Dlaczego potrzebujemy Wniebowzięcia?

Czy to święto i jego wymowa jest na czasie? Czy współczesny człowiek potrzebuje takich uroczystości i czy takie prawdy wiary, jak prawda o Wniebowzięciu mają dzisiaj dla nas jakiś głębszy sens?

Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy. Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej. Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny. Święte jest Jego imię a swoje miłosierdzie na pokolenia i pokolenia [zachowuje] dla tych, co się Go boją. (Łk 1: 46-50)

Gdy Papież Pius XII ogłosił w 1950 roku dogmat o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny, wielu teologów uważało, że jest to decyzja "nie na czasie". To nie znaczy, że ci teologowie nie wierzyli, iż Najświętsza Maryja Panna została wzięta do Nieba wraz ze swoim ciałem. Wiara we Wniebowzięcie pochodzi z bardzo wczesnej epoki chrześcijaństwa. Już 400 lat po śmierci i zmartwychwstaniu Pana Jezusa, cesarz bizantyjski Maurycy polecił je obchodzić jako uroczyste święto – i to właśnie 15 sierpnia.

To pozwala domniemywać, że lokalnie to święto musiało istnieć już wcześniej. A samo przekonanie o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny musiało być obecne w chrześcijaństwie jeszcze wcześniej, zanim pojawiło się osobne święto.

Czy to święto i jego wymowa jest na czasie? Czy współczesny człowiek potrzebuje takich uroczystości i czy takie prawdy wiary, jak prawda o Wniebowzięciu mają dzisiaj dla nas jakiś głębszy sens? Może chodzi tylko o to, byśmy mieli jeszcze jedną okazję do podziwiania cudownego charakteru i nadzwyczajnej miłości Naszej Matki.

W moim przekonaniu to święto przypomina nam także prawdę bardzo bliską naszym pragnieniom. Mówi ono o tym, że człowiek nie jest w pełni szczęśliwy, wręcz nie może być w pełni szczęśliwy żyjąc samym duchem – w swoich myślach, uczuciach, przeżyciach wewnętrznych. To prawda, że człowiek nie żyje samym chlebem. Ale wieczernik to nie tylko rozmowa, ale uczta z Chlebem i Winem. Chleb i Wino stają się Żywym Ciałem Chrystusa. Podobnie było w przypadku spotkana nad Jeziorem Genezaret – to nie tylko rozmowa Chrystusa z Piotrem, ale też i wspólne śniadanie ze świeżo złowionych ryb. Chrystus nie jest bezcielesnym duchem, ale Ciałem Żywym. Jego życie jest pełniejsze niż nasze życie okaleczone grzechem i skazane na przejście przez straszną bramę śmierci.

Ale jest też prawdą wiary i fundamentem Starego oraz Nowego Testamentu, że śmierć nie jest wybawieniem, ale nieszczęściem, karą za grzech Adama, pokutą za grzechy, którą odbędzie każdy człowiek czy tego chce, czy nie chce, czy wierzy w życie po śmierci, czy w to życie nie wierzy. Ta nasza pokuta umierania w kwiecie wieku z powodu choroby lub wypadku czy też umierania w starości w wyniku wyczerpania sił, została w tajemniczy sposób powiązana ze śmiercią Pana Jezusa na krzyżu i to niezależnie od tego czy ktoś Pana Jezusa uznaje, czy nie uznaje za Króla. Dzięki temu powiązaniu jesteśmy wszyscy przeznaczeni do zmartwychwstania, do odrodzenia całej naszej ludzkiej natury. Będziemy kiedyś podobni do Chrystusa, którego Maria Magdalena wzięła za ogrodnika; będziemy podobni do Chrystusa, którego uczniowie wzięli za przygodnego wędrowca do Emmaus; będziemy podobni do Chrystusa, który wraz z Apostołami jadł ryby w wieczerniku a potem, nad Jeziorem Galilejskim, sam te ryby dla Apostołów przygotowywał na śniadanie.

Nieszczęśliwy Hiob wierzył, że będzie kiedyś całkiem zdrów. Siedmiu synów tragicznie doświadczonej matki – których straszliwe tortury opisuje Księga Machabejska – wierzyło, że Bóg przywróci im kiedyś życie, które oni oddali w mękach dla chwały Boga.

Matka Najświętsza w swoim kantyku Magnificat wyrażała wiarę, że kiedyś nastąpi sprawiedliwość, że kiedyś ubodzy zostaną obdarowani szczęściem.

On przejawia moc ramienia swego,

rozprasza [ludzi] pyszniących się zamysłami serc swoich.

Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych.

Głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia.

Ujął się za sługą swoim, Izraelem,

pomny na miłosierdzie swoje

-jak przyobiecał naszym ojcom –

na rzecz Abrahama i jego potomstwa na wieki. (Łk 1, 51-54)

Te wszystkie pragnienia, te wszystkie marzenia, ta cała wiara jest wiarą w powrót do Raju, z którego zostaliśmy kiedyś wypędzeni.

Nasz duch, nasz intelekt i nasza wola mogłyby się połączyć z Bogiem bez pośrednictwa ciała. Ale Bóg stworzył nas jako zwierzęta, podobne pracowitością do pszczół, organizacją pracy do termitów, inteligencją do bobrów, a wyglądem ciała do szympansów. Pan Jezus przyjmując ludzką naturę przyjął na siebie i uwielbił w sobie to podobieństwo do zwierząt. Przez swoje Zmartwychwstanie całym sobą przeszedł do Raju i przygotowuje tam dla nas mieszkanie. Zabrał też do tego Raju Najświętszą Maryję Pannę – całą, z duszą i z ciałem.

