Anna Lasoń-Zygadlewicz: Boże uzdrowienia

Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem, i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca” – obiecał Jezus (J 14, 2). To dość wysoko ustawiona poprzeczka dla warsztatów posługi uzdrowienia, prawda? Ale prowadząca je (wraz z Instytutem Ewangelizacji Świata ICPE w Polsce Armia Dzieci) amerykańska charyzmatyczka Maria Vadia rzuciła nam to wyzwanie już pierwszego dnia. I oczywiste dla niej było, że uzdrowienia, które mają przychodzić przez nasze ręce – to po prostu rzeczywistość królestwa Bożego.

 

Jadąc na „Szkołę uzdrowienia” spodziewałam się, że uczestnikami jej będą przede wszystkim osoby starsze. Ale gdy weszłam do głównej sali ośrodka rekolekcyjnego – zobaczyłam trzystu uczestników, z których większość nie przekroczyła 25 roku życia. Nie mówiąc o siedemdziesiątce dzieci, która bardzo aktywnie (biegając, turlając się pod sceną i układając klocki w kącie sali) brała udział w naszych spotkaniach. Zapytałam Annę Saj, która organizuje w Polsce kolejne edycje „szkół” prowadzonych przez Vadię i innych charyzmatyków – czy to normalny skład uczestników. Odpowiedziała, że tak, i jest to związane z posługą Armii Dzieci. Każda sesja Marii Vadii zaczynała się dość nietypowo: od godzinnego uwielbienia Boga śpiewem, tańcem, flagami, bębnami (raz nawet dźwiękiem rogów). Myślę, że wielu polskich charyzmatyków było zaskoczonych tymi „paradami” na cześć Jezusa – do chwili, gdy sami się w nie włączyli.

 

Maria uczyła nas uwielbiania Boga całym sobą, na wzór króla Dawida, który tańczył kiedyś przed Arką Pana z nieskrępowaną euforią i radosnym zachwytem.

Usłyszeliśmy, że jesteśmy powołani do oddawania Panu chwały, ponieważ „Bóg mieszka w chwale swojego ludu”. Duch Święty lubi atmosferę uwielbienia i przychodzi w niej z pełnią swojej mocy i darów, także uzdrowienia. A gdy chcemy naszemu Bogu oddać najwyższą chwałę (tehilah), angażujemy się w nią zarówno głosem, jak i ciałem. Opuszczamy wtedy swoją „strefę bezpieczeństwa”, by całym sobą opowiedzieć Panu o swoim zachwycie Nim. Hm, jeśli ktoś przywykł do tego, że na spotkaniu modlitewnym podnosił ręce i sympatycznie kołysał się w miejscu – to tu przeżył szok! Ja też miałam problem z uwielbianiem Boga tańcem i dopiero po pewnym czasie przestałam myśleć, czy bardzo głupio przy tym wyglądam… Gdy charyzmatyczne uwielbienie na parkiecie już się skończyło – przyszedł czas na teorię. Dzieci poszły do osobnej sali na program przeznaczony dla nich, a my usiedliśmy, by wysłuchać konferencji. Już podczas pierwszego nauczania Marii Vadii usłyszeliśmy coś, co ustawiło cel naszych warsztatów we właściwej perspektywie. To była naprawdę dobra nowina: nasze uzdrowienie dokonało się już na Kalwarii, bo Jezus zabrał na krzyż każdą naszą chorobę i „w Jego ranach jest nasze zdrowie” (Iz 53,5). On na krzyżu ostatecznie zniszczył dzieła diabła, a przecież choroby i śmierć są dziełem nieprzyjaciela. Królestwo Boże jest pośród nas, a skoro w nim żyjemy – mamy pełny dostęp do jego przywilejów. Jednym z nich jest właśnie uzdrowienie. A związana jest z nim zarówno obietnica, jak i zadanie dla nas: „Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać (…). Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie (Mk 16,17-18).

 

„Uzdrowienie jest dla ciebie, to część twojego spadku jako dziecka Bożego. Ale i ty powinieneś uzdrawiać innych w imię Jezusa” – usłyszeliśmy podczas konferencji.

Maria opowiedziała nam też kilka sytuacji ze swojej posługi w różnych krajach świata, gdy była świadkiem „uwalniania” uzdrowienia królestwa Bożego, modląc się nad innymi. Jednak nie poprzestała na własnych przykładach, ale od razu wysłała nas do posługi. Stanęliśmy w parach, by modlić się za siebie nawzajem o uzdrowienie. Maria poprosiła nas, abyśmy w przypadku dolegliwości bólowych – najpierw zapytali osobę omadlaną o poziom bólu w skali od 1 do 10. Następnie mówiliśmy: „Przyjmij uzdrowienie królestwa Bożego” i modliliśmy się w językach. Po modlitwie pytaliśmy, do jakiego poziomu spadł ból. Jeśli do zera – oddawaliśmy chwałę Panu. Jeśli nadal był choć trochę odczuwalny – modliliśmy się dalej. Ostatnim etapem tego wstawiennictwa było dziękczynienie. Po ok. 15 minutach modlitwy na pytanie Marii, kto nie czuje już żadnego bólu – w górę uniosły się prawie wszystkie ręce.

