o. Marek Blaza SJ: Nowinkarstwo tradycjonalistów

Publikujemy bardzo dobry tekst o. dr Marka Blazy SJ na temat tzw. tradycjonalistów. Czasami dziwi nas zajadłość w krytykowaniu Odnowy w Duchu Świętym przez tę grupę ludzi. Przeczytanie tekstu pozwoli nam bardziej zrozumieć fundament tej krytyki. Trzeba wcześniej przypomnieć, że Odnowa w Duchu Świętym w Kościele Katolickim pojawiła się po Soborze Watykańskim II. Sobór też przyjął, że charyzmaty są darami udzielanymi każdemu wierzącemu, nie tylko kapłanom (myślenie przedsoborowe). Choć tekst może się wydawać momentami trudny – zachęcamy do przeczytania do końca.

Słowo „tradycjonalizm” w terminologii kościelnej nabrało nowego znaczenia po Soborze Watykańskim II (1962-1965), który zapoczątkował w Kościele rzymskokatolickim gruntowne reformy liturgiczne i otwarcie się na inne wyznania chrześcijańskie, religie i kultury. Zmiany te spowodowały, że niektóre środowiska katolickie albo bardzo niechętnie przyjęły, albo odrzuciły część lub całość uchwał tego soboru, oskarżając jego uczestników o popadnięcie w herezję modernizmu. W tym kontekście z pewnością najbardziej spektakularnym aktem protestu skierowanym przeciw posoborowemu Kościołowi katolickiemu było wyświęcenie w dniu 30 czerwca 1988 roku bez zgody Stolicy Apostolskiej czterech biskupów dla Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X (FSSPX) przez jego założyciela, abpa Marcela Lefebvre’a oraz bpa Antoniego de Castro Mayera. Dlatego też niejednokrotnie pojęcie tradycjonalizmu kojarzone jest z lefebvrystami, czyli zwolennikami głównego konsekratora wyżej wspomnianych święceń biskupich.


Z drugiej strony trzeba przyznać, iż zagadnienie ruchów tradycjonalistycznych, które powstały po Soborze Watykańskim II, częstokroć podejmowane jest w sposób fragmentaryczny bądź powierzchowny. Wynika to m.in. z faktu, że same te nurty mają charakter marginalny w porównaniu z nurtem posoborowym. Ponadto sami przedstawiciele tych nurtów niejednokrotnie zwalczają się wzajemnie, starając się wykazać pozostałym tradycjonalistom nieortodoksyjność poglądów. Dlatego też wydaje się, iż na początku niniejszego artykułu warto będzie chociażby w ogólnym zarysie dokonać systematyzacji nurtów tradycjonalistycznych.


W dalszej części niniejszej refleksji ukazana zostanie metodologia, jaką w swoim uprawianiu teologii kierują się przedstawiciele nurtów tradycjonalistycznych. W tym kontekście ukazany zostanie problem nienagłaśnianych reform dogmatyczno-liturgicznych papieża Piusa XII (1876-1958). Wreszcie na końcu postaramy się odpowiedzieć na pytanie, ile jest nowinkarstwa w tradycjonalizmie?


Na początku jednak zostaną przedstawione główne nurty tradycjonalistyczne, które ze względu na stosunek do osoby papieża, można podzielić na dwie zasadnicze grupy. I tak, ci, którzy uznają, iż mimo reform Soboru Watykańskiego II Stolica Apostolska jest obsadzona (łac. sede plena), zajmują stanowisko bardziej umiarkowane, czyli sedeplenistyczne. Natomiast ci, którzy uważają, iż poprzez wpadnięcie papieży posoborowych w herezję, Stolica Apostolska jest pusta (łac. sede vacante), zajmują stanowisko bardziej radykalne, czyli sedewakantystyczne.

