ks. M. Deryło – Dzielić się wiarą jak chlebem

Dzisiejszej niedzieli już trzeci raz z rzędu słuchamy Ewangelii mówiącej o Chrystusie, który nazywa siebie Chlebem Żywym. Tak jakby Pan Bóg chciał nam po raz kolejny przypomnieć o tym, że jest On rzeczywiście obecny pośród swego ludu i że możemy doświadczyć Jego obecności w naszym życiu, zawsze wtedy, kiedy przyjmujemy Komunię świętą.

Dlatego pozostał On pośród nas w prostym znaku chleba, aby łatwiej nam było zrozumieć to, że przychodzi On po to, aby zaspokoić nasz głód, ten fizyczny i ten duchowy. Watro więc często Go przyjmować, dlatego że przez to stajemy się coraz bardziej do Niego podobni.

Znamy dobrze postać Marty Robin, francuskiej mistyczki, która w wyniku choroby na jaką zapadła w młodości, przez ponad pół wieku leżała przykuta do łóżka. Przez cały ten czas nie przyjmowała żadnych pokarmów, tylko każdego dnia żywiła się Komunią Świętą. Była prostą dziewczyną, a po radę do niej przychodziły tysiące ludzi, którzy patrząc na tę cierpiącą kobietę odzyskiwali wiarę. Mam ochotę – mówiła – krzyczeć do tych, którzy zapytują mnie, czy przyjmuję pokarmy, że jem jeszcze więcej niż oni, bo żywi mnie Eucharystia. Mam ochotę powiedzieć im, że oni wstrzymują w sobie efekty tego pokarmu.

My bardzo często nie widzimy w sobie owoców tego, że przychodzi do nas Bóg dlatego, że brakuje nam w to wiary. Potrafimy wierzyć w różne zabobony i przesądy, bożki, jaki sobie znajdujemy przy byle okazji, w magiczną moc różnych przedmiotów, które gromadzimy w naszych domach, a brakuje nam wiary w to, że w Każdej Mszy świętej przychodzi do Chrystus, i że kto będzie spożywał ten chleb, będzie żył na wieki.

Jest taka książka pt.  Z Bogiem w Rosji. Napisał ją ksiądz, który w czasie II wojny światowej został aresztowany przez Sowietów i zesłano do obozu na Sybir. Przebywał tam przez 23 lata, a kiedy udało mu się wreszcie wyjść na wolność postanowił opisać to trudne doświadczenie.

 Wspomina w tej książce głęboką wiarę niektórych więźniów i ich graniczące z bohaterstwem poświęcenie dla Chrystusa. Przejawiało się o­no w mężnym przeżywaniu obozowych udręk, jakimi była ciężka, nadludzka praca, różnego rodzaju choroby, głodu i mróz nie do opisania. Więźniowie ci wiele byli gorliwi poświęcić, byle tylko uczestniczyć w tajnie oprawianej przez tego księdza Mszy św. i przyjąć Chrystusa w Komunii św. Według ówczesnych przepisów kościelnych, aby można było przyjąć komunię św. trzeba było powstrzymać się od jedzenia i picia 24 godziny. Chcąc więc przyjąć komunię wieczorem, nie brali do ust w ciągu dnia nawet kawałka chleba i kropli wody. W ich wypadku było to szczególnym poświęceniem, a mimo to, umieli ponieść ten trud, bo głęboko wierzyli w to, że Chrystus jest Chlebem Żywym, który daje życie światu.

Dzisiaj z łatwością można zaobserwować to, jak ludzie głód swoich pragnień próbują zaspokoić czymś całkiem innym niż Bóg. Często różnymi dobrami materialnymi, które gromadzimy, nie zastanawiając się dłużej nad tym, czy one są nam tak naprawdę potrzebne, czy nie. Niestety, ale głodu ludzkiego serca nie da się zaspokoić żadnymi namiastkami. Im bardziej bowiem ludzie są przesyceni tymi dobrami, które oferuje nasza cywilizacja, tym bardziej odczuwają wewnętrzną pustkę i wewnętrzne pragnienie Boga. 

Zastanawiające jest to, że najwięcej samobójstw nie jest wcale w krajach biednych, ale tych, które żyją w dobrobycie i przepychu, takich jak Szwecja, Szwajcaria, Stany Zjednoczone i Japonia. I to pośród tych najbogatszych społeczeństw jest najwięcej ludzi nieszczęśliwych i niezadowolonych z życia, ludzi którzy utracili nadzieję, zmęczonych i przesyconych życiem, wśród takich, którzy wydawać się może, że mają wszystko – oprócz Boga.

Pozbawieni jakichkolwiek środków do życia więźniowie z obozu pracy na Syberii dobrze wiedzieli, kto może zaspokoić pragnienia ich serc, dlatego przetrwali nawet tak nieludzkie warunki.

Wszyscy jak tutaj dzisiaj jesteśmy, zostaliśmy dzisiaj zaproszeni nie tylko do tego, aby często ten Pokarm przyjmować, ale aby tą wiarą dzielić się tym z innymi.  Bo człowiek, który w swoim życiu doświadcza dobra, nie może się nim nie dzielić. Św. Brat Albert Chmielowski mówił, że człowiek, który kieruje się w życiu wiarą powinien być dobry jak chleb, który leży na stole, i z którego każdy może ukroić kawałek dla siebie.

W 1989 roku zapytano Jana Pawła II, po co jedzie po raz kolejny na światowe spotkanie młodych, skoro tyle razy już w nich uczestniczył. Papież odpowiedział, że jedzie tam po to, aby pozdrowić męczenników trzeciego tysiąclecia.

Dzisiaj przyszedł dla nas czas świadectwa, aby dzielić się z innymi swoją wiarą, bo wielu ludzi w naszych czasach odwraca się od Kościoła. Ale żeby tą wiarą się dzielić, najpierw trzeba ją w sobie mieć, i pamiętać o tym, że wszyscy jesteśmy za nią odpowiedzialni, nie tylko aby nią żyć, ale aby umieć ją przekazać innym. Bo dzisiaj wielu jest takich, którzy może jeszcze do kościoła chodzą, ale są tam bardziej z przyzwyczajenia, niż z wewnętrznego przekonania. Bo nie brakuje ludzi,  którzy tracą wiarę, dlatego potrzeba tych, którzy im tę wiarę zaniosą i do tego zaproszony jest każdy z nas.

 

Ks. Michał Deryło

Możesz również polubić…