Marcin Jakimowicz: Ryzykanci

„Jedynie sieję. Nie zbieram owoców” – tłumaczyłem żonglując biblijnymi cytatami. Dlaczego? Bo… nie widziałem żadnych owoców.

Przed długie lata rozpowiadałem na lewo i prawo: „Jedynie sieję. Nie zbieram owoców”. Podobne klimaty panowały we wspólnocie, w której się modlę. „Siejemy. Zbierze ktoś inny. Być może w 2097 roku”.

To bezpieczny manewr, wymówka spełniająca wszelkie wymogi political correctness. Tłumaczyłem tak (żonglując przy tym biblijnymi cytatami), bo… rzeczywiście nie widzieliśmy owoców. Moje usprawiedliwienia były sprytnym zwrotem grzecznościowym znakomicie tuszującym niewiarę. Nie widzę owoców, bo, jako siewca, nie muszę ich dostrzegać”.

Słowa dzisiejszej ewangelii: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał – aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje” (J 15, 16) zmieniają tę perspektywę. Powołałem cię – wyjaśnia Najwyższy – abyś przynosił owoc. Co więcej – by owoc twój trwał.

Bóg pozostawia papierek lakmusowy pozwalający na rozeznanie tego, czy to, w co się wpakowaliśmy jest Jego sprawką, czy wymysłem naszej chorej wyobraźni. „Po owocach ich poznacie”.

Gdy biskup Edward Dajczak zaryzykował i ogłosił, że w tym roku w Koszalinie nie będzie rekolekcji dla poszczególnych gimnazjum ale wszyscy gimnazjaliści zgromadzą się na jednej wielkiej hali „Gwardii” na trzydniowe rekolekcje, wielu pukało się w czoło. Emocje jak na derbach Śląska. Dwa i pół tysiąca gimnazjalistów w jednym miejscu? Na rekolekcjach? To grozi śmiercią lub trwałym kalectwem!

– Zaczyna się zawsze od takiej „gry wstępnej” ze strony młodych. Najpierw udają, że im nie zależy, że nie wiedzą, po co w ogóle przyszli. Potem zaczynają się przyglądać, a kończy się tym, że spotykają żywego Jezusa i otwarcie mówią, o tym, czego dokonał – opowiada Magdalena Plucner z koszalińskiej Szkoły Nowej Ewangelizacji, organizatora spotkania – W pewnym momencie ze względu na to, że to doświadczenie charyzmatyczne jest tak mocne, przestaje działać „efekt stada”. Efekt? Az 2200 gimnazjalistów  przyjęło Jezusa jako Pana i zbawiciela. Koszt takich rekolekcji? 30 tysięcy, z czego ogromną część pokrywają sami organizatorzy, a pieniądze przede wszystkim z dziesięciny, którą oddają na potrzeby ewangelizacji.

– Młodzi  zostaną w Kościele, gdy przeżyją osobiste spotkanie z Jezusem – nie ma wątpliwości ks. Rafał Jarosiewicz, organizator rekolekcji – To doświadczenie kapłanów, którzy podobnie jak my prowadzili rekolekcje dla gimnazjum na halach sportowych. Nikt nie jest w stanie odebrać młodym tego, co przeżyli. Na wielkich halach sportowych „mierzymy się” nie z jedną klasą tylko z tysiącami ludzi. To taka obiegowa opinia, że stanowią obraz rodem z „Sali samobójców”.

– Żyjemy zanurzeni po uszy w pogańskiej kulturze, a młodzi znajdują się na arenie Koloseum XXI wieku – nie ma wątpliwości Josh McDowell – Wprawdzie nie zagrażają im lwy, ale spotkają więcej moralnych pokus niż chrześcijanie przez ostatnie dwa tysiące lat. Będą toczyli większe duchowe bitwy, walki emocjonalne i trudniejsze zmagania w relacjach międzyludzkich, niż jakiekolwiek inne pokolenie w historii.

– Ludzie, którzy przeżyli na własnej skórze modlitwę o uwolnienie, nie mają wątpliwości, że mecz jest wygrany – opowiadał mi Donald Turbitt – Zwycięstwo mamy w kieszeni. Jezus nakazał nam trzy rzeczy: głoszenie ewangelii, uzdrawianie chorych i wypędzanie złych duchów. Często prowadząc rekolekcje dla kapłanów pytam: „Kto z was wypędził w tym tygodniu jakiegoś złego ducha?”. Zazwyczaj zapada cisza, jak makiem zasiał. A przecież wszyscy katolicy powinni włączyć się w duchową walkę, nie tylko księża! Wszyscy mamy moc „stąpania po wężach”.

 

Możesz również polubić…