 

Stanowiska sedeplenistyczne

W ramach stanowisk sedeplenistycznych należy wyróżnić dwie zasadnicze grupy nurtów tradycjonalistycznych. Do pierwszej zaliczają się ci, którzy oficjalnie są w pełnej jedności ze Stolicą Apostolską, a ich działalność jest przez nią aprobowane. Drugą zaś reprezentuje przede wszystkim FSSPX i jego zagorzali sympatycy. Jeśli chodzi o pierwszą grupę, to należą do niej katolicy, którzy w dużej mierze postrzegają ryt przedsoborowy jako remedium na nadużycia liturgiczne w odnowionej liturgii. A zatem, ich stanowisko jest częstokroć reakcją na negatywne skutki Soboru Watykańskiego II. W wypadku umiarkowanych głosów tej grupy katolików można mówić o konstruktywnej i potrzebnej wręcz krytyce tego, co nie było pożądanym efektem reform czy ducha tegoż soboru. Autorami takiej twórczej krytyki są częstokroć duchowni, którzy należą do zorganizowanych struktur, pielęgnujących tradycję przedsoborową, zatwierdzonych przez Stolicę Apostolską.

W niektórych tego typu strukturach kościelnych duchowni działają jak birytualiści (np. kapłani Bractwa św. Piotra): chociaż bowiem ich pierwszym rytem jest ryt przedsoborowy, czyli sprawują sakramenty według ksiąg liturgicznych z 1962 roku, to jednak dla potrzeb duszpasterskich mogą odprawiać także sakramenty i nabożeństwa w rycie posoborowym. Z kolei kapłani Instytutu Dobrego Pasterza, którzy po opuszczeniu FSSPX, podporządkowali się Stolicy Apostolskiej, od niej też uzyskali pozwolenie do wyłącznego sprawowania sakramentów i nabożeństw w rycie przedsoborowym.

Z drugiej strony, oprócz duchownych, swoją troskę o Kościół posoborowy wyrażają również wierni świeccy, niezorganizaowni w żadnych formalnych strukturach kościelnych i nieposiadający wykształcenia teologicznego. Podchodzą zatem do wielu zagadnień teologicznych po amatorsku, co nie znaczy, że ich głos winien być lekceważony, o ile rzeczywiście są to osoby otwarte na merytoryczną dyskusję. Niestety, oprócz konstruktywnej krytyki, pojawiają się też głosy agresywne, krytykanckie, a nawet kpiące z hierarchii Kościoła katolickiego. W tego typu opiniach dominuje ideologia tradycjonalistyczna, która – podobnie jak każda inna ideologia – stanowi zbiór poglądów bądź sądów, wyrażających interesy danej grupy, przekonanej, że posiada monopol na prawdę. Dlatego też merytoryczna dyskusja z tego rodzaju osobami jest praktycznie niemożliwa, a ich ideologiczna postawa wobec kwestii tradycjonalizmu zniechęca, a wręcz odpycha katolików, którzy byliby chętni do zapoznania się z nauczaniem i liturgią przedsoborowego Kościoła rzymskokatolickiego. Ze względu na to, iż osoby świeckie uważające się za tradycjonalistów nie są zorganizowane w jakieś struktury kościelne, dlatego nie można wydać jednoznacznego sądu o ich lojalności czy posłuszeństwie wobec Stolicy Apostolskiej. Z pewnością są wśród nich tacy, którzy nie krytykują najwyższej władzy Kościoła katolickiego.

Natomiast przechodząc do omówienia stanowiska FSSPX wobec reform posoborowych, należy najpierw zaznaczyć, iż status jego członków wobec Kościoła katolickiego nie jest, jak dotąd, ujednolicony. Zgodnie bowiem z oficjalnym stanowiskiem Kościoła katolickiego, opublikowanym przez rzymską Kongregację do spraw Biskupów, abp M. Lefebvre i bp A. Castro de Mayer wraz z wyświęconymi przez nich na biskupów czterech księży wpadli w ekskomunikę za konsekrowanie biskupów bez upoważnienia papieskiego. Z kolei kapłani wyświęceni przez abpa M. Lefebvre’a mają status księży-tułaczy i dlatego nie wolno im spełniać funkcji kapłańskich. Ważnie, choć w sposób niegodziwy, są oni w stanie sprawować jedynie trzy sakramenty: chrzest, Eucharystię i namaszczenie chorych. Kongregacja ds. Biskupów w tym kontekście orzekła wręcz, iż "uczestnictwo w tych sakramentach jest obiektywnie niedozwolone, gdyż są one celebrowane przez kapłanów nie będących w całkowitej komunii z Kościołem, będąc w ten sposób motywem ciężkiego skandalu i przyczyną podziału we wspólnocie kościelnej. Do uczestnictwa w tych sakramentach wierni są upoważnieni jedynie w przypadku prawdziwej konieczności".

