Misja jest namiętnością

Autor: o. Fabian Błaszkiewicz SJ

 

Uznanie, że coś było porażką w twoim życiu i pogodzenie się tym jako z wolą Bożą, jest nieporozumieniem. Chrześcijanin jest powołany do zwycięstwa. Jeśli nie ma na coś wpływu – wyciąga wnioski, pyta Boga, co w tej sytuacji robić i… idzie dalej. Nie poddaje się z byle powodu, bo wie, że jego misja warta jest walki.

 

– Dlaczego Jezus, aby wypełnić swoją misję, przyszedł na świat w ciele? Przecież mógł pojednać świat z Ojcem w inny sposób?

Stawiając takie pytanie, automatycznie sobie odpowiadasz – że Jezus przyszedł na świat, by pojednać świat z Ojcem. Większość chrześcijan zakłada, że misja Jezusa powstała w czasie, czyli dopiero wówczas, gdy ludzie zgrzeszyli w raju. Sformułowanie, że Jezus przyszedł pojednać – oznacza, że ktoś coś popsuł i teraz trzeba to naprawić. Ale to dopiero część prawdy, bo w wielu fragmentach Pisma jest powiedziane, że Bóg zamierzył przyjście Jezusa na świat, zanim jeszcze stworzył ludzi.

O misji Jezusa św. Paweł w Drugim Liście do Koryntian mówi tak: „Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe” (2 Kor 5, 17). Rzeczywiście, pojednanie świata z Bogiem tu się dokonało, ale zauważ, dlaczego się dokonało – bo „dawne minęło, a oto wszystko stało się nowe”. Bóg stworzył człowieka jako istotę dobrą, ale niedokończoną. Dopełnienia tego aktu stworzenia miał dokonać dopiero wcielający się w człowieka Bóg, czyli Chrystus. On przyszedłby na ziemię, nawet gdyby ludzie nie zgrzeszyli – ponieważ Jego przyjście w ciele jest czymś więcej niż spłaceniem naszego długu i zwróceniem nam niewinności. Jego kenoza, Jego ubóstwo ma nas prowadzić do ubóstwienia – o tym często mówił Jan Paweł II. Ale nie chodzi tu o takie ubóstwienie, jakie proponuje New Age (gdzie człowiek ma sobie uświadomić, że sam jest bogiem), lecz o wejście w prawdziwą jedność i komunię z Bogiem. Tak więc, dzięki dziełu Chrystusa my nie dochodzimy z głębokiego minusa do zera – ale z tego zera wychodzimy na plus nieskończoność! Gdybyśmy nie zgrzeszyli, to od czasu naszych pierwszych rodziców do przyjścia na świat Pana Jezusa – może od zera byśmy już doszli do siódemki? Pan Jezus daje nam więc teraz „kosmicznego kopa”, dzięki któremu możemy się oderwać od Ziemi i przy prędkości 3 czy 4 G wylecieć w kosmos.

– Niektórzy twierdzą, że misją chrześcijan jest przygotowanie świata na powtórne przyjście Jezusa Chrystusa. Według nich świat skończy się dopiero wtedy, gdy „każdy język wyzna, że Jezus jest Panem”, a wtedy Chrystus powróci…

To jest ewidentne nawiązanie do Listu do Filipian, który mówi jednak zupełnie o czymś innym i wcale nie twierdzi, że świat się skończy, kiedy każdy język wyzna Jezusa. W Liście do Filipian powiedziane jest, że po śmierci krzyżowej i po zmartwychwstaniu Bóg Chrystusa „nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest PANEM – ku chwale Boga Ojca” (Flp 2, 9-11). Wierzyć w Jezusa Chrystusa oznacza zaufać Mu i powierzyć się Mu. Demony, które ani Mu nie wierzą, ani Mu się nie powierzają – łaski robić nie będą, tylko też padną na kolana i też będą wyznawać, że Jezus Chrystus jest Panem. Bóg przez sam fakt ostatecznego objawienia się Chrystusa jako Pana zmusi każdy język do mówienia prawdy.

 

– Jaka jest więc misja nas, chrześcijan?

