Justyna Nowicka: Jeremiasz – Modlitwa proroka i ucznia

Nie mogę pozbawiać ewangelicznej prawdy ludzi, których stawiasz obok, w moim życiu.

 

Walka proroka

Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; 
ujarzmiłeś mnie i przemogłeś. 
Stałem się codziennym pośmiewiskiem, 
wszyscy mi urągają. 
Albowiem ilekroć mam zabierać głos, 
muszę obwieszczać: 
«Gwałt i ruina!» 
Tak, słowo Pańskie stało się dla mnie 
codzienną zniewagą i pośmiewiskiem. 
I powiedziałem sobie: Nie będę Go już wspominał 
ani mówił w Jego imię! 
Ale wtedy zaczął trawić moje serce jakby ogień, 
nurtujący w moim ciele. 
Czyniłem wysiłki, by go stłumić, 
lecz nie potrafiłem. 
Tak, słyszałem oszczerstwo wielu: 
«Trwoga dokoła! 
Donieście, donieśmy na niego!» 
Wszyscy zaprzyjaźnieni ze mną 
wypatrują mojego upadku: 
«Może on da się zwieść, tak że go zwyciężymy 
i wywrzemy swą pomstę na nim!» 
Ale Pan jest przy mnie jako potężny mocarz; 
dlatego moi prześladowcy ustaną i nie zwyciężą. 
Będą bardzo zawstydzeni swoją porażką, 
okryci wieczną i niezapomnianą hańbą. 
Panie Zastępów, Ty, który doświadczasz sprawiedliwego, 
patrzysz na nerki i serce, dozwól, 
bym zobaczył Twoją pomstę nad nimi. 
Tobie bowiem powierzyłem swą sprawę. 
Śpiewajcie Panu, wysławiajcie Pana! 
Uratował bowiem życie ubogiego 
z ręki złoczyńców. 
Niech będzie przeklęty dzień, w którym się urodziłem! 
Dzień, w którym porodziła mnie matka moja, 
niech nie będzie błogosławiony! 
Niech będzie przeklęty człowiek, 
który powiadomił ojca mojego: 
«Urodził ci się syn, chłopiec!» 
sprawiając mu wielką radość. 
Niech będzie ów człowiek podobny do miast, 
które Pan zniszczył bez miłosierdzia! 
Niech słyszy krzyk z rana, 
a wrzawę wojenną w południe! 
Nie zabił mnie bowiem w łonie matki: 
wtedy moja matka stałaby się moim grobem, 
a łono jej wiecznie brzemiennym. 
Po co wyszedłem z łona matki? 
Czy żeby oglądać nędzę i utrapienie 
i dokonać dni moich wśród hańby? 

(Jr 20, 7-18)

***                  ***                  ***

Modlitwa Jeremiasza, ucznia Chrystusa w XXI wieku.

Spotkałem Cię Panie,
Pokazałeś mi swoją Miłość do mnie
I ja Ciebie też pokochałem.
Oddałem Ci moje życie.
Chcę żyć Ewangelią i opowiadać innym o Tobie.
Tak mnie zafascynowałeś.
 
Z tego powodu często bywam niezrozumiany,
A nawet wyśmiewany.

Ale nie mogę udawać, że nie widzę zła.

Nie mogę mówić, że obłuda, kłamstwo i wyrachowane przemilczanie tego, z czym wygodniej się nie mierzyć, nigdy nie będzie zgodne z Ewangelią.
Nie mogę nie patrzeć i nie nazywać po imieniu tego, co widzę, kiedy ludzie uprzedmiotawiają siebie samych i kiedy drugi człowiek staje się jedynie środkiem do celu.
Nie będę zgadzał się na przemoc, by komuś udowodnić, że ktoś jest ważniejszy, by zmusić drugiego do uległości, żeby moje „ja” móc postawić na piedestale.
Nie będę milczał, kiedy zaufanie jest nadużywane, by mówić nieprawdę, by ukrywać własne lub cudze zło.
Kiedy mówię o Twojej Prawdzie, o Twojej Miłości i Miłosierdziu…
Niektóre z Twoich Dzieci mówią, że stąpam po cienkiej granicy bycia członkiem Kościoła,
Jakby się lękali, że Twoja Miłość sprawi,
Że ludzie poczują się bezkarni i w związku z tym zanurzą się w każdej możliwej formie grzechu… jeśli tylko uwierzą, że masz więcej Miłosierdzia niż możemy pojąć.
A przecież Twoja Miłość uzdrawia.
Prawdziwe i głębokie doświadczenie Twojej Miłości uwalania od grzechu
I sprawia, że człowiek niczego innego nie pragnie, jak tylko Cię kochać.
Nie chcę o tym milczeć. Nie mogę pozbawiać tej ewangelicznej prawdy ludzi, których stawiasz obok, w moim życiu.
 
Twoja miłość i moje pragnienie Prawdy i Sprawiedliwości jest we mnie tak silnym uczuciem, że nie potrafię żyć przeciw niemu.
 
I choćby moi bracia i siostry w wierze szukali we mnie słabości, by móc podważyć wiarygodność moich wyborów i Prawdy, i Miłości, którą mnie pociągnąłeś i zdobyłeś dla Siebie, Panie. Choć będą chcieli zamknąć mi usta, nie porzucę pragnienia, które zrodziłeś we mnie. Ty dałeś mi obietnicę, że mnie ocalisz. Wierzę Ci.
 
Sprawisz, że zostanie rozpoznana Prawda, że ludzie, którzy na mnie nastają zobaczą, że życie w grzechu to śmierć, smutek i rozczarowania. Wtedy przekonają się, że Ewangelia to nie stek staromodnych bzdur.
 
Matka Teresa z Kalkuty mówiła, że kto będzie chciał służyć Kościołowi, będzie też cierpiał za Kościół i często z powodu ludzi Kościoła. Te doświadczenia są potrzebne, by czyny nie były jedynie działalnością, ale by miały też duchowy wymiar, by mogły być złączone ze Zbawczą Ofiarą Chrystusa.
Ale trudno jest to znosić, Panie.
Trudno tak po prostu przyjąć te doświadczenia, które mi dajesz.

Możesz również polubić…