Natomiast w odniesieniu do osób świeckich, Papieska Rada do spraw Interpretacji Tekstów Prawnych orzekła, iż "w duszpasterskiej działalności nie będzie wszakże łatwą rzeczą ocenić sytuację tych osób. Będzie trzeba wziąć pod uwagę przede wszystkim intencję danej osoby i zobaczyć, czy takie uczestnictwo jest zewnętrznym wyrazem dyspozycji wewnętrznej. Zaleca się, aby takie sytuacje zostały oceniane w indywidualny sposób". A zatem, wydawać by się mogło, że w sensie ścisłym schizmatykami są tylko ci, którzy udzielali i przyjęli święcenia biskupie bez mandatu papieża. A jednak Papieska Rada do spraw Interpretacji Tekstów Prawnych wprost stwierdziła, iż "dopóki nie pojawią się zmiany, będące w stanie przywrócić tę „nieodzowną komunię”, cały ruch lefebvrowski powinien być uważany za schizmatycki, na podstawie tych formalnych deklaracji wydanych przez najwyższy autorytet". Z kolei na zapytanie, czy wierny świecki może uczestniczyć w niedzielnej Mszy św. odprawianej przez kapłana FSSPX, Papieska Komisja „Ecclesia Dei” dnia 5 września 2005 roku udzieliła wymijającej odpowiedzi. Orzekła jednak przy tej okazji, że kapłani Bractwa są suspendowani, a samo Bractwo nie jest w pełnej jedności ze Stolicą Apostolską.

Ta niejednoznaczność orzeczeń Stolicy Apostolskiej jest wykorzystywana przez FSSPX do udowadniania, że nie jest ono schizmatyckie. Zwolennicy Bractwa utrzymują, że abp M. Lefebvre nie wpadł w ekskomunikę, ponieważ działał on z konieczności. A w takiej sytuacji, zgodnie z obowiązującym obecnie prawodawstwem Kościoła rzymskokatolickiego, dwaj konsekratorzy i wyświęceni na biskupów czterej kapłani Bractwa albo nie powinni podlegać żadnej karze, albo w najgorszym wypadku powinna ona być złagodzona lub zastąpiona pokutą. Do takiej opinii ustosunkowała się także Papieska Rada do spraw Interpretacji Tekstów Prawnych: "W szczególności nie wydaje się prawdopodobna do przyjęcia sama możliwość znalezienia okoliczności, które łagodziłyby czy pomogły w orzeczeniu nie poczytania tego faktu jako przestępstwa (kan. 1323-1324). Jeśli chodzi o sytuację konieczności, w której miałby się rzekomo znaleźć M. Lefebvre, należy pamiętać, że taka sytuacja musi istnieć w sposób obiektywny i że konieczność konsekracji biskupów wbrew woli papieża, głowy Kolegium Biskupiego, nie zdarza się nigdy".

Jednak FSSPX nie daje za wygraną. Przykładem może być list przełożonego FSSPX w Polsce, ks. Karla Stehlin z dnia 18 stycznia 2008 roku, skierowany do abpa Tadeusza Gocłowskiego, który wcześniej w swoim liście pasterskim ostrzegł wiernych archidiecezji gdańskiej przed działalnością FSSPX. W swojej odpowiedzi ks. K. Stehlin napisał: "wyświęcenie biskupów bez zgody papieża jest niewątpliwie aktem nieposłuszeństwa, dodam z całą mocą, nieposłuszeństwa uzasadnionego i wręcz w stanie konieczności obowiązkowego. Nie jest jednak schizmą". "Konsekrowani przez abpa M. Lefebvre'a i bpa A. de Castro Mayera biskupi nie zrobili nic co stwarzałoby choćby pozór schizmy. Są to biskupi pomocniczy. Nie posiadają jurysdykcji zwyczajnej". Z kolei w uzasadnieniu wybudowania kościoła na terenie archidiecezji gdańskiej, tak ks. K. Stehlin pisze do abpa T. Gocłowskiego: "Jesteśmy na terenie jednej z parafii archidiecezji gdańskiej, dlatego w zakrystii naszego kościoła wisi także portret Waszej Ekscelencji. Wybudowaliśmy ten kościół bez zgody Waszej Ekscelencji ponieważ prosili o to wierni, którzy w swoich parafiach nie znajdowali ani tradycyjnych obrzędów sakramentów świętych, ani tradycyjnej Ofiary Mszy świętej, ani tradycyjnej, integralnej nauki katolickiej. Niechęć, pisząc najłagodniej, Waszej Ekscelencji do katolików wiernych Tradycji jest sprawą powszechnie znaną. Dlatego też byliśmy zmuszeni wznieść kościół w Gdyni bez zgody Księdza Arcybiskupa.