Paweł w 2 Liście do Koryntian widzi dwa zadania stojące przed chrześcijanami. Po pierwsze: zawsze, w każdej sytuacji zwyciężać. Po drugie: wszędzie roznosić woń poznania Chrystusa (por. 2 Kor 2, 14). Święty Paweł jest niesamowitym realistą, pisząc: „Jesteśmy bowiem miłą Bogu wonnością Chrystusa” (2 Kor 2, 15a) – czyli Bóg się cieszy z tego, co robimy, poznając Chrystusa, bo pachniemy Nim. Ale mówi też, że jesteśmy wonią, którą czują wszyscy inni. Dla jednych jest to zapach śmiercionośny, bo idą na zatracenie, dla drugich – zapach ożywiający, bo idą ku zbawieniu. Paweł mówi do nas tym samym: „Macie pachnieć. A jeśli ktoś się od tego zapachu zakrztusi i padnie, to sam tak wybrał” (por. 2 Kor 2, 15.16). Dla jednych to, że poznałaś Chrystusa i dzielisz się z nim tym poznaniem – będzie pachnieć tak, jak o. Pio pachniał fiołkami. A do drugiego podejdziesz, podzielisz się z nim Chrystusem – i dla niego to będzie Cyklon B.

– Czym różni się misja uczniów Chrystusa od misji apostołów?

„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16, 15) – to Pan Jezus mówi do Apostołów. A potem mówi o ludziach, którzy odpowiedzą na ich głoszenie: „Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 16). „Tym zaś, którzy uwierzą” – pod wpływem tego przepowiadania – „te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą…” (Mk 16, 17) – to już oni, nie wy! „Wy idźcie na cały świat i głoście Ewangelię”. A oni będą wyrzucać złe duchy, oni będą mówić nowymi językami, oni węże brać będą do rąk, na chorych ręce kłaść będą i ci odzyskają zdrowie (por. Mk 16, 17.18). Dlatego św. Paweł, kiedy mówi o służbie, np. w Pierwszym Liście do Koryntian – posługę apostoła odróżnia od posługi charyzmatycznej. „I tak ustanowił Bóg w Kościele najprzód apostołów, po wtóre proroków, po trzecie nauczycieli, a następnie tych, co mają dar czynienia cudów, wspierania pomocą, rządzenia oraz przemawiania rozmaitymi językami. Czyż wszyscy są apostołami? Czy wszyscy prorokują? Czy wszyscy są nauczycielami? Czy wszyscy mają dar czynienia cudów? Czy wszyscy posiadają łaskę uzdrawiania? Czy wszyscy przemawiają językami? Czy wszyscy potrafią je tłumaczyć?” (1 Kor 12, 28-30). Pierwszą podstawową posługą jest posługą apostolska, to jest posługa głoszenia Ewangelii dla zbawienia człowieka. Ale apostołem jest tylko ten, kto głosi Ewangelię Chrystusa taką, jaką ona jest – a nie to, co on uważa za Ewangelię.

– To Odnowa trochę nadużywa pojęć, mówiąc, że każdy jest powołany do głoszenia Ewangelii?

Tu mieszają się dwie koncepcje, bo niektórzy już mówienie świadectwa nazywają ewangelizacją. W szerokim sensie z tym się zgodzę – ale w tym sensie ewangelizacją jest nawet, gdy pięć smutnych osób wyjdzie na ulicę i zrobi pantomimę, której nikt nie ogląda. To też jest ewangelizacja, natomiast nie da się tego nazwać bezpośrednim głoszeniem Ewangelii.

Podobnie gdy ktoś opowiada, jak Chrystus działa w jego życiu – ewangelizuje, ale jeszcze nie głosi Ewangelii. To są dwie różne rzeczy. Inaczej mówiąc, wszyscy jesteśmy powołani do dawania świadectwa Chrystusowi działającemu w naszym życiu, ale apostoł to ten, kto głosi Chrystusa żywego i prowadzi do wiary. Po nim idzie nauczyciel, czyli ktoś, kto katechizuje i utwierdza w wierze tych, którzy wiarę już przyjęli.

– A czy obietnice, o których czytamy w zakończeniu Ewangelii św. Marka – nowymi językami mówić będą, na chorych ręce kłaść będą – są wezwaniem do służby charyzmatycznej skierowanym do każdego chrześcijanina?

