Ks. Michał Deryło: Pan Bóg zrobił wystarczająco dużo, aby Mu uwierzyć

Przed kilkoma dniami zakończyła się pielgrzymka Ojca Świętego na Filipiny, gdzie pojechał, aby spotkać się z ludźmi wierzącymi i zobaczyć z bliska Kościół, który rośnie w siłę. Zadziwiające jest to, że pewne kraje, czy nawet całe kontynenty, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu były terenami misyjnymi, dzisiaj są niemal sercem Kocioła dlatego, że coraz więcej ludzi przyjmuje tam chrzest i stara się żyć w duchu Ewangelii, czy też powtarzając dzisiejsze słowa Jezusa: Nawracają się i wierzą w Ewangelię.

            Kiedyś dziennikarz, jakim jest Vittorio Messori przeprowadził wywiad z Janem Pawłem II, który ukazał się później w książce o bardzo wymownym tytule „Przekroczyć próg nadziei”.  Pyta tam papieża, dlaczego tylu ludzi jeszcze na świecie nie wierzy w Boga? Czy Pan Bóg mógł zrobić coś jeszcze, włożyć jeszcze więcej wysiłku w to, aby ludzie którzy w Niego nie wierzą tę wiarę w końcu mieli? Na co Jan Paweł II odpowiedział, że nie. Bo zrobił wszystko, czego można było dokonać. Że Pan Bóg odsłonił się przed człowiekiem w całej pełni, uniżył się nawet przed ludźmi pozwalając na to, aby Jego Syn stał się Człowiekiem. Stał się jednym z nas, aby łatwiej Mu było do nas dotrzeć z Dobrą Nowiną. Przemówił naszym ludzkim językiem, a jednak i tak nie wszyscy Mu wierzą.

            Wspominam o tym dlatego, że właśnie dzisiaj słyszymy jak Jezus mówi nam wszystkim, abyśmy się nawracali i wierzyli w Ewangelię. A zaraz potem powołuje pierwszych Apostołów, prostych, niewykształconych rybaków, aby uczynić z nich świadków i tych, którzy będą przypominać innym Jego słowa. I można się dziwić Jezusowi, dlaczego wybrał właśnie ich, aby uczynić fundamentem swojego Kościoła.

Jest w Rzymie taka bazylika, pw. Matki Bożej Większej, która zbudowana jest na dwunastu filarach, a pod każdym z tych filarów jest ołtarz dedykowany jednemu z Apostołów dlatego, że są oni filarami, na których Jezus zbudował Kościół. Jezus zbudował Kościół na ludzi pełnych słabości i bojących się o siebie. Dzisiaj, patrząc z perspektywy czasu, kiedy znamy ich historie, kiedy wiemy, jak zachował się Św. Piotr i mamy w pamięci to, co wydarzyło się później, jak zaparł się swojego Mistrza, możemy pytać, co to za opoka? Co to za skała, co się skruszyła, bo okazała się słaba? Rzeczywiście Piotr skruszał, choć nie zawalił się Kościół, który rośnie w siłę. Piotr okazał skruchę. Zapłakał nad swoim grzechem, nad własną słabością. I dlatego stał się opoką. Bo przestał wreszcie liczyć na siebie, na swoje znikome siły i ograniczone możliwości, ale na Bożą łaskę, bo przecież moc w słabości się doskonali. Opoką może stać się tylko taki człowiek, który zapłacze nad swoim grzechem i podejmie trud nawrócenia, do czego wzywają nas dzisiejsze czytania.

            Dzisiaj wielu ludzi nie ma w sobie potrzeby nawrócenia. I zbawienia, a więc szczęścia szukają gdzie indziej. Zamiast żyć w łasce, pogrążają się w niełasce. Zamiast szuka trwałego szczęścia, zbudowanego na mocnym fundamencie, szukają jego namiastek. Zamiast wierzyć w Boga, który może ich zbawić, wierzą w siłę pieniądza, dobrobytu, swobody obyczajów, i stąd na ich twarzach takie rozczarowanie.

            Jezus zbudował swój Kościół na słabych Apostołach aby nam pokazać, że w tym Kościele jest też miejsce da nas, bo w każdym z nas, bez wyjątku, jest coś z uczniów Jezusa. Z jednej strony chęć bycia Bogu wiernym, szlachetne pragnienia, a z drugiej zwykła słabość i grzech, który przychodzi.

            Giacomo Moretti, to włoski grafolog, który swego czasu postanowił zbadać charakter pisma ludzi świętych, wyniesionych na ołtarze jako wzór do naśladowania. Przeanalizował pismo aż 54 osób, ogłoszonych za świętych Kościoła i tylko i trzech z nich nie znalazł żadnej słabości: u papieża Piusa X, ks. Jana Berchmansa i św. Małgorzaty Marii a la Cock. A u pozostałych, jak stwierdził, bez problemu można było zauważyć skłonność do zła. Np. u św. Franciszka z Asyżu, którego czcimy jako wzór wyrzeczenia i ubóstwa odkrył skłonność do próżności, ale czemu się dziwić, skoro był synem bogatego kupca i wiemy, jak wygadało jego życie zanim się nawrócił. Podobnie u św. Ignacego z Loyoli odkrył skłonność do zła i wielkie namiętności, ale przecież przed nawróceniem był żołnierzem. I wiele innych. Żadne odkrycie. Bo świętość, to nie jest bezgrzeszność, ale przeciwnie, przekonanie o swojej słabości i gotowość do nawrócenia. To wiara w słowa Jezusa i uznanie w Nim jedynego Zbawiciela, otwarcie się na Jego łaskę, a w wtedy będziesz skałą, tak mocną jaką stali się pierwsi uczniowie Jezusa, których świadectwo przetrwało wieki.

            Jeśli rzeczywiście uwierzymy słowom Jezusa, że czas się wypełnił i pora się nawracać, to wtedy życie staje się prostsze. Bo wtedy to już nie ty będziesz sobie sam musiał radzić ze swoimi problemami czy słabością, ale zajmie się nimi Jezus, który poradzi sobie z tym o wiele bardziej, tak, jak poradził sobie ze słabością Św. Piotra i innych Apostołów. Wystarczy tylko uwierzyć Jego słowom i starać się według nich żyć, a On już zajmie się resztą.

            Pan Bóg zrobił wszystko – Jak mówił Jan Paweł II – aby człowiek rozpoznał w Jego Synu Zbawiciela, bo oddał swoje życie, abyś mógł żyć. Ale to pytanie trzeba dzisiaj odwrócić i odpowiedzieć samemu sobie, czy to ja, podejmując trud nawrócenia, zrobiłem wszystko, albo wystarczająco dużo, aby Go rozpoznać?

Możesz również polubić…