A zatem, wykorzystując niejednoznaczność niektórych orzeczeń Stolicy Apostolskiej w sprawie FSSPX, Bractwo interpretuje akt nieposłuszeństwa abpa M. Lefebvre’a w sposób sobie wygodny, wmawiając katolikom, że o żadnym akcie schizmatyckim nie może być mowy. Propaguje ono zatem relatywizm prawny i niewiele sobie robi z oficjalnych orzeczeń Kościoła katolickiego. W podobny sposób postępuje także wywodzące się z Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego Bractwo Kapłańskie św. Jozafata Kuncewicza (FSSJK). Jego przełożony, ks. Bazyli Kowpak, został ekskomunikowany, a karę tę potwierdziła Kongregacja Nauki Wiary 30 października 2007 roku. Natomiast samo to Bractwo stara się wykazać, iż nie dopełniono wszystkich procedur prawnych, aby nałożenie tej kary mogło być uznane za ważne.

 

Stanowiska sedewakantystyczne

Przedstawiciele stanowisk sedewakantystycznych dzielą się na dwie zasadnicze grupy. Pierwsza z nich to sedewakantyści w sensie ścisłym, czyli ci, którzy uważają, iż po zatwierdzeniu orzeczeń Soboru Watykańskiego II kolejni papieże popadli w herezję i dlatego od czasów Jana XXIII lub Pawła VI Stolica Apostolska jest nieobsadzona. Natomiast obecnie nie ma kompetentnej władzy, która właściwie mogłaby uzdrowić całą tę sytuację i obsadzić Stolicę Rzymską. Z kolei druga grupa to zwolennicy konklawizmu: postanowili oni zaradzić zaistniałemu wakatowi Stolicy Apostolskiej w ten sposób, że sami ustanowili nowych papieży, którzy właściwie z katolickiego punktu widzenia są antypapieżami.

Zwolennicy sedewakantyzmu powołują się zwykle na opinię św. Roberta Bellarmina SJ (1542-1621), który stwierdził, że "papież, który w sposób jawny jest heretykiem przestaje być papieżem i głową [Kościoła], tak samo jak przestaje być chrześcijaninem i członkiem Ciała Kościoła. A dla tego powodu może być osądzony i ukarany przez Kościół. Jest to opinia wszystkich starożytnych Ojców, którzy uczą, że jawni heretycy tracą natychmiast wszelką jurysdykcję". Niektórzy również odwołują się do Kodeksu Prawa Kanonicznego z 1917 roku, który stanowił, iż "przez milczącą rezygnację wszystkie urzędy winny być opróżnione na mocy samego prawa (ipso iure) i bez żadnej deklaracji, jeżeli członek stanu duchownego: (…) 4. odstąpi publicznie od wiary katolickiej" (kan. 188, nr 4).

W Polsce stanowisko sedewakantystyczne prezentuje ks. Rafał Trytek. Choć został on wyświęcony na kapłana w FSSPX w czerwcu 2005 roku, to jednak już 2 lutego 2006 w swojej deklaracji zajął zdecydowanie pozycję sedewakantystyczną. Skontaktował się on z sedewakantystycznym biskupem słowackim Oliverem Oravcem, który warunkowo (sub conditionem) udzielił mu ponownie chrztu i święceń z uwagi na poddawnie w wątpliwość ważności sakramentów przez nurt sedewakantystyczny.

