Dojrzewanie do posługi charyzmatami

Spotykam dwa skrajne podejścia do służby charyzmatycznej. Pierwsze: „Nie możesz posługiwać, jeśli nie zrobiłeś jeszcze danego kursu”. Drugie: „Skoro mi zabraniają posługiwać we wspólnocie, to będę to robić poza Kościołem, aby nie zaniedbywać dobra”. Pozornie jedna i druga postawa jest troską o dobro, ale obie są niedojrzałe. Istnieje jednak złoty środek, który będzie właściwą drogą dla naszego rozwoju w służbie.

 

 

 

Nasza posługa charyzmatyczna – jak wszystko w życiu – podlega rozwojowi. Osoba, która otrzymuje pierwsze charyzmaty, koniecznie powinna nimi posługiwać. Jasne jest, że będzie przy tym popełniać błędy. Jeśli nie stworzymy jej przestrzeni do posługi – istnieje duże prawdopodobieństwo, że charyzmaty zanikną, ponieważ one rozwijają się przez korzystanie z nich. Jeśli zanikną, to czy Bóg udzieli ich później powtórnie? Nie wiadomo. Może udzieli, może nie. Znam chyba więcej takich przypadków, gdy nie udzielił. Olbrzymią wartością „osoby nowej” jest posługiwanie świeże i nieskażone rutyną. Taki człowiek ma mniejszą skłonności do charyzmatycznego słowotoku lub do operowania hermetycznym językiem duchowym. To olbrzymi plus, choć właśnie z tego powodu czasem nas to denerwuje, bo ta osoba jest „inna niż my”.

 

Zagrożenia debiutanta

Ale taki „debiutant” narażony jest równocześnie na niebezpieczeństwo nadmiernej fascynacji charyzmatami. Zamiast koncentrować się na Bogu – cały może być pochłonięty doświadczeniami duchowymi. A wówczas one stają się ważniejsze od Boga. Chociaż ta osoba nie zdaje sobie z tego sprawy – w praktyce więcej myśli o charyzmatach niż o tym, że służy nimi królestwu Bożemu. Przez formację osobistą i pomoc z zewnątrz (np. animatora we wspólnocie) „młody charyzmatyk” powinien pogłębiać istotę posługi – czyli przechodzić z fascynacji charyzmatem do fascynacji Bogiem. To żaden problem, że na początku bardziej koncentrujemy się na charyzmatach niż na Bogu. Przez taki etap trzeba przejść, podobnie jak narzeczeni muszą przejść etap fascynacji sobą. Po nim dopiero pojawia się etap nieporozumień i odkrywania trudności, a wtedy następuje pewne oczyszczenie. Ważne, żeby pamiętać, że etap fascynacji nie jest powodem do rozstania się tylko dlatego, że nie jest to relacja dojrzała – ona dopiero dojrzewa. Podobnie jest z charyzmatami. Fakt, że pierwsza fascynacja charyzmatami jest jeszcze niedojrzała, nie przeszkadza w tym, żeby nimi posługiwać. Oczyszczenie w posłudze nastąpi, ale nie od razu. Zakochanym często tłumaczy się, że to pierwsza faza ich relacji i dopiero przejrzą na oczy – czego oni często nie przyjmują do wiadomości. Większość ma nadzieję, że tak jak jest teraz, będzie już zawsze. Oj, nie będzie… Posługiwanie „młodych charyzmatyków” nie jest niebezpieczne. Niebezpieczne jest coś innego – gdy ktoś zgasi ich obdarowanie lub jeśli nie uzyskają pomocy, aby w posługiwaniu dojrzewać.

 

Gaszenie obdarowania

Jeśli „świeżynka charyzmatyczna” zostanie zgaszona, to może już do obdarowania nie wrócić. Bóg obdarowuje tę osobę tu i TERAZ. Często jestem świadkiem gaszenia młodych, garnących się do modlitwy o uzdrowienie, posługi uwolnienia, modlitwy wstawienniczej, charyzmatu tłumaczenia lub proroctwa. Rzadziej następuje gaszenie w charyzmatach miłosierdzia np. w pomocy biednym, odwiedzaniu chorych itd. U wielu osób, które zostały „zgaszone” na samym początku, zauważam, że albo dalej rozwijały się na własną rękę (bardzo często korzystając z pomocy protestantów, chociażby przez konferencje w Internecie), albo zupełnie rezygnowały z posługi i stawały się we wspólnocie „jak wszyscy”.

 

Brak pomocy w dojrzewaniu

Jeśli „świeżynka” będzie posługiwać charyzmatami i nie uzyska odpowiedniej pomocy, aby wzrastać – zaczną się problemy. Przez wzrastanie rozumiemy przejście z etapu fascynacji charyzmatami na etap fascynacji rozpoznawaniem woli Bożej i pełnieniem jej. Długoletnie posługiwanie charyzmatami i koncentrowanie się na nich sprawia, że to, co na początku było naprawdę Boże – staje się płaskie i bardzo zewnętrzne. Zamiast schodzić w głąb swojej duszy, gdzie trwa cisza i wpatrywanie się w wolę Bożą, aby za nią kroczyć – człowiek opuszcza swoją duszę. Zamiast wchodzić w głąb, wychodzi z niej i posługa staje się zewnętrzna, ludzka. Mamy wtedy do czynienia z myślami o wyższości nad innymi, przekonaniem o własnej nieomylności (choć nigdy nie jest to wprost nazywane). Nieomylność można rozpoznać po osądzaniu. Osądzanie ludzi dookoła siebie wiąże się z poczuciem: „stoję wyżej od nich, bo lepiej rozumiem daną rzeczywistość”. Jak uniknąć takich błędów? No cóż, wszystkich błędów nie da się uniknąć, trzeba by nic nie robić. Ale „nicnierobienie” też jest błędem. Jak zatem pomóc komuś w rozwoju charyzmatycznym? Należy tę osobę wprowadzić na drogę rozwoju duchowego. Ja osobiście zapraszam na drogę rekolekcji ignacjańskich. To metoda sprawdzona – równie wymagająca, co skuteczna. Rozwój duchowy jest w tym, że obdarowanie będziemy pogłębiać, a nie spłycać. Mamy zejść w głąb duszy, a nie duszę opuszczać. Innymi słowy: mamy płynąć w kierunku głębi, a nie powierzchni. Wielką pomocą w tym będzie nam stały spowiednik, rozmowy z doświadczonymi animatorami, dobre rekolekcje, konferencje, formacja we wspólnocie. Jednak najważniejsza jest modlitwa „w izdebce” – czyli spotkania we dwoje: tylko Bóg i ty. Bez takich spotkań nie zejdziesz w głąb duszy. Podobnie jak w małżeństwie, aby mogło się ono rozwijać, małżonkowie muszą mieć czas tylko dla siebie. Mogą przeżywać piękne chwile z dziećmi, spędzać czas w towarzystwie przyjaciół, jednak schodzenie w głąb relacji dokonuje się w spotkaniu „sam na sam”. To dość uniwersalna zasada.

 

Szum z Nieba nr 136/2016

http://szum.jezuici.pl/pl/kategorie/charyzmaty/item/1264-dojrzewanie-do-poslugi-charyzmatami

Możesz również polubić…