się udowadniać swoje racje, bo “wie lepiej”. Ten wyścig w realizacji własnych pomysłów czy pracy (Benedykt XVI przypomina nam, że “napomnienie to dotyczy każdego rodzaju zajęć, nawet tych, które związane są z rządami w Kościele”) na dłuższą metę czyni z nas kogoś nieznośnego. Być może osoby, które są wokół nas, powiedzą nam o tym (“Nie masz już dla mnie czasu”, “Jak trudno jest z tobą pracować”, “Zawsze jesteś taki napięty i zdenerwowany”) albo odejdą w milczeniu.

Co więc robić? Nabrać trochę dystansu do siebie i tego, co mam zrobić – oczywiście przez modlitwę (ale uwaga, Brat Roger mówi nam, że w czasie modlitwy też możemy zajmować się tylko swoimi zmartwieniami, zamiast myśleć o Bogu). Przez modlitwę z Maryją. Ona nie wyróżnia się dziełami, których mogłaby dokonać, ale swoją pełną wiary i miłości obecnością. Ona może nam naprawdę pomóc wypełnić to, co mamy do zrobienia w duchu uległości i miłości: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie (J 2,5). Co rozumiemy przez uległość? Rozmawianie o swoich planach i sposobie pracy z osobą, która mi towarzyszy, albo z bratem lub siostrą z grupy modlitewnej, do której mam zaufanie. Dlaczego by nie porozmawiać ze współmałżonkiem, który zna nas tak dobrze? A o pracy z jakimś dobrym kolegą? Tak ważne jest, by w naszych zaangażowaniach nie decydować o wszystkim samemu.

I ostatni sposób pomocny w nabieraniu dystansu do nas samych i naszej pracy: prawdziwy czas wypoczynku, który trzeba sobie zaplanować wśród naszych aktywności!

Zeszyty Odnowy w Duchu Świętym, 5/2006


***

O. Hasso Beyer urodził się w Bawarii. Jest kapłanem Wspólnoty Chemin Neuf, do której należy od 1986 r. Przez dwanaście lat pracował we Francji i sześć – w Berlinie. Obecnie mieszka i posługuje w Polsce.

Możesz również polubić…