W swojej deklaracji ks. R. Trytek zarzucił najpierw obecnemu posoborowemu Kościołowi katolickiemu głoszenie potępionych wcześniej nauk, takich jak wolność religijna, indyferentyzm religijny, koncepcja Kościoła Chrystusowego nie utożsamianego jedynie z Kościołem katolickim, promowanie jednej światowej synkretycznej religii i hołdowanie ideom wolnomularskim. W tym kontekście ks. Trytek stwierdził, iż "jest niemożliwym aby Prawdziwy Kościół Chrystusowy, Jego Hierarchia – Papież i pozostający z nim w łączności biskupi, mogli firmować tę apostazję! Ten, kto chce zachować i wyznawać Wiarę Katolicką musi uznać, że instytucja, która tak obrzydliwe błędy uporczywie rozpowszechnia i publicznie wyznaje, z prawdziwym Kościołem Katolickim nie ma nic wspólnego, a jej przywódca, aktualnie Joseph Ratzinger, nie jest dla katolików legalnym autorytetem i nie posiada też nad nimi żadnej władzy jurysdykcyjnej. Oznacza to, iż nie jest on prawdziwym Papieżem, Namiestnikiem Chrystusa na Ziemi, Następcą św. Piotra w prymacie, lecz jedynie uzurpatorem i okupantem Stolicy Piotrowej, tak jak jego modernistyczni poprzednicy, którzy heretycką naukę tzw. II Soboru Watykańskiego przyjęli, potwierdzili, zadekretowali i wprowadzili w życie. W przeciwnym bowiem razie Kościół Chrystusowy okazałby się omylny, zniszczalny i skalany, co byłoby sprzeczne z obietnicą Pana Jezusa, że „bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16, 18)".

Niektóre grupy sedewakantystyczne zdecydowały się jednak na wybór nowego papieża. Obecnie wiadomo co najmniej o pięciu takich antypapieżach (Grzegorzu XVII, dwóch Piotrach II, Piusie XIII i Michale I). Są to oczywiście grupy bardzo marginalne, mające wręcz charakter sektancki. Z drugiej strony grupy te wzajemnie się wyklinają i zarzucają sobie nieortodoksyjność. Zwykle antypapież w tych grupach był wybierany w ramach konklawe, choć bywało, że został wyznaczany w wyniku rzekomej nadprzyrodzonej ingerencji. Trzeba również dodać, iż wiele grup konklawistów ma swoich ważnie wyświęconych biskupów dzięki sedewakantystycznemu, wietnamskiemu abpowi Peterowi Martinowi Ngô-Ðinh Thucowi, który od lat 70. XX w. kilkakrotnie wyświęcał biskupów bez mandatu papieskiego, za co naprzemian wpadał w karę ekskomuniki zastrzeżonej Stolicy Apostolskiej, a następnie starał się pojednać z Rzymem.

 

Co począć z reformami dogmatyczno-liturgicznymi Piusa XII?

Zwykle przedstawiciele wyżej omówionych nurtów tradycjonalistycznych koncentrują się na krytyce reform Soboru Watykańskiego II, pomijając milczeniem pierwsze istotne reformy dogmatyczno-liturgiczne, które miały miejsce już za pontyfikatu Piusa XII. Ta prawda zdaje się jednak być dla większości nurtów tradycjonalistycznych bardzo niewygodna. I tak, Pius XII w Konstytucji apostolskiej "Sacramentum ordinis" (1947) uroczyście stwierdził, iż "jedyną materią wyższych święceń diakonatu, prezbiteratu i biskupstwa jest wkładanie rąk; formą zaś, także jedyną, są słowa określające dokładniej zastosowanie tej materii." A zatem, orzeczenie to stoi w jawnej sprzeczności z treścią Bulli unii z Ormianami "Exultate Deo" Soboru Florenckiego (1439) i Bulli unii z Koptami "Cantate Domino" (1442), które określiły, iż do istoty sakramentu święceń należy przekazanie instrumentów ("traditio instrumentorum"). A przecież zdaniem wielu nurtów tradycjonalistycznych powyższe orzeczenia zawarte w obydwu tych bullach mają rangę dogmatu.