A co z tymi, którzy ich nie podnieśli? Wyjaśnieniem były kolejne konferencje. Otóż przeszkodą w przyjęciu Bożego uzdrowienia może być np. związek z praktykami okultystycznymi, brak wiary, nieprzebaczenie. Maria wiele czasu poświęciła tej trzeciej przyczynie, wyjaśniając, że jeśli latami zachowujemy gniew, żal i urazę do kogoś (niezależnie, czy żyjącego, czy zmarłego) – samo to może stać się przyczyną naszych chorób. Nasz brak przebaczenia samemu winowajcy większej krzywdy nie zrobi, natomiast nam – owszem. I dopóki nie odpuścimy innym ich przewinień, stawiamy opór uzdrowieniu. Dlatego Maria zaprosiła do wyjścia na środek wszystkie osoby, które wiedzą, że komuś jeszcze nie przebaczyły (sobie samemu także). Wyszło ok. 70 procent uczestników! Charyzmatyczka podjęła modlitwę wraz z nami. Ta sesja trwała bardzo długo – był w niej czas na oddawanie swoich obolałych wspomnień Bogu i „nasiąkanie” Jego miłością.

 

W pewnym momencie usłyszeliśmy od Marii: „Spędzaj czas z Panem Bogiem i mów do Niego: «Panie, chcę sobie z Tobą pomarzyć. Chcę z Tobą wyobrażać sobie wspaniałe rzeczy!»”.

Bóg naprawdę dał nam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic nam nie zaszkodzi (por. Łk 10, 19). Dlaczego więc nie wierzymy, że jako Jego ambasadorowie mamy prawo rozszerzać na ziemi królestwo naszego Taty – głosząc Dobrą Nowinę, uwalniając i uzdrawiając? Często myślimy ciasnymi kategoriami naszych potrzeb, a przecież Bóg pragnie przez nas dokonywać wielkich rzeczy. Przykładem tych „wielkich rzeczy” był dla mnie znajomy ksiądz, który też przyjechał na nasze warsztaty. Nosił w sercu pragnienie wyjazdu na misje i szukał Bożego potwierdzenia – świadomy, że jego uwarunkowania zdrowotne przemawiają przeciwko tym planom. Pierwszego dnia wieczorem stał z tyłu i modlił się, gdy nagle Maria powiedziała do mikrofonu: „Pan pokazuje mi teraz księdza stojącego tam, na końcu sali. Jezus pragnie cię uczynić posłańcem ognia i w potężny sposób posługiwać się tobą w Polsce! On posyła cię do innych księży i do seminarzystów”. Usiadłam z wrażenia! Taki jest Jezus: gdy ktoś przychodzi do Niego z gorącym sercem i wielkimi pragnieniami – On sam mu powie, do czego go zaprasza. A kolejnego dnia, już w indywidualnej modlitwie wstawienniczej, Jezus postawił temu księdzu „kropkę nad i”, mówiąc mu słowami proroctwa o szczególnym posłaniu do ludzi młodych. To właśnie ich ma ksiądz rozpalać ogniem Ducha Świętego. W ten sposób „posłaniec ognia” dostał kolejną instrukcję co do swojej misji. Ale nie tylko on, ponieważ według słowa poznania, jakie wypowiedziała nad nami Maria:

Bóg przygotowuje nam wszystkim nowe miejsca do ewangelizacji i będzie otwierał nam drzwi, których nikt już nie będzie mógł zamknąć (por. Ap 3,7).

 

Warsztaty zakończyły się 1 czerwca, w Dzień Dziecka i tego dnia szczególnie poczuliśmy się jak dzieci naszego Taty. Wyjeżdżaliśmy wyposażeni darami Ducha Świętego, przesiąknięci Słowem Bożym (Maria nieustannie cytuje Pismo święte – to największa zaleta jej rekolekcji!), uzdrowieni i pełni wielkich pragnień. Dziecięctwo Boże oznacza naprawdę nową jakość życia: wielkie zaufanie Jezusowi i przyjęcie odpowiedzialności za rozszerzanie królestwa naszego Taty wszędzie tam, dokąd idziemy.

 

 

Szum z Nieba nr 124/2014

 

 

 

Możesz również polubić…