Dziś, gdy każde dziecko się uczy, że człowiek nie jest stworzony przez Boga, ale powstał przypadkowo dzięki fluktuacjom materii i że nie ma w nim podobieństwa do Boga a jedynie podobieństwo do szympansa – właśnie dziś prawda o Wniebowzięciu jest bardzo na czasie. Nasze ciało jest jest jednością materii i ducha, jest wyposażone w intelekt zdolny do poznania Stwórcy, jest przeznaczone do poznania Boga i jest przeznaczone do pełnego – nie tylko duchowego – szczęścia w Raju.

Nie po to Bóg nas stworzył byśmy byli zwierzętami, na których się eksperymentuje jak na świnkach morskich czy królikach. Dziecko w łonie matki nie jest zwierzątkiem równym innym zwierzętom, ale jest człowiekiem. To dziecko może odczuwać tak, jak Jan odczuł w łonie swojej matki Elżbiety zbliżenie się Zbawiciela. Ale nawet wtedy, gdy embrionalna postać człowieka jest zbyt mała, by cokolwiek odczuwać, nawet wtedy, gdy ludzkie dziecko jest jedną komóreczką, która dopiero zaczyna się rozwijać ku pełni doskonałości ciała, nawet wtedy ten zarodek jest człowiekiem z ciała i z ducha, choć jest on tego tak nieświadomy, jak człowiek pogrążony w głębokim śnie lub jak człowiek, który broni się przed prawdą o Bogu Ojcu, który nas stworzył z miłości do radości.

Św. Stanisław Kostka mawiał: "do wyższych rzeczy zostałem stworzony". Nie tylko św. Stanisław – my wszyscy, cała ludzkość została stworzona do życia wiecznego i do wiecznego szczęścia w Raju.

Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny przypomina nam te prawdy pocieszające, radosne, optymistyczne. Żaden grzech, nawet grzech Adama, nie może zaszkodzić Bożym planom, które nas uszczęśliwią. Żadna zła wola, nawet zła wola braci, którzy sprzedali Józefa do Egiptu, nie może obezwładnić dobra, które uratowało całą rodzinę Jakuba razem z tymi nikczemnymi, ale potem nawróconymi braćmi.

Dzisiejsza data nam, Polakom, przypomina cud nad Wisłą w 1920 roku. Ksiądz Cz. Bartnik napisał, że wielu żołnierzy armii bolszewickiej miało wizję Najświętszej Maryi Panny osłaniającej swoim płaszczem Warszawę – a ta wizja tak ich przeraziła i wywołała taki popłoch, że zmusiła ich do ucieczki. Ja w to wierzę, choć taka wiara jest dzisiaj niemodna. Gwiżdżę na to i wierzę.

Kościół i jego wiara w cuda, wiara w dogmaty, wiara w Zmartwychwstanie i rajskie życie w Królestwie Niebieskim też jest niemodna – prawie zawsze była niemodna. Już w starożytności bywała wyśmiewana jako zabobon. Ale mody się zmieniają, a Kościół trwa.

Dziś mija 1500 lat od edyktu cesarza Maurycego. Ileż to styli architektury się zmieniło, ileż królestw i państw powstało lub upadło, iluż w tym czasie pojawiło się fałszywych proroków, ileż fałszywych teorii życia! A Kościół trwa i co najmniej od 1500 lat czci Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny.

My Polacy od początku naszej państwowości byliśmy blisko Maryi. Pieśń na Jej cześć – Bogurodzica – jest początkiem naszej literatury i była naszym hymnem narodowym przez 800 lat. Ona nas polubiła. Nie wiem za co. Ale wiem, że jakiś francuski jezuita miał kiedyś objawienie, w którym Ona mu się ukazała. Gdy zapytał, jak ma ją nazywać, odpowiedziała: "Nazywaj mnie Królową Korony Polskiej".

Zajrzyjmy jeszcze raz drugiego czytania wyznaczonego przez Kościół na dzisiejszą Uroczystość.

Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli. Ponieważ bowiem przez człowieka [przyszła] śmierć, przez człowieka też [dokona się] zmartwychwstanie. I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz każdy według własnej kolejności. Chrystus jako pierwszy, potem ci, co należą do Chrystusa, w czasie Jego przyjścia. Wreszcie nastąpi koniec, gdy przekaże królowanie Bogu i Ojcu i gdy pokona wszelką Zwierzchność, Władzę i Moc. Trzeba bowiem, ażeby królował, aż położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy. Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć (1 Kor 15: 20-26).

Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli. To oczywiste, że Chrystus nie umarł w swoim duchu, a tylko Jego ciało zostało zniszczone torturą krzyża. Ponieważ przez człowieka przyszła śmierć, to i przez człowieka dokona się zmartwychwstanie. Czy jest tu mowa tylko o śmierci ducha, czyli o naszym obumieraniu w grzechach? Te słowa nie miałyby sensu, gdyby odnosiły się tylko do ducha. One odnoszą się również do śmierci ciała, do śmierci, która jako ostatni wróg zostanie pokonana.

Najświętsza Maryja Panna jest już po drugiej stronie śmierci. Umarła snem śmierci, ale Aniołowie zanieśli ją do Raju, gdzie Syn dał jej udział w swoim zmartwychwstaniu. Jest teraz żywa i cała w Królestwie swego Syna i pomaga Mu przygotowywać Raj tak, byśmy tam byli zachwyceni i szczęśliwi. Jesteśmy tego niegodni, ale Łaska Boża, Duch Święty nad nami pracuje. Staniemy się godni, bo On nas oczyści od wszelkiej skazy. Więc staniemy kiedyś przed obliczem Stwórcy bez wstydu i bez zażenowania – a wtedy będziemy Go wychwalać razem z Aniołami.

Piotr Lenartowicz SJ

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2809,dlaczego-potrzebujemy-wniebowziecia.html

Możesz również polubić…