Dalej Pius XII napisał: "władzą Naszą Apostolską oświadczamy oraz – jeśli kiedykolwiek inaczej było prawomocnie ustalone – postanawiamy, że wręczenie instrumentów (traditio instrumentorum) przynajmniej na przyszłość nie jest konieczne do ważności wyższych święceń diakonatu, prezbiteratu i biskupstwa". Jak zatem zwolennicy tych nurtów tradycjonalistycznych, które nie przyjmują nauki Soboru Watykańskiego II, a uznają reformy Piusa XII, mogą godzić te dwa sprzeczne orzeczenia? Gdyby bowiem orzeczenia dwóch powyższych bulli miały rangę dogmatu, to Pius XII byłby heretykiem.

W 1953 roku Pius XII skrócił i złagodził post eucharystyczny, który dotąd trwał od północy i był tak surowy, że nawet spożycie najmniejszej ilości wody powodowało jego złamanie. W uzasadnieniu ograniczenia trwania postu do trzech godzin i pozwolenia na picie wody czy zażycie lekarstwa przed przyjęciem Komunii św., papież napisał m.in.: "Trzeba tu wreszcie podkreślić, że nowe czasy i szczególniejsze warunki obecne wprowadziły w życie i działalność ludzi tyle różnych nowych zmian, oraz wiele różnych nowych trudności, które mogą chrześcijanom przeszkodzić w uczestnictwie w Boskich Misteriach, albo utrudnić to uczestnictwo, gdyby chrześcijanie musieli, tak jak dotąd, zachowywać prawo postu Eucharystycznego". Czyż nie są to te same argumenty, którymi posługiwali się uczestnicy Soboru Watykańskiego II?

W wyniku złagodzenia dyscypliny postu eucharystycznego Pius XII zezwolił też na sprawowanie Mszy św. wieczornej. A taka zmiana jest przecież wprost sprzeczna z Kodeksem Prawa Kanonicznego z 1917 roku (kan. 821 § 1), który stanowił, iż Msza św. winna się rozpoczynać nie wcześniej niż na godzinę przed świtem i nie później niż o godzinie 13.00. Wyjątkiem była jedynie Pasterka w noc Bożego Narodzenia (por. kan. 821 § 2-3). A przecież zwolennicy wielu nurtów tradycjonalistycznych dogmatyzują treść Kodeksu Prawa Kanonicznego z 1917 roku w ten sposób, że uważają za pełen błędów, jeśli już nie wprost heretycki, Kodeks Prawa Kanonicznego z 1983 roku. Czy zatem Pius XII miał prawo dokonać tak znaczących reform? Czy złagodzenie postu eucharystycznego i wprowadzenie Mszy św. wieczornej nie powinno być w tych środowiskach postrzegane jako znaczące umniejszenie kultu należnego Najświętszemu Sakramentowi i jednocześnie hołdowanie ludzkiemu wygodnictwu i liberalizmowi?

Z kolei w uzasadnieniu przywrócenia celebrowania Mszy św. Wieczerzy Pańskiej w Wielki Czwartek, liturgii Męki Pańskiej w Wielki Piątek i Wigilii Paschalnej w godzinach popołudniowych lub wieczornych, św. Kongregacja Obrzędów w 1955 roku stwierdziła, iż o takiej właśnie porze były one pierwotnie sprawowane. "Natomiast w średnich wiekach zaczęto z różnych przyczyn czas tych liturgicznych czynności tak uprzedzać, że pod koniec średniowiecza wszystkie te liturgiczne czynności przeniesiono na godziny poranne, nie bez szkody dla liturgicznego ich znaczenia, i nie bez zamieszania między opowiadaniem Ewangelii, a odnośnymi tekstami liturgicznymi". A zatem, argumentem tej reformy był powrót do starożytności chrześcijańskiej, do której również odwoływał się Sobór Watykański II, a także dziś powołują się na ten sam argument chociażby zwolennicy Komunii św. na rękę.

Ponadto św. Kongregacja Obrzędów zarządziła, iż "wstrzymanie się od mięsa i post w okresie Wielkiego Postu, które dotąd według kan. 1252, § 4 w Wielką Sobotę kończyły się po południu, w przyszłości będą się kończyły o północy tej samej Wielkiej Soboty". Tym samym znów zmienione zostały ustalenia zawarte w Kodeksie Prawa Kanonicznego z 1917 roku, tak dogmatyzowane przez wiele nurtów tradycjonalistycznych. Z kolei uproszczenie rubryk w liturgii Wielkiego Tygodnia winno być odczytane przez te nurty jako pierwszy krok ku jej protestantyzacji.