To jest osobisty wybór chrześcijanina, czy chce żyć według tego rodzaju duchowości, czy nie. I nie jest do tego potrzebny chrzest w Duchu Świętym, ale wiara i zwykły chrzest. A Dzieje Apostolskie świadczą o tym, że nawet nie chrzest, ale wiara. Gdy św. Piotr w domu Korneliusza głosił Ewangelię, to Duch Święty zaczął działać w obecnych, bo uwierzyli. Patrząc, jak prorokowali i mówili językami – na podstawie tych zjawisk charyzmatycznych św. Piotr stwierdził: uwierzyli i dostali Ducha? To co stoi na przeszkodzie, żeby ich ochrzcić! I ochrzcił ich.

– A jeśli ktoś rozpoczął jakieś dzieło, do którego czuł się wezwany, ale doświadczył klęski, czy może uznać, że to nie była jego misja? Na przykład źle ją rozeznał?

Chrześcijanie, którzy rozważają klęski, to paradoks. Oczywiście, że mogą i muszą się pojawić w życiu chrześcijan klęski, bo jak mówi św. Paweł – przez wiele trudów i zmagań trzeba nam dojść do Królestwa Niebieskiego. Ale on mówi, że gdy jakaś kłoda pod nogi jest ci rzucona – to jest wyzwanie, żeby tym bardziej pokazać, że w każdej sytuacji Bóg daje ci zwyciężać. Gdy ktoś mówi: „Ojejku, chciałem coś zrobić, ale okoliczności zewnętrzne mi nie pozwoliły” i w związku z tym się wycofuje, lub jeszcze mówi, że to krzyż, który Bóg mu dał – to nie jest żadne chrześcijaństwo. Uznanie, że coś było porażką w moim życiu i pogodzenie się z tą porażką jako z wolą Bożą?! Pan Jezus mówi: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mt 16, 24). A naśladowanie Pana Jezusa polega na tym, że się idzie do końca. Przecież Jezus ostatecznie wygrał! Ani kuszenie w Ogrójcu, ani cierpienie, przez które przeszedł, biczowanie, przesłuchania, bicie – nie zatrzymały Go. Wiedział, że to tylko kłody rzucane Mu pod nogi, ale dzięki nim może wspiąć się wyżej. Przecież w Ogrójcu, gdy pocił się krwawym potem, nie uznał, że najwyraźniej taka jest wola Boża i w związku z tym pewnie umrze na anemię…

– To w takim razie co byłoby znakiem tego, że ktoś jest zwolniony ze swojej misji?

Gdy ktoś pyta, co może go zwolnić z misji osobistej, to znaczy, że ma fałszywe wyobrażenie na jej temat. Robi coś, co uważa za misję narzuconą mu przez Boga – a tak naprawdę ona mu się nie podoba, nie cieszy go i nie rozpala. Niech więc szczerze sobie powie, że oszukuje samego siebie i jeszcze wmawia Bogu, że to On każe mu ją wykonywać.

To jest tak, jakby jakiś mężczyzna ze wzajemnością zakochał się w kobiecie. Ona jest przepiękna, inteligentna, mądra, opiekuńcza, troskliwa. Jak się wścieka, to się wścieka, jak kocha, to kocha. I teraz ten człowiek zaczyna rozważać: „Hm, co też mnie może zwolnić z tego związku? Jak sobie żyłem, nikogo nie kochając i rozpaczając z tego powodu, to było naprawdę wspaniałe. Chciałbym do tego wrócić…”. Przecież to absurd! Dlatego nie rozumiem w ogóle tego pytania, bo ono ma się nijak do tego, czym jest misja. Misja jest miłością, pasją – i niech to słowo zabrzmi – jest namiętnością!

 

Z o. Fabianem Błaszkiewiczem SJ rozmawiała Anna Lasoń-Zygadlewicz

 

źródło: http://www.odnowa.jezuici.pl/szum/animatorzy-i-liderzy-mainmenu-34/formacja-duchowa-mainmenu-37/285-misja-jest-namitnoci

Możesz również polubić…