We wspólnocie jak na froncie

Po co przychodzi się do grupy modlitewnej? Zakładamy, że chodzi o modlitwę i spotkanie Jezusa. Ale w moim sercu nie musi to być takie oczywiste. Może poszukuję w grupie oddechu od codzienności? Albo rozwiązania swoich problemów? A może szukam przyjaźni lub dobrej żony? Czy te ukryte motywacje naprawdę pozostają ukryte?

 

 

Wspólnota modlitewna to miejsce święte, ponieważ obecność Jezusa wszystko zmienia i uświęca. Ale oprócz Jezusa w tej wspólnocie jestem jeszcze ja, a moje życie niekoniecznie musi być święte. Wnoszę tu ze sobą wszystkie moje słabości, problemy, smutki i grzechy. Ale wnoszę też to wyposażenie, jakie dostałem od Boga – owoce i dary Ducha Świętego, charyzmaty, talenty. Jaki mam więc wpływ na wspólnotę?

 

W poszukiwaniu prawdy

Jako lider wielokrotnie spotykałem się z wygórowanymi oczekiwaniami wobec wspólnoty. I nic nie potrafiłem zrobić, bo większości problemów w ogóle rozwiązać się nie da, natomiast postawa roszczeniowa rodzi określone trudności w nawiązywaniu relacji we wspólnocie. Egoizm ma wpływ na sposób patrzenia na innych, a przekonanie, że wspólnota jest święta – bardzo szybko pryska, rodząc rozczarowania i trudne do wybaczenia zranienia. Aby było inaczej, trzeba najpierw zrozumieć, że nasze modlitewne spotkania mają nas zmieniać, a spotkanie (przede wszystkim z Jezusem) ma przemieniać moje serce i czynić je zdolnym do miłości. Kolejny problem, jaki napotykamy w relacjach, to definicja miłości i interpretacja naszych zachowań przez pryzmat tej definicji. Jeśli nie patrzę na Jezusa i nie uczę się od Niego, czym jest miłość – podejmuję różne działania na podstawie fałszywego jej obrazu. Hymn o miłości dobrze ją opisuje, ale i ten opis można różnie interpretować. Dla jednych cierpliwość oznacza przyjęcie każdego takim, jaki jest, a dla drugiego – że ma cierpliwie znosić rany i razy od bliźniego.

 

Pogotowie przeciwkonfliktowe

Moje własne doświadczenie uczestnictwa we wspólnocie Odnowy w Duchu Świętym od dwudziestu lat, jest pełne różnych sytuacji międzyludzkich i różnych sposobów reagowania na nie. Uczyłem się na próbach i błędach. Na początku liderowania uważałem, że powinienem zajmować się rozwiązywaniem konfliktów między członkami wspólnoty. Ale bardzo szybko zostałem wyleczony z takiego podejścia. Moje próby mediacji, wyjaśniania spraw, przypominania o przebaczeniu i pojednaniu – zazwyczaj nie były przyjmowane. Kiedyś przypomniały mi się słowa Jezusa: „Człowieku, a któż Mnie ustanowił sędzią między wami?”. Konflikty mają tak różne podłoże i tak niewiele potrzeba, aby zaistniały, że moim zdaniem nie ma żadnej ludzkiej siły, która byłaby w stanie je rozwiązać. Przypominają mi się Pawlaki i Kargule, oraz słynne zdanie: „Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być i tak po naszej stronie”. Niestety, nasza mentalność jest bardzo podobna… Dlatego po pewnym czasie zmieniłem sposób działania i zacząłem najpierw od modlitwy – i to od modlitwy wspólnej z innymi członkami wspólnoty, aby nie ludzką mocą szukać rozwiązania, ale oddawać pierwszeństwo Bogu. Przez lata posługi zobaczyłem i doświadczyłem, że wspólnota to również miejsce grzeszne. Mamy w niej do czynienia z różnego rodzaju konfliktami i problemami, wynikającymi z naszych słabości i grzechów. Oto kilka typów konfliktów, których doświadczyłem na własnej skórze.

 