Tradycjonaliści w pełni zjednoczeni ze Stolicą Apostolską uznają reformy Piusa XII oraz przynajmniej tolerują, jeśli nie w sposób całkowity akceptują, orzeczeń Soboru Watykańskiego II. Dlatego też spośród wszystkich nurtów tradycjonalistycznych reprezentują oni stanowisko najbardziej konsekwentne. Natomiast najmniej konsekwentne zdaje się być stanowisko FSSPX, FSSJK oraz niektórych sedewakantystów i konklawistów, którzy w pełni akceptują reformy Piusa XII, odrzucając jednocześnie reformy Soboru Watykańskiego II. W ten sposób starają się oni wykazać, że źródłem wprowadzenia nieortodoksyjnych innowacji w Kościele rzymskokatolickim był właśnie Sobór Watykański II.

Natomiast stanowisko pośrednie zajmują niektóre grupy sedewakantystów oraz część konklawistów: odrzucają oni bowiem reformy Piusa XII, traktując je jako pierwszy krok do modernistycznej liturgii, ale samego papieża nie potępiają. Co więcej, starają się go usprawiedliwić w ten sposób, że sam Pius XII był ortodoksyjnym papieżem, ale został otoczony i wprowadzany w błąd przez swoich modernistycznych doradców. W tym kontekście powstaje jednak pytanie: dlaczego zwolennicy tego poglądu stanęli w połowie drogi i nie odważyli się na wyciągnięcie wniosku, że to już Pius XII wpadł w herezję i odtąd Stolica Apostolska była nieobsadzona?

Wydaje się, iż głównym powodem, dla którego nie zdecydowali się oni na wyciągnięcie tak śmiałego wniosku był fakt, iż Pius XII w 1950 roku w Konstytucji apostolskiej Munificentissimus Deus ogłosił dogmat o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny. Jakże więc można by zarzucić wprost herezję takiemu papieżowi? Dlatego też wygodniej jest głosić tezę, że pontyfikat Piusa XII stanowił ledwie preludium do modernistycznych innowacji Soboru Watykańskiego II i w związku z tym wystarczy odrzucić tylko reformy wprowadzone przez tegoż papieża.

 

 

Ile jest nowinkarstwa w tradycjonalizmie?

Odpowiadając na powyższe pytanie, należy najpierw zauważyć, iż tradycjonalizmowi rozumianemu jako niechętne przyjęcie albo odrzucenie części lub całości orzeczeń lub reform Soboru Watykańskiego II, trudno przychodzi uwolnienie się od nowinek, które nie tylko związane są z posoborowym Kościołem katolickim, ale również ze współczesnymi trendami kulturowymi (np. postmodernizmem). Spośród powyżej przedstawionych grup wydaje się, iż najbardziej na miano tradycjonalistów zasługują ci, którzy są przywiązani do tradycji Kościoła przedsoborowego i jednocześnie są oni oficjalnie w pełnej jedności ze Stolicą Apostolską. Ich działalność w Kościele może być pożyteczna, gdyż w sposób konstruktywny i merytoryczny poddają oni krytyce te niepożądane zjawiska w Kościele posoborowym, które poczyniły i nadal czynią znaczne szkody dla wiary i moralności katolików.

Z drugiej strony katolikom przywiązanym do tradycji przedsoborowej powinno zależeć na tym, aby stanowili oni w Kościele katolickim niewielką, elitarną grupę. Albowiem nadmierne rozprzestrzenienie się tego nurtu w Kościele mogłoby odnieść skutek odwrotny od zamierzonego. Warto bowiem zauważyć, iż im więcej kapłanów będzie sprawować sakramenty według ksiąg liturgicznych z 1962 roku, tym więcej pojawi się w tym rycie nadużyć liturgicznych. W ten sposób liturgia przedsoborowa, zamiast zawyżyć poziom celebracji w Kościele katolickim, sama może stać się miejscem uprawiania „radosnej twórczości” przez celebransów i wiernych, żądnych nowych wrażeń estetycznych.

Natomiast analizując poglądy sedewakantystów, można by na pierwszy rzut oka odnieść wrażenie, że to oni są jedynymi prawdziwymi tradycjonalistami: przecież w swoich poglądach są konsekwentni, gdyż stwierdzili fakt popadnięcia papieży posoborowych w herezję, co oznacza, iż tym samym Stolica Apostolska jest nieobsadzona. I w tym miejscu owa konsekwencja się kończy. Pojawia się bowiem pytanie: jak zapobiec przedłużaniu się tego wakatu, który jest przecież sytuacją nadzwyczajną w Kościele katolickim? Część sedewakantystów odpowiadając na to pytanie, jest przekonana, że nikt właściwie nie może uzdrowić tej sytuacji. Jedyne, co pozostało, to udowodnienie, że Kościół katolicki może funkcjonować i bez papieża. Jednak w takiej sytuacji dogmat o nieomylności i prymacie Biskupa Rzymu staje się odtąd czystą teorią, a sam sedewakantyzm prowadzi do stagnacji w nauczaniu Kościoła, gdyż nie będzie już więcej soborów powszechnych ani ogłaszania dogmatów.

Inni sedewakantyści wyszli z założenia, iż skoro mogli stwierdzić fakt wakatu Stolicy Apostolskiej, to mogą także wybrać nowego papieża. I znów, wydaje się na pierwszy rzut oka, iż takie stanowisko, zwane konklawizmem, jest jak najbardziej konsekwentne. Z drugiej strony poprzez fakt wyboru antypapieża taka grupa sedewakantystyczna posiada znikomy zasięg oddziaływania i wręcz przybiera charakter sekty. Poza tym dla zwolenników sedewakantyzmu niełatwa pozostaje odpowiedź na pytanie, która władza kościelna jest kompetentna do stwierdzania faktu wakatu Stolicy Apostolskiej i ewentualnego wyboru nowego papieża.

Natomiast członkowie i sympatycy FSSPX oraz FSSJK, którzy chcieliby wręcz uchodzić za jedynych prawdziwych tradycjonalistów, najmniej mają z tradycjonalizmem wspólnego. Pokazało to już powyższe zaprezentowanie stanowiska tychże Bractw. Właściwie w tym kontekście trudno nie zgodzić się z następującym zarzutem skierowanym do FSSPX przez sedewakantystycznego ks. R. Trytka: "Odrzucam system FSSPX, w którym uznawanie Papieża jest czysto iluzoryczne, w którym Papież posiada prymat li tylko honorowy (…). Natomiast „właściwym i legalnym” autorytetem dla Bractwa, rozstrzygającym ostatecznie co katolik w nauczaniu „kościelnym” ma uznać, a co winien odrzucić, jest Przełożony Generalny FSSPX". Z kolei uprawiana przez FSSPX ideologia „uzasadnionego nieposłuszeństwa” wobec Stolicy Apostolskiej równie dobrze może usprawiedliwić postępowanie ks. Marcina Lutra, ks. Jana Kalwina, ks. Franciszka Hodura i im podobnych. Natomiast hołdowanie zasadzie „uznajemy obecnego papieża, ale się go nie słuchamy” prowadzi wręcz do propagowania anarchii w Kościele katolickim oraz aprobuje pozytywizm prawny i relatywizm. A zatem, FSSPX i FSSJK uprawia dogmatyczno-prawne „widzi mi się” i tym samym stosuje nowinkarskie metody w imię rzekomej obrony tradycjonalizmu (cel uświęca środki!?).

Podsumowując niniejszą refleksję, należy stwierdzić, iż tradycjonalizm spełnia swoją pożyteczną rolę tylko wtedy, gdy jest on jednocześnie krytyczny, konstruktywny, twórczy i w pełni posłuszny wobec Stolicy Apostolskiej. W przeciwnym zaś razie można co najwyżej mówić o większej bądź mniejszej karykaturze tradycjonalizmu, która w dużej mierze zgodna jest z tezą potępioną przez papieża Piusa IX: "Biskupi Rzymscy i Sobory powszechne wykroczyły poza granice swej władzy, domagały się dla siebie praw władców i nadto pobłądziły w określaniu spraw wiary oraz obyczajów".

 

 „Przegląd Powszechny” 5/1041: 2008 s.73-88.

Możesz również polubić…