Konflikty z zazdrości i zawiści

„On posługuje, a ja nie, On ma charyzmaty, a ja nie. On się tak modli, a ja nie” – i wiele innych… Zazdrość niszczy serce i staje się główną motywacją do działania – a nie Jezus i Jego zaproszenie. Owszem, jest chwila, gdy pragnienie posługiwania jak inni czy modlenia się jak inni jest budujące – ale zaraz potem rodzi się zazdrość, destrukcyjna i zabijająca możliwość przebaczenia i radości z modlitwy czy posługi tych osób. Mam wrażenie, że jedynym wyjściem jest powrót do Jezusa, a zadaniem wspólnoty jest podnosić, doceniać i dawać informację zwrotną o darach i znaczeniu osoby owładniętej zazdrością. Jako lider mogę jako pierwszy dostrzegać dobre strony „zazdrośników” i pokazywać, że są potrzebni – ale wiem, że to nie zawsze działa. Czasem trzeba, aby taka osoba sama przekonała się na własnych błędach, że zazdrość nie dodaje ani charyzmatów, ani radości – a podjęcie innej posługi może to dać! Gdy ktoś mocno przeżywa: „Jego zauważają i doceniają, a mnie nie. Z jego zdaniem to się liczą, a z moim?” – taka postawa powoduje w nim spustoszenie duchowe. I przesuwa się w kierunku zawiści, ponieważ często rodzi chęć szkodzenia tym niby „lepszym”. Oczywiście nie da się działać w Bożym dziele z takim bagażem, a wspólnota ma za zadanie „zauważyć” biedaka trawionego zawiścią przez odnalezienie i wskazanie mu miejsca, gdzie będzie mógł swoje pragnienia realizować. Jako lider zawsze starałem się chronić osoby pełne zawiści, ale i te atakowane przez nie, ponieważ obu stronom jest trudno.

 

Szybki sukces i droga na skróty

Jeśli bez modlitwy i bez rozeznania podejmę jakieś działanie – mogę odnieść wrażenie, że wspólnota jest mi niepotrzebna i wszystko mogę sam. Podobnie gdy nie chcę się formować ani podejmować krzyża miłości, ale za wszelką cenę chcę osiągać sukcesy. Spotkałem wiele osób, które w ten sposób wychodzą „przed szereg” – bez cierpliwości, raniąc wszystkich wokół i niszcząc zaplanowane przez Boga dobro. Dobrze, jeśli ucząc się na błędach dojdą do wniosku, że trzeba inaczej. Jako lider musiałem czasem kleić połamane serca po doświadczeniu porażek, zdołowane niepowodzeniami czy zupełnie ogołocone z poczucia wartości, za to pełne agresji, jako postawy obronnej, więc i raniące ludzi wokół. Tutaj często przykład cierpliwości i posłuszeństwa dawał dobry efekt.

 

Ocenianie i porównywanie się

Taka postawa jest całkowitym odwróceniem oczu od Boga, a patrzeniem na ludzi i podejmowaniem działania z powodu względów ludzkich. Taka postawa demaskuje się bardzo szybko, po czym okazuje się, że dana osoba nie ma możliwości działania we wspólnocie – nie jest w niczym twórcza, a powielając podejmowane już dzieła, robi to nieudolnie. Zadanie lidera polega wtedy na wyjaśnianiu motywów działania i odwracaniu wzroku od tego, co ludzkie – ku temu, co Boże, oraz na otwieraniu serca na rozeznawanie woli Bożej.

 

Zastarzałe niechęci

Nieprzebaczone konflikty powodują brak współpracy, choć na zewnątrz nie widać żadnych przyczyn! Takich konfliktów w ogóle nie da się rozwiązać, trzeba je pozostawić z wołaniem o przebaczenie i pojednanie. Jedyną metodą postępowania jest miłość i przyjęcie obu stron jednakowo – co czasem jest bardzo trudne – ale każde zajęcie stanowiska powoduje jedynie zaostrzenie sytuacji. Podejmowałem takie próby mediacyjne i poniosłem całkowitą klęskę. Tutaj kolejny raz okazuje się, że cierpliwa modlitwa daje więcej niż jakiekolwiek ludzkie działanie.

 

Zakochania i odrzucone miłości

Warto, by liderzy i animatorzy pamiętali, że dość często zdarza się zaproszenie do wspólnoty mężczyzny przez kobietę, albo odwrotnie, z powodu zauroczenia lub pożądania – a nie ze względu na Jezusa. Potem najczęściej dochodzi do bardzo gwałtownych odejść lub konfliktów, raniących nie tylko zauroczonych, ale i całą wspólnotę. Można jedynie towarzyszyć takim osobom i oddawać je Jezusowi, aby uwalniał je od zgubnego pożądania. Oczywiście jako lider nie wszystko wiem i nie wszystko dobrze oceniam, ale kluczem do wszystkiego jest rozmowa i wyjaśnianie. Każdy konflikt ma u podstawy albo zupełnie oddaloną od Jezusa intencję, kompletnie pozareligijną, albo egoizm nastawiony na wyścig szczurów. Dzisiaj wiem, że miłość rozwiązuje każdy konflikt. I to niekoniecznie miłość wzajemna pomiędzy stronami konfliktu – chociaż taka jest najlepszą drogą ku przebaczeniu i zakończeniu sporów.

 

Wiele może także zdziałać miłość wspólnoty, a szczególnie jej animatorów i przełożonych, do każdego z członków grupy z osobna. To wielkie i trudne zadanie, ale do takiej właśnie postawy zaprasza nas Jezus. A On jest jedyną przyczyną powstawania naszych wspólnot…

 

Marek Witkowski

 

 

Szum z Nieba nr 127/2015

 

Możesz również polubić…